[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Shadowhawk miał spętane ręce i nogi, kiedy asasyn wyciągnął go z jamy.Płaszcz miał na plecach podarty, a kaptur zwisał w strzępach na jego ramionach.Strach przepełniał jego szerokie, zapatrzone w dal oczy.We włosach miał grudy ziemi i brudu, które pot i krew zmieniły w błotnistą maź.Knebel wciśnięty w usta sprawił, że jego oblicze zastygło w grymasie przerażenia.Artus w milczeniu pochylił się nad nieprzytomnym księciem Azounem, który leżał teraz opierając się głową o plecak chłopca.Oddalając się od szlachcica, podszedł wolno do swego ojca.Widział zaskoczenie malujące się w lodowatych zazwyczaj, zielonych oczach Shadowhawka, ale bardziej przejmował się grymasem triumfu wykrzywiającym i tak już przerażające rysy twarzy groundlinga.Asasyn przedzierał się przez grunt, z głową nad powierzchnią ziemi, sunąc w stronę Azouna.Zatrzymał się przy boku księcia, po czym wyciągnął jeden ze swoich szponów.Być może groundling spodziewał się, że Azoun okaże się mirażem, pomimo tego, co mówiły mu jego zmysły.Niezależnie od powodu, asasyn drgnął, gdy dotknął ciepłego ciała księcia.To było więcej, niźli się spodziewał — sprowadzenie Azouna do Darkhold żywego, zapewni mu poczwórne wynagrodzenie, a może nawet zdoła wykupić sobie możliwość powrotu do swej poprzedniej postaci — krasnoluda.Stwór ostrożnie okrążył nogi księcia i zaczął wciągać go do jamy.Wraz z Azounem do dołu posypały się sosnowe gałązki, a także mary plecak, który książę miał podłożony pod głową.Groundling zdawał się nie zauważać drobnych gałęzi wpadających do leja, ale znieruchomiał, gdy posypała się nań zawartość plecaka — kilka kawałków szminki kamuflażowej, mały zwój cienkiego czarnego szpagatu i kromka czerstwego chleba, którą Artus miał zjeść podczas długiej wędrówki do domu.Uwagę groundlinga przykuła owa ostatnia rzecz; stwór pociągnął nosem.— Ej! — zawołał bez przekonania Artus — to moje!Asasyn prychnął i włożył chleb do ust.Jednym kłapnięciem szczęk przełamał czerstwą kronikę na kawałki i przełknął łapczywie.Następnie przeniósł otępiały wzrok na Artusa; już miał na końcu swego czarnego języka jakąś fałszywą odpowiedź, gdy stwierdził, że chłopiec stoi bardzo blisko krawędzi dołu.— Puść księcia — rzekł lodowatym tonem Artus.Oparł dłonie na biodrach i wypiął pierś w — jego zdaniem — heroicznej pozie.— Jeżeli teraz odejdziesz, pozostawię cię przy życiu.Groundling prychnął i napiął mięśnie nóg do skoku, ale dziwne uczucie w żołądku powstrzymało go.Jęknął i spojrzał w dół na swój palący brzuch.Czy chłopiec używał jakichś czarów? Może to ten jego świecący kamień? Asasyn przeklął sam siebie, że uwierzył temu ludzkiemu dziecku, zwłaszcza, że i tak zamierzał złamać daną mu obietnicę, gdy tylko książę zostałby związany i należycie przygotowany do drogi powrotnej do Darkhold.— Mówię serio — rzekł Artus — lepiej się poddaj.Zostałeś pokonany.Tego było już nadto dla groundlinga.Odrzucił głowę do tyłu, zawył, po czym rzucił się na chłopca.Artus ze spokojem zacisnął jedną ze swych małych dłoni w pięść i zamachnął się, jakby chciał uderzyć szarżującego nań potwora.Ale groundling nie zdołał zbliżyć się dość blisko, by móc uczynić chłopcu coś złego.Klejnot, który połknął wraz z chlebem, odpowiedział na uniesioną pięść roztaczając wokół siebie tarczę ochronną.Magiczny mur bezmyślnie i metodycznie rozszerzył się, usiłując osłonić swego nowego pana.Groundling schwycił się za puchnący brzuch i runął twarzą na ziemię.Artus pokuśtykał, by znaleźć się bliżej stwora.— Ostrzegałem cię — powiedział.W odpowiedzi asasyn zaklął, najzuchwalej, jak tylko potrafił, a potem eksplodował niczym przejrzały melon upuszczony na bruk.Ciszę jaka potem nastała, wypełniły niebawem typowe odgłosy uktarskiej nocy — pohukiwanie sów, odległe szczekanie psów i szum chłodnego wiatru wśród drzew.Artus stał przez dłuższą chwilę w bezruchu, rozkoszując się tymi drobnymi oznakami normalności, po czym zaczął uwalniać swego ojca z więzów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]