[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapomniana leśniczówka.Nieodległe, pewnie za granicą położone lądowisko.Czyż to nie były wymarzone elementy kanału przerzutowego? Jak dziwnie by to niebrzmiało, niewolnictwo  w tym wypadku kobiet  wcale nie jest w XXI wieku pojęciem beztreści.Nawet w tak cywilizowanej części świata jak Europa.Brakowało mi w tym wszystkimjakiegoś dodatkowego spoiwa; nie potrafiłem go nazwać, ale wiedziałem, że kiedyś mnie olśni.Oby tylko nie za pózno.Przy najbliższej okazji zapytam Bielskiego o zaginięcia młodych kobietw K.Nagle z czarną rozpaczą pojąłem, że okazji nie będzie.Ani najbliższej, ani żadnej.W rękach pilota zadzwięczała komórka.Mężczyzna podszedł do mafiosa, przekazującjakąś informację, na co don Pasquale udzielił mu krótkiej instrukcji.Po chwili na schodach dałysię słyszeć kroki pozostałej dwójki.To był ostatni moment, aby działać.Ale don Pasquale niewahał się ani chwili.Wycelował we mnie ten swój damski pistolecik, co do siły rażenia któregonie miałem, niestety, wątpliwości. Nie radzę  brzmiało krótkie ostrzeżenie.Od tej chwili sprawy zaczęły toczyć się z niebywałą szybkością.Z korytarza docierały odgłosy szarpaniny.Przez sekundę dostrzegłem potężniezbudowanych Włochów transportujących w żelaznym uścisku Antosię, która  choć wyrywałasię, gotowa wydrapać im oczy  nie była w stanie przeciwstawić się fizycznej sile.Krzyknąłem,ale w tym samym momencie gdzieś w pobliskim lesie rozległa się eksplozja tak potężna, że wpokoju powypadały szyby z okien, ściany zadrżały w posadach, a drzwi wyleciały z futryn. Stało się  nieomal pogodnie stwierdził don Pasquale. Pański nadkomisarz jużnam nie będzie bruzdził.A mógł długo i szczęśliwie zajmować się swoimi małymi,prowincjonalnymi gówienkami.Od strony podwórca dał się słyszeć łoskot uruchamianego helikoptera.Teraz już naprawdę nie miałem nic do stracenia.Niepomny na ostrzeżenia i instynktsamozachowawczy ruszyłem na Collontaniego.Temu jednak ręka nie zadrżała. Ostrzegałem przecież  rzucił beznamiętnie i pociągnął za spust.Poczułem, jakby mi urywało rękę.Gdzieś w szczątkach tlącej się jeszcze logiki, pojąłem,że mafioso próbował strzelać w serce.Jego zawiodła celność, mnie zaś dopisało.No właśnie;czy przedłużanie tortury można nazwać szczęściem? Trafił w lewe ramię, które od czasuwypadku (kiedy to było?) i tak obejmował powolny paraliż.Nie należało wyprowadzać go zbłędu.Upadłem na ziemię, a ponieważ i krew, i ból były najzupełniej autentyczne, scena agoniiwypadła przekonująco.Zwłaszcza że straciłem przytomność.Musiałem odzyskać ją w chwilę potem, bowiem wirnik maszyny ciągle jeszcze pracowałna jałowych obrotach.Canio ponownie śpiewał swoją arię, lecz miłośnik opery już nam nietowarzyszył.Zamiast tego pokój zalewała coraz większa jasność.I ciepło.Wokół siebiedostrzegłem gwałtownie rozprzestrzeniające się płomienie, które z upodobaniem lizałydrewnianą konstrukcję.Brak szyb i powybijane drzwi przyspieszały dzieło zniszczenia.Oddychanie sprawiało mi coraz większą trudność, przechodzącą w nieznośny ból, zaś przedoczami tańczyły powiększające się czarne plamy.Rzut oka w kierunku antresoli przekonał mnie,że schody przestały istnieć.W tej samej chwili obroty silnika osiągnęły prędkość startową.To tak, w całkowitej beznadziei, w ogniu i popiołach, które pochłaniały ostatnietchnienie, miała zakończyć się moja przygoda z życiem?! I co z tego, że  definitywne tymrazem  rozstanie ze światem odbywało się w blasku płomieni i przy muzyce, która nie chciałazamilknąć? Prawdziwe sobótki.A raczej noc Walpurgii.Niestety; nic nie mogłozrekompensować fatalnego, tragicznego, niewyobrażalnie smutnego bilansu altowiolistycznychdokonań. Zginął nadkomisarz Bielski i nie wiadomo ilu jego ludzi.W czeluściach Solnej Górydogorywał Gedete.Antosię  w mojej przytomności i na moich oczach  porywano, abyzniewolić i do końca życia skazać na dom publiczny we Włoszech.Nie wątpiłem, że jejostateczne zniknięcie Sabina i Sebastian przypłacą życiem.Nie wspominając już o Adeli.Poderwałem się z ziemi w tej samej chwili co Hermes.Umykając jęzorom o barwiekrwistej pomarańczy, wybiegłem na balkon, z którego odbiłem się już nie z całych sił  bo tychnie miałem  ale z samej głębi rozpaczy i desperacji.Prawa ręka uchwyciła płozę wzbijającegosię helikoptera.Nagłe szarpnięcie rozkołysało niewielką maszynę, zaś w mojej klatce piersiowejeksplodowało ognisko bólu.Wędzone żeberka.Pilot już wiedział, że ma nadkomplet.Helikopter zaczął krążyć i kołysać się nad płonącym domem i polaną, próbując strząsnąć mniejak niepotrzebny owoc.Wiedziałem, że długo nie wytrzymam.Raz jeszcze ruszyła karuzelaostatnich dni i godzin.W ramionach moich błogi znajdziesz sen.Niech będzie słodki.Niech zetrze ze mnie sól i gorycz ostatnich rozczarowań.W tej chwili ostatecznej usłyszałem nagle wołanie Antosi.I Roberta.A nawetszczekanie Estona.Bądz dobrej myśli.Resztką sił próbowałem jeszcze zahaczyć nogą o płozę śmigłowca.Ale w tej właśniechwili gwałtowny manewr wyrwał mi z dłoni ostatni z argumentów.Boże! To niezwykłe! Czekali na mnie! A więc wszyscy zginęliśmy.Antosia (któż inny mógł to być?) tuliła się, szeptała czułe słówka, gładziła mnie porękach i całym ciele (jak na ducha, całkiem niezle odczuwałem ból), rosiła moje powiekiwłasnymi łzami i całowała okolice moich niematerialnych już ust (przyznajmy, że receptoryprzyjemności też działały przyzwoicie).Po chwili do akcji wkroczył wielki jęzor Estona, któryjednym mlaśnięciem przemył mi czoło.Otworzyłem oczy.Zaświaty wyglądały dość realistycznie.W dodatku ruszały się.Płynęliśmy na chmurce.Nade mną stał nadkomisarz Bielski, zadziwiająco brudny, ale i podejrzanie zadowolony jak naducha.I jeszcze jakiś facet w jaskrawym uniformie.Odzwierny Zwiętego Piotra? Aadnyfartuszek wyfasował.Brakowało tylko Gedete.Czyżby jeszcze nie.przeszedł?A więc tak jest po drugiej stronie?! Mogło być gorzej!Zastanawiało mnie tylko, dlaczego oni stoją, ja zaś leżę.W dodatku oddychanieutrudniała mi jakaś maska.Zaświaty czy nie, wyrównajmy szanse.Pokazałem, że to coś natwarzy uniemożliwia mi odezwanie się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl