[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Który pasjami lubi zasypiać na rogach ulic.Ruszyli do domu, a mama wyszła im naprzeciw na werandę.Z drugiego stop-nia schodów patrzył, jak się całują.Ucieszyli się na swój widok.Miłość biła odnich, tak jak od chłopaka i dziewczyny, którzy idąc chodnikiem, trzymali się zaręce.Danny czuł się szczęśliwy.Torba z żywnością  zwykła torba z żywnością  szeleściła w jego ramio-nach.Wszystko dobrze.Tata wrócił do domu.Mama go kocha.Nie ma złychrzeczy.I nie wszystko, co pokazywał mu Tony, zawsze się zdarzało.Mimo to wokół jego serca zagniezdził się lęk, głęboki i straszny, wokół sercai tego nieczytelnego słowa, które ujrzał w zwierciadle swego ducha. Rozdział piątyKabina telefonicznaJack zaparkował volkswagena przed drogerią w centrum handlowym i zgasiłsilnik.Zastanowił się ponownie, czy jednak nie powinien wymienić pompy pa-liwowej, i powtórzył sobie, że ich na to nie stać.Jeśli samochodzik wytrwa dolistopada, i tak będzie mógł z należnymi honorami przejść na emeryturę.Do listo-pada śniegu w górach napada tyle, że garbus schowa się z dachem.może nawettrzy garbusy ustawione jeden na drugim. Zostań w samochodzie, stary.Przyniosę ci batonik. Dlaczego nie mogę wejść do środka? Muszę do kogoś zadzwonić.To sprawa prywatna. I dlatego nie zadzwoniłeś z domu? Szach.Wendy domagała się założenia telefonu bez względu na stan ich finansów.Twierdziła, że z małym dzieckiem  zwłaszcza z chłopcem takim jak Danny,któremu zdarzają się omdlenia  nie mogą sobie pozwolić na brak telefonu.Więc Jack wybulił trzydzieści dolarów na założenie aparatu, co już było przykre,i wpłacił dziewięćdziesiąt dolarów kaucji, co naprawdę odczuli boleśnie.I jakdotąd telefon milczał, jeśli nie liczyć dwóch pomyłek. Mogę dostać Baby Ruth, tato? Tak.Siedz spokojnie i nie baw się dzwignią biegów, dobrze? Dobrze.Popatrzę na mapy. Doskonale.Kiedy Jack wysiadł, Danny wyjął ze schowka pięć wyświechtanych map sa-mochodowych: Kolorado, Nebraski, Utah, Wyoming i Nowego Meksyku.Prze-padał za takimi mapami, uwielbiał wodzić palcem po drogach.Z jego punktuwidzenia nowe mapy były najlepszą cząstką przeprowadzki na zachód.W drogerii Jack kupił Danny emu batonik, sobie gazetę i pazdziernikowy nu-mer  Writer s Digest.Wręczył dziewczynie banknot pięciodolarowy i poprosiło wydanie reszty w dwudziestopięciocentówkach.Z monetami w dłoni skierował34 się do kabiny telefonicznej obok maszyny do dorabiania kluczy i wślizgnął siędo środka.Przez trzy kolejne szyby widział stąd Danny ego w garbusie.Chłopiecpilnie pochylał głowę nad mapami.Jacka ogarnęła fala nieomal rozpaczliwej mi-łości do syna.To uczucie przejawiło się wyrazem nieugiętej surowości na jegotwarzy.Mógł przecież zadzwonić do Ala z należnymi podziękowaniami z domu; niezamierzał mówić nic, czemu Wendy byłaby przeciwna.Nie pozwalała mu na toduma.W tym okresie prawie zawsze słuchał podszeptów dumy, bo prócz żo-ny i syna, sześciuset dolarów na rachunku czekowym i jednego sfatygowanegovolkswagena z 1968 roku pozostała mu już tylko duma.Jedyna rzecz jego wła-sna.Nawet rachunek czekowy mieli wspólny.Rok temu uczył angielskiego w jed-nej z najlepszych szkół przygotowawczych w Nowej Anglii.Byli przyjaciele choć niezupełnie ci sami, co w czasach poprzedzających picie  trochę weso-łości, członkowie grona nauczycielskiego, pełni podziwu dla jego umiejętnościpostępowania z uczniami i dla prywatnej pasji pisarskiej.Pół roku temu wszyst-ko układało się bardzo pomyślnie.Całkiem nagle z każdej otrzymywanej co dwatygodnie pensji zaczęło zostawać tyle, że mógł otworzyć mały rachunek oszczęd-nościowy.W okresie pijackim nie odkładał nigdy ani centa, choć Al Shockleystawiał mnóstwo kolejek.Oboje z Wendy jęli ostrożnie przebąkiwać o znalezie-niu domu i zgromadzeniu mniej więcej za rok pieniędzy na zapłacenie pierwszejraty gotówką.Domu farmerskiego na wsi.Nawet gdyby im przyszło remontowaćgo przez sześć czy osiem lat, cóż, u licha, są młodzi, mają czas.I wtedy wpadł w złość.George Hatfield.Woń nadziei zamieniła się w zapach starej skóry w gabinecie Crommerta,a wszystko przypominało scenę z własnej sztuki Jacka: na ścianach sztychy przed-stawiające poprzednich dyrektorów Stovington, staloryty z widokami szkoły ta-kiej, jaka była w roku 1879, zaraz po wybudowaniu, i w roku 1895, kiedy pie-niądze Vanderbilta umożliwiły wzniesienie pawilonu sportowego, do tej pory sto-jącego na zachodnim skraju boiska do pitki nożnej, przysadzistego, ogromnego,oplecionego bluszczem.Kwietniowy bluszcz szeleścił za wąskim oknem gabinetuCrommerta, a od kaloryfera dobiegał senny syk gorącej pary.Pamięta, jak myślał:to nie dekoracje.To była rzeczywistość.Jego życie.Jak mógł je tak paskudniespieprzyć? Sytuacja jest poważna, Jack.Bardzo poważna.Rada prosiła o przekazanieci tej decyzji.Rada chciała, żeby Jack złożył wymówienie, więc je złożył.Gdyby nie tasprawa, dostałby w czerwcu stały etat.Po rozmowie w gabinecie Crommerta nastała najciemniejsza, najstraszniej-sza noc w jego życiu.Nigdy jeszcze tak bardzo nie chciał, nie potrzebował sięupić.Ręce mu się trzęsły.Wszystko przewracał.I pragnął się odgrywać na Wen-35 dy i Dannym.Był zły jak pies na łańcuchu.Wyszedł z domu w obawie, że mógłbyich pobić.Wylądował pod barem, a nie wstąpił do środka tylko dlatego, że wtedy jak wiedział  Wendy wreszcie by go rzuciła i zabrała ze sobą Danny ego.Dla niego dzień ich odejścia równałby się śmierci.Zamiast wstąpić do baru, gdzie siedziały czarne cienie, kosztując smakowi-tych wód zapomnienia, udał się do Ala Shockleya.Członkowie rady oddali sześćgłosów przeciw jednemu.Ten jeden należał do Ala.Teraz Jack wykręcił numer i od telefonistki dowiedział się, że za dolara osiem-dziesiąt pięć centów będzie mógł przez trzy minuty rozmawiać z Alem, odda-lonym o dwa tysiące mil.Czas jest rzeczą względną, mała, pomyślał wrzuca-jąc osiem dwudziestopięciocentówek.Niewyraznie słyszał elektroniczne bucze-nia i brzęczenia, w miarę jak uzyskiwał połączenie ze wschodem.Ojcem Ala był magnat stalowy Artur Longley Shockley.Swemu jedynemusynowi Albertowi pozostawił fortunę i najrozmaitsze lokaty oraz stanowiska dy-rektorskie i członkostwa różnych rad nadzorczych.Należała do nich rada szkołyprzygotowawczej w Stovington, instytucji najmilszej sercu starszego pana spo-śród finansowanych przez niego.Zarówno Artur, jak Albert byli wychowankamiszkoły, Al zaś mieszkał w Barre, na tyle blisko, aby osobiście zajmować się jejsprawami.Przez kilka lat trenował tam tenisistów.Jack i Al zawarli przyjazń w sposób całkowicie naturalny i nieprzypadkowy:na wielu szkolnych i nauczycielskich imprezach, w których obaj uczestniczyli,zawsze oni zalewali się najbardziej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl