[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy się znów spotkamy, będziesz moją niewolnicą.ROZDZIAŁ 33Jak głosiła ludowa piosenka, "handlarze płyną w dół i w górę rzeki, żwawi jak muchy przewożą towary z jednego miasta do drugiego i dostarczają temu, co nic nie ma".Na statku pełno było dyskutujących Syryjczyków, Greków, Cypryjczyków i Fenicjan, którzy porównywali swoje ceny i dzielili przyszłą klientelę.Pazer trzymał się z boku.Nikt nie rozpoznałby wezyra Egiptu w tym banalnie ubranym młodym mężczyźnie, którego jedynym bagażem była wysłużona mata.Na niej sypiał.Na dachu zastawionego bagażami statku czuwał Zabójca.Jego spokój dowodził, że połykacza cieni nie ma w pobliżu.Kem w kapturze na głowie -nie chciał być rozpoznany -nie opuszczał dziobu.Ale kupcy byli zbyt zajęci obliczaniem swoich zysków, by interesować się innymi pasażerami.Statek płynął szybko przy korzystnym wietrze.Kapitan i jego załoga otrzymają wysoką premię, jeśli dotrą do celu szybciej, niż przewidywano.Zagranicznym kupcom spieszyło się.Między Syryjczykami a Grekami wybuchła sprzeczka.Pierwsi proponowali drugim naszyjniki z półszlachetnych kamieni w zamian za ich wazy z Rodos.Grecy wzgardzili jednak tą ofertą, uważając ją za niezbyt korzystną.Ich postawa zdziwiła Pazera, bo transakcja wydała mu się korzystna.Incydent wygasił kupieckie zapały; pasażerowie zamknęli się, każdy z osobna, w medytacji nurtu Nilu.Dotarłszy do "wielkiej rzeki", która przecinała Deltę, handlowy statek skierował się na wschód i wpłynął na "wody Re", wodne ramię oddzielające się od głównego nurtu ku skrzyżowaniom dróg obsługujących Kanaan i Palestynę.Grecy wysiedli podczas krótkiego postoju na równinie.Kem ruszył za nimi, a za nim Pazer i Zabójca.Zrujnowana przystań wydawała się opuszczona.Wokół były tylko lasy papirusów i bagna.Zewsząd zrywały się stada kaczek.-To tutaj Mentemozis zwąchał się z grupą greckich kupców -wyjaśnił Nubijczyk.-Wyruszyli lądem na południowy wschód.Idąc w ślad za tymi tutaj, dotrzemy do celu.Kupcy, nieufni, gadali i gadali.Przeszkadzała im obecność tej trójki.Jeden z nich, lekko kulejący, odwrócił się i wyszedł im na spotkanie.-Czego chcecie?-Pożyczki -odparł Pazer.-W tej dziurze?-Nie dostalibyśmy jej w Memfisie.-Upadłość?-Niektóre interesy nie są tam możliwe, bo mamy za dużo pomysłów.Podążając za wami, trafimy może na ludzi bardziej wyrozumiałych.Greka chyba to zadowoliło.-Właściwie dobrze trafiliście.Wasza małpa jest.Jest na sprzedaż?-Jeszcze nie w tej chwili -odrzekł Kem.-Są na nią amatorzy.-To dzielne zwierzę, nieśmiałe i niegroźne.-Posłuży wam jako gwarancja i nieźle wam za niego zapłacą.-Czy to daleko stąd?-Dwie godziny marszu.My czekamy na osły.Karawana ruszyła równym krokiem.Ciężko obładowane osły, wprawione do ciężkiej pracy, nie potykały się.Ludzie parokrotnie pili wodę, a Pazer zwilżał pyski czworonogów.Minąwszy zaniedbane pole, ujrzeli cel podróży: niskie domki małego miasteczka otoczonego murami.-Nie widzę żadnej świątyni -zdumiał się Pazer.-Ani pylonów, ani monumentalnych odrzwi, ani powiewającego na wietrze proporca.-Tu niepotrzebne są świętości -odparł rozbawiony Grek.-To miasteczko zna tylko jednego boga: zysk.To jemu wiernie służymy i dobrze się mamy.Główną bramą, której pilnowali dwaj dobroduszni strażnicy, wpływał tłum osłów i kupców.Ludzie się potrącali, nawoływali, następowali innym na nogi i tonęli w nieprzerwanym nurcie zalewającym wąskie uliczki, na których otwierano najróżniejszej wielkości sklepy.Palestyńczycy, bosi i z brodami w szpic, szerokimi bokobrodami i obfitymi czuprynami zebranymi na czubkach głów taśmą, byli dumni ze swoich kolorowych płaszczy, które kupili u Libańczyków, słynących z doskonałego liczenia w pamięci.Kananejczycy, Libańczycy i Syryjczycy brali szturmem stragany Greków, pełne importowanych produktów, a zwłaszcza waz o smukłych kształtach i przedmiotów służących toalecie.Nawet Hetyci kupowali miód i wino, niezbędne na ich stołach i do rytuałów.Obserwując te transakcje, Pazer szybko zauważył pewną anomalię: kupujący nie proponowali nic w zamian za dobra, które nabywali.Po zakończeniu zażartych negocjacji zadowalali się uściśnięciem dłoni sprzedawcy.Pod czujnym okiem Kema i pawiana Pazer zbliżył się do gadatliwego Greka, małego i brodatego, który wystawiał wspaniałe srebrne puchary.-Chciałbym ten.-Co za doskonały gust! Jestem naprawdę zdumiony.-Dlaczego? :-To mój ulubiony.Rozstanie się z nim zmartwiłoby mnie bardziej, niż umiałbym to wyrazić.Niestety, takie jest prawo handlu.Dotknij go, młodzieńcze.Pogłaszcz.Zapewniam, że jest tego wart.Żaden artysta nie jest zdolny wykonać nic podobnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]