[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale przynajmniej była ruiną imponującą.Jej bujne kształty, jej pełnokrwista radość życia były takie same jak kiedyś, no i jak nikt inny potrafiła łechtać męską próżność.Zaciągnęła Poirota do stolika, przy którym siedziały dwie osoby.- Mój przyjaciel, mój sławny przyjaciel pan Herkules Poirot - przedstawiła go.- Postrach złoczyńców! Kiedyś sama się go bałam, ale teraz prowadzę krańcowo inne życie, cnotliwie nudne.Czyż nie mam racji?- Hrabino, niech pani nigdy nie wymawia słowa "nuda" - odpowiedział wysoki, szczupły mężczyzna w starszym wieku, do którego się zwróciła.- Profesor Liskeard - oświadczyła hrabina.- Wie wszystko o przeszłości i to właśnie on udzielił mi bezcennych wskazówek co do wystroju tego wnętrza.Archeolog wzruszył lekko ramionami.- Gdybym wiedział, co pani zamierza! - mruknął.- Rezultat jest raczej przerażający!Poirot bacznie przyjrzał się freskom.Na ścianie przed sobą ujrzał Orfeusza grającego z orkiestrą jazzową, podczas gdy Eurydyka spoglądała pełnym nadziei wzrokiem na ruszt.Naprzeciwko Ozyrys i Izis najwyraźniej wydawali przyjęcie na łodziach w podziemnym Egipcie.Na trzeciej ścianie młodzi ludzie obojga płci zażywali wspólnej kąpieli w strojach Adama i Ewy.- Kraina młodości - wyjaśniła hrabina i jednym tchem dopełniła formalności, przedstawiając: - A to jest moja mała Alice.Poirot skłonił się drugiej osobie przy stoliku - poważnej dziewczynie w kostiumie w szachownicę.Nosiła okulary w rogowej oprawie.- Ona jest bardzo, bardzo mądra - ciągnęła hrabina Vera Rossakoff.Ma doktorat, jest psychologiem i zna wszystkie powody, dla których wariaci są wariatami! To wcale nie dlatego, jak by się zdawało, że są obłąkani! Nie, jest całe mnóstwo innych powodów! Uważam, że to bardzo dziwne.Dziewczyna imieniem Alice uśmiechnęła się uprzejmie, choć z pewnym lekceważeniem.Stanowczym tonem zapytała profesora, czy nie miałby ochoty zatańczyć.Wyraźnie mu to schlebiło, choć wzbudziło też niejakie wątpliwości.- Droga młoda damo, obawiam się, że potrafię tańczyć tylko walca.- To właśnie jest walc - powiedziała cierpliwie Alice.Wstali i poszli na parkiet.Nie tańczyli.dobrze.Hrabina Rossakoff westchnęła.- A jednak ona wcale nie jest taka brzydka - wypowiedziała na głos swoje myśli.- Nie próbuje zaprezentować się z najkorzystniejszej strony - ocenił Poirot.- Szczerze mówiąc, nie rozumiem tej dzisiejszej młodzieży - zawołała hrabina.- Oni wcale nie starają się podobać.Ja w latach mojej młodości zawsze się o to starałam.twarzowe kolory, sukienki wypchane tu i tam, mocno ściągnięty w talii gorset, włosy w może nieco bardziej interesującym odcieniu.Odrzuciła z czoła ciężkie tycjanowskie sploty - trudno byłoby zaprzeczyć, że ona w każdym razie starała się, i to bardzo!- Zadowalać się tym, co ci dała natura.ależ to głupota! A nawet bezczelność! Ta mała Alice, ona wypisuje długie elaboraty na temat seksu, ale jak często, pytam pana, jakiś mężczyzna proponuje jej wyjazd do Brighton na weekend? Wciąż tylko dlugaśne słowa, praca, dobrobyt klasy robotniczej i przyszłość świata.Bardzo to zacne, ale pytam pana, czy jest w tym jakaś radość? Niech pan tylko spojrzy, cóż za nudny świat urządziła nam ta młodzież! Same przepisy i zakazy! Nie tak, jak za moich lat.- A właśnie, madame, jak się miewa pani syn? - Poirot w ostatniej chwili powiedział "syn" zamiast "malec", przypominając sobie, że minęło już dwadzieścia lat.Twarz hrabiny rozpromieniła się macierzyńskim entuzjazmem.- Ukochany aniołek! Jest już taki duży, taki barczysty, przystojny! Mieszka w Ameryce.Buduje tam.mosty, banki, hotele, domy towarowe, koleje, wszystko, czego Amerykanie sobie życzą!Poirot był nieco zaskoczony.- A więc jest inżynierem? Albo architektem?- Czy to ważne? - zapytała hrabina.- Jest cudowny! Jest pochłonięty żelaznymi dźwigarami, maszynami i czymś, co się nazywa napięciem.Rzeczami, których zupełnie nie mogę zrozumieć.Ale się uwielbiamy, uwielbiamy się cały czas! I ze względu na niego uwielbiam też małą Alice.Ależ tak, są zaręczeni.Spotkali się w samolocie, na statku czy w jakimś pociągu i zakochali się, w dodatku w trakcie rozmowy na temat dobrobytu klasy robotniczej.A kiedy przyjechała do Londynu, przyszła do mnie, a ja ją przygarnęłam całym sercem.- Hrabina splotła ramiona na obfitej piersi.- I powiedziałam: "Ty i Niki się kochacie, więc ja też cię kocham, ale jeżeli go kochasz, dlaczego zastawiłaś go w Ameryce?" A ona na to coś o swojej "pracy" i o książce, którą pisze, o swojej karierze, i szczerze mówiąc, nic z tego nie rozumiem, ale zawsze mówiłam: "Grunt to tolerancja" [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl