[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan mógł, równie dobrze jak ja, robić za ducha „Bahii de Darwin”.Ludzie, którzy zabrali nasze łodzie ratunkowe, ani nie podejrzewali, że na statku jest jakakolwiek żywa dusza.Całkowicie osamotniony, jeśli nie liczyć mnie, Kapitan postanowił się upić.Holownik, wraz z posłusznie podążającymi za nim szalupami, zniknął już w górze rzeki.„San Mateo”, oświetlony jak bożonarodzeniowa choinka, odpłynął już w przeciwnym kierunku, a więc Kapitan nie czuł się skrępowany i mógł wykrzyczeć z mostku wszystko, co tylko mu przyszło do głowy, nie zwracając na siebie niczyjej nieprzychylnej uwagi.Stał więc z rękoma na kole sterowym i wołał wśród wieczornych gwiazd:— Człowiek za burtą!Kapitan mówił o sobie.Nie spodziewając się żadnego efektu, Kapitan nacisnął guzik uruchamiający lewy silnik.Z wnętrza statku dobiegło stłumione, głębokie dudnienie wielkiego diesla, będącego w idealnym stanie.Kapitan wcisnął więc drugi starter, ożywiający bliźniaczy prawy silnik.Ci niezawodni, pracujący bez słowa skargi niewolnicy przyszli na świat w Columbus, w stanie Indiana — niedaleko od uniwersytetu, w którym Mary Hepburn zdobyła stopień magistra biologii.Jaki ten świat jest mały.To, że silniki nadal mogły pracować, było dla Kapitana po prostu jeszcze jednym dowodem na to, że należy się upić.Wyłączył wiec silniki i było to z jego strony bardzo rozsądne.Gdyby pozwolił im pracować na tyle długo, aby naprawdę się rozgrzały, ta termiczna anomalia zwróciłaby na siebie elektroniczną uwagę peruwiańskiego myśliwca bombardującego, który krążył gdzieś w stratosferze.W Wietnamie posiadaliśmy tak czułe na różnice temperatury urządzenia, że potrafiły one wykryć w nocy obecność ludzi, a właściwie dużych ssaków, tylko dlatego, że ich ciała były odrobinę cieplejsze od otoczenia.Pewnego razu zleciłem ogień zaporowy z powodu bawołu.Zazwyczaj jednak byli to ludzie, usiłujący podkraść się i — w miarę możności — zabić nas.Ale życie! Wolałbym już rzucić broń w krzaki i zostać rybakiem.W tym też mniej więcej stylu rozmyślał na mostku Kapitan, to znaczy: „ale życie!” i tak dalej.Wszystko było dość zabawne, tylko nie bardzo chciało mu się śmiać.Uważał, że życie go zweryfikowało, że uznało go za nic niewartego i w związku z tym postanowiło z nim skończyć.Cóż, mało wiedział!Kapitan, klapiąc bosymi stopami po gołej stali, wyszedł na pokład plażowy, znajdujący się za mostkiem i kabinami oficerów.Ponieważ pokład został ograbiony z wykładzin, zaczopowane otwory przeznaczone do umieszczenia w nich uzbrojenia były widoczne nawet w świetle gwiazd.Osobiście spawałem cztery spośród nich, chociaż większość mojej pracy, mojej najlepszej pracy, odbywała się głęboko pod pokładem.Kapitan popatrzył na gwiazdy, a jego wielki mózg powiedział mu, że w skali kosmosu Ziemia jest nieistotnym pyłkiem kurzu i że nie ma większego znaczenia to, co się z nim stanie.Do tego właśnie wykorzystywały swoją nadmierną pojemność takie wielkie mózgi — do ględzenia w tym stylu.Dzisiaj już nie uświadczysz podobnie myślących ludzi.Tak więc Kapitan dojrzał spadającą gwiazdę — meteoryt spalający się na krawędzi atmosfery, tam gdzie podpułkownik Reyes otrzymał właśnie komunikat, że Peru oficjalnie jest w stanie wojny z Ekwadorem.Spadająca gwiazda dała mózgowi Kapitana pretekst do ponownego zastanowienia się nad tym, jak bardzo ludzie są nieprzygotowani na ewentualność gradu meteorytów.W chwilę potem od strony lotniska rozległ się huk potwornej eksplozji.Były to zaślubiny rakiety i radarowej czaszy.Hotelowy autobus, cały wymalowany w głuptaki błękitnonogie, morskie iguany, pingwiny, bezlotne kormorany i tak dalej, stał w tym czasie przed szpitalem.*Siegfried, brat Kapitana, miał właśnie udać się do środka, by zapewnić jakąś pomoc *Waitowi, gdyż ten stracił przytomność.Atak serca, który spowodował, że zboczyli z drogi na lotnisko, niewątpliwie uratował życie wszystkim pasażerom autobusu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]