[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dudnienie kopyt towarzyszyło ich ucieczce pod zaciągniętym ciężkimi chmurami nocnym niebem.Dwa razy musieli opuszczać drogę, by objechać szerokim łukiem posterunek wojsk, które kontrolowały wszystkich podróżnych.Ich podróż nagle urwała się, gdy wrócił spiesznie zwiadowca Essen.Ostro ściągając wodze swego galopującego konia, wysapał: - Pięciu! Usłyszeli, jak zawracam i ścigają mnie!Pięciu.Natrafili na mały patrol.- Jedź dalej, a my ich zaskoczymy - rozkazał Kane, przejmując dowództwo bez zastanowienia.- Szybko, reszta niech się schowa wśród drzew.Przejadą pędem obok was czując świeży ślad i nawet się nie obejrzą.Wy, z łukami, przygotować się! Wytniemy ich w pień!Rozejrzał się szybko i krytycznie po okolicy i warknął: - Ty tutaj, bez łuku, będziesz czekać dalej przy drodze i dokończysz każdego, kto nam się wymknie.Pośpieszcie się, do cholery!Rozkazy Kane'a zostały wykonane, choć nie bez pewnego zamieszania.Imel ukrywając się nie powiedział ani słowa.Nie miał złudzeń co do tego, kto dowodzi grupą.Ledwo wycofali się w cień drzew i przygotowali broń, gdy czterech kawalerzystów pojawiło się w polu widzenia.Mając nadzieję, że Imel starannie dobra! sobie ludzi, Kane strzelił z kuszy trafiając prowadzącego jeźdźca w oko.Po tym strzale rozległ się groźny brzęk następnych cięciw i dwaj inni konni spadli z siodeł, każdy z dwiema strzałami drgającymi w piersi.Czwarty jeździec przejechał nietknięty, ocalony nie przez brak celności, lecz dlatego, że łucznicy nie mieli czasu wycelować.- Zatrzymaj go, Labę! Do diabła, człowieku, zatrzymaj go! - krzyknął Imel, zawiadamiając uciekiniera o nowym niebezpieczeństwie.Ten wyciągnął miecz na czas, by stawić czoło Pellińczykowi, który czatował na niego.Żołnierz zaciekle walczył, wiedząc, że za chwilę dopadną go pozostali.A potem, używając sztuczki, która zaskoczyła gorszego jeźdźca, kawalerzysta uderzył swym wierzchowcem konia przeciwnika.Zaskoczony Labę zachwiał się w siodle i kawalerzysta wbił miecz przez jego odsłonięty bark w kręgosłup.Wyrywając miecz z tryskającego krwią trupa, żołnierz jednym skokiem przemierzył drogę w poprzek, by skryć się w lesie.Właśnie opuścił trakt, gdy palący ból przeszył jego gardło i wyrzucił go na oślep z siodła.Żołnierz spadł ciężko na leśne poszycie, brocząc gorącą krwią z szyi przebitej pociskiem z kuszy.Kane opuścił kuszę, ciesząc się, że krótkie starcie dało mu czas na drugi strzał.Większy zasięg kuszy i jej siła równoważyły dodatkowy czas potrzebny na jej naciągnięcie.Kane miał nadzieję, że kiedyś znajdzie łuk o równej mocy, który będzie bardziej praktyczny w użyciu z końskiego grzbietu.Zresztą nie można powiedzieć, żeby z kuszy przyjemnie się strzelało siedząc na pędzącym rumaku.Essen wrócił ostrożnie, sądząc ze zniknięcia pościgu, że potyczka się skończyła.Kane spytał go: - Czy dobrze usłyszałem, że mówiłeś o pięciu jeźdźcach?- Tak.Pięciu.Jestem pewien.Kane zaklął, robiąc uwagę na temat matek tych kawalerzystów.- Wygląda na to, że nie byli takimi głupimi zapaleńcami, jak sądziłem.Musieli zostawić jednego z tyłu na wypadek; gdyby wpadli na coś, z czym nie mogliby sobie poradzić.Niech Lato pochłonie ich ostrożne dusze! Gdyby tylko byli bardziej lekkomyślni!- Co teraz? - dopytywał się Imel.- Jak daleko do twojej zatoki?- Z tego, co mówił Imel, wydaje mi się, że jesteśmy w połowie drogi - odpowiedział bez entuzjazmu Arbas.Kane popatrzył na zabójcę i wzruszył ramionami.- No cóż, kości zostały rzucone.Ten żołnierz pewno zawiadomił już całe Konsorcjum.Zejść z drogi i próbować przedostać się lasem to samobójstwo.Za godzinę ciężkie patrole będą przeczesywać okolicę - otoczą nas i zgniotą.Najlepsze, co możemy teraz zrobić, to gnać jak Sfora Volutia i mieć nadzieję, że uda nam się dotrzeć do statku przed nimi.Ruszajmy!Odjechali galopem, zostawiając zabitych, którzy przyglądali się w milczeniu niebu rozcinanemu błyskawicami.Jechali już niemal godzinę, nie zauważając śladów pościgu.Jeszcze dwa razy musieli zbaczać z trasy, by ominąć posterunki wojsk i Kane przeklinał opóźnienia z tym związane.Imel rozglądał się uważnie po okolicy i stwierdził, że mają jeszcze przed sobą milę drogi, zanim będą mogli opuścić główny trakt i zagłębić się w las, by dotrzeć do zatoczki.Miał zamiar wysunąć się naprzód i powiedzieć o tym Kane'owi, kiedy rudobrody mężczyzna gestem nakazał im zatrzymać się.Essen wracał ze zwiadu galopem i Kane był ciekawy, czego się dowiedział.Uderzenie pioruna oświetliło okolicę krótkim, ostrym błyskiem.W tym ułamku sekundy jasności Kane zauważył wielką ciemnoczerwoną plamę na koszuli Essena, a wiatr doniósł do jego czułych nozdrzy zapach krwi.- Nikt tak ciężko ranny nie jechałby tak dobrze! - mruknął Kane i sięgnął po sztylet.W chwili gdy zaciskał już palce na rękojeści, jeździec rzucił się na niego.- Giń, zdradziecki pomiocie piekielny! - krzyknął człowiek w koszuli Essena.Jego nóż błysnął, zmierzając ku piersi Kane'a.Ściskając kolanami boki swego wierzchowca, Kane utrzymał się w siodle, gdy konie zderzyły się.Ruchem zbyt szybkim, by można go zauważyć, chwycił opadające ramię lewą ręką i zatrzymał nóż.Napastnik wrzasnął, gdy nieludzko silny uścisk Kane'a zmiażdżył mu kości przegubu jak kruche gałązki, lecz jego krzyk ledwo się zaczai, gdy przeszedł w rzężenie.Kane drugą ręką wbił swój sztylet w brzuch przeciwnika i szarpnął w górę, wypruwając mu wnętrzności.Ciało padło ciężko na drogę i można było zobaczyć twarz.- To nie Essen - bystrze zauważył któryś z ludzi.Koń, na którym jechał nieznany napastnik, zarżał z dzikiego bólu.Upadł na kolana, a potem zwalił się jak pijany na ciało jeźdźca.Przez chwilę wierzgał spazmatycznie nogami, a potem znieruchomiał.Jego oczy błyszczały jak szklane w świetle błyskawic.- Spadając skaleczył konia swoim nożem - powiedział Arbas, który był najbliżej Kane'a.Kane pokiwał głową.- Tak, zatruty sztylet - bardzo ładnie.Musieli zabić Essena, a potem wysłali tego sukinsyna w samobójczej misji.Na Tloluvina, ci dranie naprawdę się na mnie uwzięli!Zaśmiał się ponuro.- Jedna z tego pociecha.Nie próbowaliby takich sztuczek, gdyby nie byli doprowadzeni do ostateczności.Myślę, że żołnierze w tej okolicy nie mieli czasu przygotować się na nasze spotkanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]