[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Może nic, a może właśnie wszystko.W poniedziałek po południu zespół śledczy z FBI zakończył przeszukiwanie okolic Water Street, gdzie rzekomo mieściła się terrorystyczna melina.W środę George Reikoff podesłał mimochodem kopię raportu dowodowego Walterowi Linbergowi, wraz z krótką notą informującą byłego agenta, że na polecenie Reikoffa Linberg będzie odtąd persona non grata w waszyngtońskim biurze FBI.W piątek przed południem Linberg dostał do wglądu kopię notatki służbowej, przekazanej przez Sekcję Budżetu i Rachunkowości na ręce Thomasa Asha, dyrektora USIST, który był bezpośrednim zwierzchnikiem Waltera.Notatka zawierała szczegółowe wyliczenie kosztów operacji przeprowadzonej przez oddziały szturmowe FBI i policji waszyngtońskiej oraz sprawozdanie robocze, w którym Reikoff opisał przyczyny zorganizowania operacji i udział w niej Linberga.W notatce stwierdzono bez ogródek, że skoro zasadzkę zorganizowano na podstawie ewidentnie błędnych informacji Linberga, USIST powinien przynajmniej w części pokryć koszt operacji.W konkluzji zostało zawarte życzenie, by pracownicy USIST nie mieszali się więcej do spraw FBI.W pół godziny po tym, jak dokument wylądował na biurku Waltera Linberga, przyszło wezwanie na rozmowę z dyrektorem Ashem - jeszcze tego samego dnia po południu.Po kilkakrotnym przeczytaniu notatki początkowy gniew Linberga ustąpił miejsca gorzkiej rezygnacji.Ponieważ w rzeczywistości zasadzkę zorganizowano na podstawie konkretnych informacji zdobytych podczas śledztwa w St.Augustine, było rzeczą oczywistą, że Reikoff i Biuro waszyngtońskie robią z Waltera kozła ofiarnego.Wyraźnie obciążono go odpowiedzialnością za straty w wysokości dwudziestu tysięcy dolarów i Linberg nie miał złudzeń, jakie kroki podejmie w tej sytuacji Ash.Potrzebny był chłopiec do bicia i nadarzył się Linberg.Podyktował więc sekretarce tekst swego wymówienia i poprosił, by po przepisaniu na maszynie zaniosła pismo osobiście do gabinetu dyrektora.Sekretarka zabrała się do roboty, a on przeglądał wstępny raport zespołu śledczego, rozpaczliwie szukając jakiejś wskazówki co do kolejnych poczynań terrorystów.Tak czy owak, choćby ze względu na urażoną dumę zawodową, postanowił prowadzić śledztwo, dopóki zdoła.Był przekonany, że grupa terrorystyczna stwarza nie lada zagrożenie.Zatrudnił się w Biurze jako młody zapaleniec, lecz lata pracy w aparacie sprawiedliwości nauczyły go, że popełnianie błędów, a potem ich tuszowanie, niweczy postęp śledztwa w połowie spraw prowadzonych przez agentów.Nie miał zamiaru dawać za wygraną i w tym przypadku, choćby nawet przyszło mu zwrócić się do prasy, a tym samym popełnić jeden z grzechów głównych: skompromitować FBI.Sam raport śledczy był doskonałym przykładem na to, jak rozbudowana biurokracja potrafi zdławić dochodzenie.Raport sporządzało dwanaście osób z sześciu różnych sekcji FBI, począwszy od daktyloskopii, a na archiwum skończywszy.Każdy wydział ma swoje własne metody i procedurę postępowania; cały różnorodny materiał przesiewany jest ostatecznie w Sekcji Ujednolicania Raportów o Przestępstwach, podległej Wydziałowi Systemów Komputerowych.W rezultacie raport stanowił bezładną mieszankę informacji, z których niewiele wynikało.Na przykład pracownicy daktyloskopii przekazali zebrane odciski chłopcom z pionu technicznego, a ci z kolei przesłali je do analizy porównawczej.Stamtąd nadeszła odpowiedź, że w kartotece nie figuruje żaden z tych odcisków, a przecież Linberg zaopatrzył zarówno Swansona, jak i Reikoffa w komplety odcisków palców grupy terrorystów.Czasem Linberg dziwił się, że w ogóle jakieś przestępstwa bywają wykrywane.Po godzinie ślęczenia nad raportem wyłowił tylko dwie informacje, które mogłyby naprowadzić na jakiś ślad.Po pierwsze, sprężarka i jeszcze kilka stojących w budynku urządzeń prawdopodobnie parę dni wcześniej posłużyły do przemalowania samochodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]