[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewiele to jednak pomogło.Ludzie cesarstwa rzymskiego stracili zaufanie do dawnych bogów*, a zadowolenia swej głębokiej potrze­by religijnej szukali w kultach wschodnich.W żadnym może czasie nie istniało tak żywe pragnienie wiary, które starano się zaspokoić wszelkiego rodzaju zabobonami.Wówczas to, po raz pierwszy, świat rzymski zapoznał się z astrologią, czyli tajemną nauką o gwiazdach, która miała odtąd przez kilkanaście wieków panować nad umysłami ludzkimi.Astrologia pochodziła ze Wschodu, a najbieglejsi w niej byli kapłani chaldejscy.Nauka ta polegała na przekonaniu o nie­zmiennym porządku świata, którego dowodem i wyrazem jest nie­wzruszony bieg gwiazd.Ciała niebieskie mają duszę powstałą z tego samego eteru, z którego uczyniona jest i dusza ludzka.Życie gwiazd związane jest z życiem ludzkim, a z ich konstelacyj wyczytać moż­na przyszłość z pomocą ścisłych obliczeń.Stąd astrologów nazywano “matematykami".W połączeniu z magią, która zyskiwała w tych czasach wyznawców wśród najwyższych sfer społeczeństwa, astro­logia zaspokajała niższe instynkty religijne, przede wszystkim głód cudowności, tak znamienny dla społeczeństwa rzymskiego z I lub II wieku n.e.Jednocześnie dochodziła do głosu wyższa potrzeba: pewnego ładu w pojęciach religijnych.Rzymianin z II wieku n.e.otoczony był bogami rzymskimi, greckimi, egipskimi, wschodnimi, nie licząc tych, którzy cisnęli się z Północy i dalszego Zachodu.Na widok tego ro­jowiska bogów różnojęzycznych ogarniało ludzi znużenie.Nabrzmie­wało w duszach mimowolne pragnienie jakiejś jednej wspólnej wiary.Starano się tedy usunąć sprzeczności między poszczególnymi wierzeniami, tysiące imion boskich uważano za rozmaite nazwy tego samego bóstwa, którego człowiek ani poznać, ani oglądać nie może.Zanim jeszcze chrześcijaństwo zapanowało nad światem, poznali sta­rożytni niektóre pojęcia chrześcijańskie.Dowiedzieli się mianowicie, że drogą ascezy, wyrzeczenia się przyjemności życiowych, przez ży­wot czysty i pełny poświęcenia można się zbliżyć do niepoznawal­nego bóstwa.Mówiono im o tym w misteriach wschodnich, które najzupełniej w cień usunęły dawne misteria greckie.Zjednywały one ludzi i przez to, że nie ograniczały się do jakiegoś kraju lub narodu, nie znały różnicy między Grekami lub Rzymianami a bar­barzyńcami, ani między panami i niewolnikami, lecz do każdego człowieka, bez różnicy stanu i pochodzenia, odnosiły się jako do grzesznika szukającego pociechy.Nie dziw więc, że szeregi ich wy­znawców zapełniali głównie niewolnicy, ludzie biedni i żołnierze.Po wszystkich krańcach starożytnego świata spotykamy świątynie, kaplice i ołtarze tych bóstw wschodnich.Najszerzej rozwinął się irański kult Mitry.Legiony rzymskie, gdzie miał najwięcej wyznawców, zaniosły go nad Dunaj i do la­sów Germanii, na piaskach Afryki i wśród mgieł Brytanii stanęły ołtarze tego boga światłości.Zwał się Sol Invictus — Słońce Niezwyciężone.W misteriach Mitry nauczano, że każdy człowiek stoi między wrogimi potęgami światła i ciemności, a po śmierci walczą o jego duszę złe i dobre moce.Jedynie przed wtajemniczo­nym, który zna słowa zaklęcia, otwiera się osiem bram prowadzą­cych do najwyższych regionów nieba, ku wiecznej szczęśliwości.Słabej i ułomnej istocie ludzkiej pomaga Mitra — tak w życiu do­czesnym, jak i poza grobem.Albowiem sam niegdyś zstąpił na zie­mię i znowu wrócił do nieba.Wtajemniczeni przechodzili różne stopnie i nadawano im różne imiona: kruków, żołnierzy, lwów.Naj­wyższy stopień określano mianem ojca.Mitraiści znali rodzaj chrztu, który z grzechów oczyszczał, i urządzali wspólne uczty na pamiąt­kę rozmaitych faktów z życia Mitry.Wszystkie obrzędy spełniano w grotach podziemnych.Już teraz nikt nie walczył z obcymi bogami.W mrok bezpowrot­nej przeszłości zapadły czasy, w których na rozkaz senatu i konsu­lów burzono kaplice Izydy.I senat, i konsulowie od dawna byli wy­znawcami wschodnich religii.Należało to po prostu do dobrego tonu, odkąd sami cesarze popierali bóstwa obce na niekorzyść rodzi­mych.Zresztą i cesarze nie byli już rzymskiego pochodzenia.Taki np.Heliogabal, w którego cieniutkich żyłach płynęła krew syryjska, w r.219 n.e.sprowadził do Rzymu kamiennego fetysza boga słoń­ca, Baala, i kiedy w uroczystej procesji niesiono tę wschodnią świętość, posągi wszystkich bogów Rzymu szły za nią niby orszak służby.Ogień Westy po dawnemu płonął w czcigodnej świątyni.Bracia Rolni wciąż jeszcze powtarzali swe niezrozumiałe modlitwy, luperkowie biegali dookoła Palatynu jak za czasów Romulusa — ale religii rzymskiej już nie było.Istniała jakaś mieszanina wszel­kich bóstw Wschodu i Zachodu, Północy i Południa, dziki rozgar­diasz zupełnie sprzecznych pojęć religijnych, zbiorowisko wierzeń, kultów i obrzędów, w których nie było ani ładu, ani myśli przewod­niej.Każdy wierzył, w co chciał, a naprawdę z dnia na dzień ocze­kiwał nowego objawienia.Dało je w końcu chrześcijaństwo i ze zdumiewającą łatwością odniosło zwycięstwo nad zgrzybiałymi, a po części martwymi religiami.Najdłużej oparła się starorzymska religia wpływom obcym, a na­wet zwycięskiemu pochodowi chrześcijaństwa — po wsiach ital­skich.Ci wieśniacy — pagani, stąd nasi “poganie" — pozostawieni w tym samym kręgu zajęć rolniczych, niezmiennych od pra­wieków, zasiedziali na swych polach, pośród winnic i sadów, głusi byli na wołanie z dalekiego świata i wiernie przechowywali prastare przepisy dobrego króla Numy.Ich chata, taka sama jak ta, w której mieszkał Romulus, miała zawsze jako największą świętość — ogni­sko stojące pod opieką bóstw domowych.Religia ich polegała na uczuciach związanych z tajemniczym życiem ziemi i na zwyczajach mających niezłomną moc trwania.Poza tym miała w sobie jakąś dziwną dokładność.Zawsze ten sam dąb odwieczny, ten sam szczyt góry, ten sam gaj szumiący boskim szmerem — skupiał na sobie całą uwagę religijną ludności spokojnej, żyjącej z dala od gwaru i przewrotów wielkiego świata.Niepodobna określić, kiedy właści­wie zginęła ta religia wiejska — “pogańska" — ale musiało się to już stać bardzo późno: wtedy już w Rzymie na stolicy Piotrowej siedzieli arcykapłani nowej religii powszechnej.KULT CEZARÓWNiejeden się zdziwi, że w epoce tak wysokiego poziomu cywiliza­cji, jak za cesarstwa rzymskiego, powstaje tzw.kult cezarów, czyli ubóstwienie osoby panującego.Znajdowało ono oparcie w przekona­niu starożytnych, że człowiek przez swe zasługi, siłę lub rozum może zdobyć rzeczywistą nieśmiertelność i zrównać się z bogami.Zwłaszcza panujący, z racji swej nieograniczonej władzy, miał pra­wo do tytułu boga, któremu — zdawało się — był równy potęgą.Z dawien dawna faraonowie egipscy i władcy asyryjsko-babilońscy doznawali od swoich poddanych czci boskiej.Bez wpływów zewnętrznych kult wielkich i sławnych ludzi roz­szerzył się w Grecji, której religia, pełna bohaterów, nie znała ści­słych granic między człowiekiem i bogiem.Każdy założyciel nowej osady, a później i niejeden szczególnie zasłużony obywatel, odbierał w swym mieście cześć boską jako heros [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl