[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie chciało mu się też zniżać głosu.Jondyn zawsze mówił to, co myślał, nie zważając na to, kto go słucha; to też stanowiło przyczynę jego złej reputacji.- Lepiej by dla nas było, gdyby one wszystkie wczoraj zginęły, chłopcze.Zapłacimy za to, zanim cała rzecz się skończy.Wspomnisz moje słowa: słono zapłacimy.Perrin odseparował się od innych dźwięków, co dla jego uszu nie było łatwym zadaniem.Najpierw Aram, a teraz Jondyn i Tod, mimo iż ci nie mówili o tym tak bezpośrednio.“A żeby ten Jondyn sczezł!” - Nie, przy tym człowieku Mat mógłby uchodzić za wzór cnót, ale skoro ten o tym mówił, to w takim razie inni tak myśleli.Żaden mężczyzna z Dwu Rzek nie skrzywdziłby z rozmysłem kobiety, ale kto jeszcze pragnął śmierci Aes Sedai wziętych do niewoli? I kto mógłby próbować zamienić to życzenie w czyn?Niespokojnie ogarnął wzrokiem krąg wozów.Myśl, że być może będzie musiał chronić Aes Sedai, nie była miła, ale nie odegnał jej.Niespecjalnie przepadał za Aes Sedai, a już najmniej za tymi tutaj, ale wychowano go w milczącym przekonaniu, że mężczyzna powinien iść na każde ryzyko, żeby tylko ochronić kobietę w takim stopniu, w jakim ona na to pozwoli; i w najmniejszej mierze nie było istotne, czy ją lubił albo w ogóle znał.Prawda, taka Aes Sedai potrafiła zawiązać wybranego mężczyznę na dziewięć różnych supłów, jednak odcięta od Mocy stawała się taka sama jak inni ludzie.Dlatego właśnie tak się wewnętrznie zmagał za każdym razem, kiedy na nie spojrzał.Dwa tuziny Aes Sedai.Dwa tuziny kobiet, które zapewne umiały obronić się bez Mocy.Przez chwilę przypatrywał się pilnującym je Asha’manom; wszyscy bez wyjątku mieli na twarzach maski przywodzące na myśl śmierć.Wyjąwszy tych trzech, którzy strzegli ujarzmionych kobiet.Starali się wyglądać na równie posępnych i mrocznych jak pozostali, ale pod tym kryło się coś jeszcze innego.Być może satysfakcja.Gdyby tylko znajdował się dostatecznie blisko, by poczuć ich zapach.Każda Aes Sedai stanowiła zagrożenie dla Asha’manów.I być może było również na odwrót.Może oni je tylko ujarzmią.Na podstawie tych skąpych informacji, które udało mu się posłyszeć, ujarzmienie równało się zabiciu, po którym trzeba odczekać kilka lat, zanim trup upadnie.Niezależnie od tego, jak było naprawdę, stwierdził niechętnie, że musi zostawić Asha’manów Randowi.Rozmawiali wyłącznie między sobą i z więźniami, toteż Perrin wątpił, by posłuchali kogokolwiek jeszcze oprócz Randa.Pytanie tylko brzmiało, co powie Rand? I co on zrobi, jeśli ten powie coś niewłaściwego?Odsunąwszy ten problem na bok, podrapał się po brodzie jednym palcem.Cairhienianie zbyt nerwowo reagowali na Aes Sedai, by wpaść na pomysł zrobienia im krzywdy, a dla odmiany Mayenianie darzyli je nadmiernym szacunkiem, ale i tak będzie miał na nich oko.Kto by pomyślał, że Jondyn posunie się tak daleko? Perrin miał niejakie wpływy wśród Cairhienian albo Mayenian, ale one z pewnością przestaną mieć znaczenie, jeżeli coś raz przyjdzie im do głowy.Naprawdę był tylko zwykłym kowalem.A zatem pozostawali wyłącznie Aielowie.Perrin westchnął.Nie do końca zdawał sobie sprawę, jakie wpływy pośród Aielów miał nawet sam Rand.Z trudem rozróżniał zapachy, kiedy otaczało go aż tylu ludzi, ale przywykł orzekać tyleż samo po zapachach jak na podstawie tego, co mówiły mu oczy.Siswai’aman, którzy podchodzili dostatecznie blisko, wydzielali spójną i silną woń spokoju przemieszanego z czujnością.Zdawali się prawie w ogóle nie zauważać Aes Sedai.Kolczaste wonie bijące od Panien wyrażały przytłumioną furię, Mądre zaś.Wszystkie te Mądre, które przybyły tu z Cairhien, były zdolne do przenoszenia, aczkolwiek żadna nie miała twarzy pozbawionej śladów upływu lat.Przypuszczał, że to dlatego, że zbyt rzadko korzystały z Jedynej.Mocy.A jednak zarówno te gładkolice jak Edarra, jak i te obdarzone skórzastymi twarzami jak siwowłosa Sorilea, demonstrowały opanowanie, którym dorównywały Aes Sedai.Przeważnie pełne gracji i wysokie jak większość Aielów, zdawały się całkiem ignorować siostry.Sorilea spojrzała na pojmane do niewoli kobiety, nie zatrzymując jednak wzroku na żadnej, pogrążona w cichej rozmowie z Edarrą i jeszcze jedną Mądrą jasnowłosą kobietą, której imienia nie znał.Gdyby tylko słyszał, o czym rozmawiają.Przeszły obok, ani na jotę nie zmieniając tych niczym nie zmąconych twarzy, ale ich zapachy to była całkiem inna sprawa.W momencie, gdy Sorilea spojrzała na Aes Sedai, wydzielana przez nią woń stała się zimna i daleka, ponura i pełna zawziętości, a tamte dwie też zaczęły pachnieć inaczej, kiedy do nich zagadała, jakby chciały się do niej dopasować.- Niezły bigos - warknął.- Jakiś kłopot? - spytał Aram, przysiadając na piętach, z prawą ręką gotową pomknąć do rękojeści miecza o kształcie wilczego łba, wystającej mu ponad ramieniem.Nauczył się znakomicie władać tą bronią w bardzo krótkim czasie i nigdy nie stronił od tej umiejętności.- Nie mamy żadnych kłopotów, Aram.- Nie było to całkowite kłamstwo.Wyrwany ze swych ponurych medytacji, Perrin popatrzył na innych jakby po raz pierwszy.Na wszystkich razem.Nie spodobało mu się to, co zobaczył, przy czym Aes Sedai stanowiły tylko jeden z elementów tego obrazu.Cairhienianie i Mayenianie obserwowali Aielów z podejrzliwością, odwzajemniając nieufność Aielów, zwłaszcza w stosunku do Cairhienian.I nie można się temu dziwić.Aielowie słynęli z tego, że nie traktowali przyjaźnie nikogo, kto urodził się po tej stronie Grzbietu Świata, a już zwłaszcza Cairhienian.Prosta prawda była taka, że Aielowie i Cairhienianie nienawidzili się wzajem tak zażarcie, jak tylko można się nienawidzić.Żadna ze stron tak naprawdę nie odłożyła swej wrogości na bok, ale aż do teraz żywił przekonanie, że będą ją trzymali na uwięzi.Jeśli nie z innych powodów, to przynajmniej dla Randa.A tymczasem w obozie zapanował pewien dziwny nastrój, napięcie, które sprawiało, że jego mieszkańcy byli nadzwyczaj podminowani.Rand odzyskał wolność i odtąd wszystkie tymczasowe sojusze stawały się takie, jakie w istocie były: tymczasowe.Aielowie ważyli w dłoniach włócznie za każdym razem, gdy spoglądali na Cairhienian, a Cairhienianie ponuro gładzili miecze.Podobnie Mayenianie; ci nie wiedli sporów z Aielami, nigdy z nimi nie walczyli, wyjąwszy czasy Wojny z Aielami, podczas której walczyli z nimi wszyscy, ale nie było żadnych wątpliwości, po czyjej stronie stanęliby w razie jakiegoś starcia.Oni i prawdopodobnie również ludzie z Dwu Rzek.Najbardziej jednak ów ponury nastrój udzielił się Asha’manom i Mądrym.Odziani w czarne kaftany mężczyźni zwracali tyleż samo uwagi na Panny i siswai’aman, co na Cairhienian albo Mayenian względnie ludzi z Dwu Rzek, ale przypatrywali się Mądrym z minami niemal równie posępnymi jak te, które przybierali na widok Aes Sedai.Całkiem możliwe, że nie dostrzegali większej różnicy między jedną kobietą, która potrafiła władać Mocą, a inną.Każda mogła okazać się wrogiem i niebezpiecznym przeciwnikiem; trzynaście razem stanowiło śmiertelne niebezpieczeństwo, a wszak w obozowisku, względnie w jego okolicy, znajdowało się więcej niż dziewięćdziesiąt Mądrych.Mniej niż połowa wszystkich Asha’manów, ale nadal dość, by im zaszkodzić, gdyby tak postanowiły.Kobiety, które potrafiły przenosić, a mimo to zdawały się podążać za Randem; zdawały się podążać za Randem, a mimo to były kobietami, które potrafiły przenosić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]