[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś szedłem sobie spokojnie ulicą i nie musiałem się martwić, żejakiś pieprzony samolot może ni stąd, ni zowąd spaść na głowę - rozumiesz, oco mi chodzi? Jak człowiek wie, to ma spokój.Nie musi się martwić, że coś musię nagle przydarzy.Patrz pan tego, jak mu tam, Joe Jordana.Jedzie sobiejakby nigdy nic po paczkę pieprzonych fajek, aż tu nagle - bach! - i dzieciakpod kołami.Dziękuję bardzo za taką przyjemność, ja tam wolę wiedzieć, kiedyprzyjdzie na mnie czas.I wtedy aż do tego czasu mogę się niczym nieprzejmować.- No a kiedy ten czas nadejdzie? Co wtedy zrobisz?- Zleję się w pieprzone gacie! - stary człowiek śmiał się z własnego żartu dorozpuku.Im dłużej wypytywałem ludzi, tym bardziej oczywiste stawało się dla mnie,że przeważająca większość jest zadowolona z "metody France'a i przerażonatym, że nagle, w sposób okrutny i niespodziewany, oddana została wniezdarne łapy losu.Ale byli i tacy, którzy woleli nie wiedzieć, co ich czeka.Nikt ich za to niepotępiał.Zgodnie z ustalonym od lat obyczajem, za obszerny egzemplarzhistorii i przyszłości każdej rodziny odpowiadał senior rodu.Księgę każdyotrzymał w prezencie od France'a.Ktokolwiek ukończył osiemnaście lat i byłciekaw, co z nim będzie dalej, mógł udać się do "starszego" i o wszystkozapytać.Sprzedawca ze sklepu spożywczego popatrzył na mnie jak na idiotę, kiedygo zapytałem, czy nie chciałby pożyć dłużej niż, wyznaczone mu przezFrance'a pięćdziesiąt jeden lat.- A po co? I tak zdążę wszystko zrobić.Pięćdziesiąt lat to kupa czasu.- Ale to takie.definitywne.Katastroficzne jakieś.Artretyczna dłoń sprzedawcy wyciągnęła z kieszeni fartucha czarnygrzebień z napisem AS i przeczesała nim równie czarne włosy.- Nie rozumiesz, Tom.Teraz mam trzydzieści dziewięć lat, tak? Wiem napewno, że zostało mi jeszcze dwanaście.Zmierć mnie nie przeraża.A ciebieprzeraża, co? Przyznaj się, że bywają dni, kiedy wstajesz rano i mówisz sobie:180Jonathan Carroll - Kraina Chichów"Może dzisiaj zostanę kaleką na całe życie", albo coś w tym stylu.A mytunigdy, nawet przez dwie sekundy, nie myślimy w ten sposób.Mam artretyzmrąk i umrę na raka mając pięćdziesiąt jeden lat.I kto z nas dwóch ma lepiej, tyczy ja? Sam powiedz uczciwie.- Mogę cię jeszcze o coś zapytać? - Jasne, wal śmiało.- Załóżmy, że jestem Galeńczykiem i wiem, że jutro umrę - że typrzejedziesz mnie na śmierć swoją furgonetką.Co się stanie, jeżeli zamknęsię w domu i w ogóle nie wyjdę jutro na ulicę? Co będzie, jeżeli na cały dzieńschowam się w szafie i uniemożliwię ci przejechanie mnie furgonetką?- Wtedy umrzesz w szafie, dokładnie o tej godzinie, o której miałem cięprzejechać.*W filmie mojego ojca "Cafe de la Paix" jest pewna scena, którą zawszebardzo lubiłem i która w czasie peregrynacji po Galen często mi sięprzypominała.Richard Eliot, alias "Szekspir", najlepszy angielski tajny agent wokupowanej przez nazistów Francji, zostaje zdemaskowany.Podziemnymikanałami wysyła z kraju żonę, a sam udaje się do "Cafe de la Paix", żeby tamczekać, aż przyjdą po niego szkopy.Zamawia kawę ze śmietanką, wyjmuje zkieszeni niedużą książkę i bierze się do czytania.Twarda sztuka.Kelnerpodaje mu kawę i natychmiast wieje, bo dobrze wie, co się święci.Ulica jestpusta, jesienne liście wolniutko omiatają nogi stolików.Reżyser okazał w tymmiejscu genialną intuicję: pozwolił, żeby przez trzy minuty absolutnie nic się naekranie nie działo.Kiedy wreszcie przed kawiarnię zajeżdża z piskiem oponczarny mercedes, widz, który już powyrywał wszystkie włosy z głowy, cieszysię, że Niemcy wreszcie są.Trzaskają drzwi, kamera śledzi przez jezdnię dwiepary wyglansowanych sztyletów.- Herr Eliot?Oficer niemiecki jest z gatunku "dobrych złych ludzi" (gra go, zdaje mi się,Curt Jurgens), wystarczająco bystrych na to, żeby wyśledzić Szekspira, ale idość wrażliwych, żeby po drodze nabrać szacunku dla aresztowanego.Mój ojciec podnosi wzrok znad książki i uśmiecha się.- Witam, panie Fuchs.181Jonathan Carroll - Kraina ChichówDrugi szkop daje krok w stronę ojca, ale Fuchs łapie go za ramię i każewracać do samochodu.Ojciec reguluje rachunek i dwaj mężczyzni wolnoprzechodzą przez jezdnię.- A gdyby tak ci się udało, Eliot, to co byś robił po powrocie do domu?- Co bym robił? - ojciec śmieje się i długo patrzy w niebo.- Nie mampojęcia, Fuchs.Taka możliwość przerażała mnie chwilami bardziej niżperspektywa ujęcia przez was - czy to nie śmieszne? Może w głębi duszy całyczas chciałem, żebym nie musiał się martwić o przyszłość.Czy pan, Fuchs,zastanawiał się kiedyś nad tym, co pan zrobi, kiedy Niemcy przegrają wojnę?Ileż to razy próbowałem nad ranem wyłożyć sens życia zaspanemukumplowi albo dziewczynie, z którą się w nocy kochałem.Tak się zawszezakałapućkałem w sprzeczne założenia i ewentualności, że w końcu albo teższedłem spać, albo się kochałem, albo popadałem w czarną rozpacz, bouświadamiałem sobie, że absolutnie nic nie wiem.Galeńczvkom ten problem był obcy.%7łyli w duchu najczystszego kalwinizmu,z tą różnicą, że nie martwili się zupełnie, co ich spotka po tamtej stronieśmierci.Nie mogli zmienić siebie ani swoich losów, za to świadomość, że nakońcowym egzaminie mają gwarantowaną czwórkę lub trójkę, była niezwykleistotna dla ich bieżącego życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]