[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie da się na tym zarobić, mówią.Nie da się zarobić.I tak starzec uskarżał się na głupotę młodzieży i upadek moralności w dzisiejszych czasach.Jako nauczyciel okazał się szczodry i niestrudzony.Po raz pierwszy Medra spojrzał na magię nie jak na zbiór dziwnych darów i odrębnych umiejętności, lecz jak na sztukę, którą poznać można dzięki długiej nauce i korzystać z niej po długiej praktyce, choć nawet wtedy nie traci ona niczego ze swojej osobliwości.Smoczy Lot znał niewiele więcej zaklęć i czarów niż jego uczeń, jednakże wyraźnie dostrzegał coś znacznie ważniejszego: harmonię owej wiedzy.Dzięki temu stał się magiem.Słuchając go, Medra myślał o tym, jak wędrowali z Anieb w mroku i deszczu, kierując się słabym blaskiem, ukazującym jedynie następny krok, i jak podnieśli oczy, by ujrzeć czerwony wierzchołek góry o świcie.- Każde zaklęcie zależy od wszystkich innych zaklęć - mówił Smoczy Lot.- Ruch jednego liścia porusza wszystkie inne liście na wszystkich drzewach wszystkich wysp Ziemiomorza.Istnieje wzorzec.Jego właśnie musisz szukać.Ku niemu się zwracać.Wszystko winno być częścią wzorca.Tylko w nim kryje się wolność.Medra spędził ze starcem cały rok, a gdy mag umarł, władca Pendoru poprosił, by uczeń zajął jego miejsce.Mimo skarg i wyrzekań na łowców smoków, Smoczy Lot cieszył się na wyspie ogromnym szacunkiem.Jego następca zyskałby władzę i zaszczyty.Uznawszy, że bardziej nie zdoła się już zbliżyć do Wyspy Morreda, Medra spędził jeszcze nieco czasu na Pendorze.Wypłynął nawet statkiem z młodym władcą.Minęli Toringaty i zapuścili się daleko na Rubieże Zachodnie w poszukiwaniu smoków.W głębi serca pragnął ujrzeć smoka, lecz przedwczesne sztormy, plaga owych czasów, trzy razy odepchnęły statek do Ingat.Odmówił ponownego skierowania go wbrew wichurom na zachód.Od swych dziecięcych lat, kiedy pływał łódką w Zatoce Havnorskiej, wiele się nauczył o zaklinaniu pogody.Niedługo potem opuścił Pendor i znów ruszył na południe.Zapewne odwiedził Ensmer.W różnych przebraniach wędrował dalej i w końcu dotarł na Geath w Archipelagu Dziewięćdziesięciu Wysp.Podobnie jak dziś, wtedy także łowiono tam wieloryby.Nie miał ochoty przykładać do tego ręki.Na wyspie Geath statki i miasta cuchnęły.Nie podobała mu się myśl o podróży statkiem niewolniczym, lecz na wschód wypływała jedynie galera wioząca wielorybi tran do O Portu.Medra słyszał wzmianki o Morzu Zamkniętym, na południe i wschód od O.Były tam bogate, mało znane wyspy, rzadko nawiązujące kontakty z krainami Morza Najgłębszego.Może tam kryło się to, czego szukał.Przedstawił się zatem jako zaklinacz pogody i zaokrętował na galerę, której wiosłami poruszało czterdziestu niewolników.Dla odmiany pogoda się poprawiła.Mieli sprzyjający wiatr.Po błękitnym niebie wędrowały białe obłoczki.Morze skrzyło się w blasku późnowiosennego słońca.Opuścili Geath i pewnego dnia Medra usłyszał, jak kapitan mówi do sternika:- Skręć dziś na południe, żeby ominąć Roke.Nie wiedział nic o tej wyspie, spytał zatem:- Co tam jest?- Śmierć i zniszczenie - odparł kapitan, niski mężczyzna o małych, smutnych, mądrych oczach przypominających oczy wieloryba.- Wojna?- Wiele lat temu.Zaraza.Czarna magia.Wody otaczające Roke są przeklęte.- Robaki - dodał sternik, brat kapitana.- W każdej rybie złowionej w pobliżu Roke roi się od robaków niczym w truchle zdechłego psa.- Czy wciąż mieszkają tam ludzie? - spytał Medra.- Czarownice - odparł kapitan, a jego brat dodał:- Robakożercy.W Archipelagu było wiele podobnych wysp - wyjałowionych, zniszczonych klątwami i plagami zsyłanymi przez walczących czarnoksiężników.Lepiej było ich nie odwiedzać ani nawet nie przepływać w pobliżu.Medra nie myślał więcej o wyspie aż do nocy.Zasnął na pokładzie, w blasku gwiazd, i przyśnił mu się prosty, niezwykle wyraźny sen.Był dzień, po jasnym niebie płynęły chmury.A po drugiej stronie morza ujrzał skąpaną w promieniach kopułę wysokiego zielonego wzgórza.Ocknął się i ciągle miał tę wizję przed oczami.Wiedział, że to wzgórze oglądał już dziesięć lat wcześniej, w zamkniętym zaklęciem więzieniu przy kopalni w Samory.Usiadł.Ciemne morze było tak spokojne, że gwiazdy odbijały się tu i ówdzie na łagodnie falującej wodzie.Wiosłowe galery rzadko oddalają się od lądu i rzadko żeglują w nocy.Zwykle zawijają do zatok bądź przystani.Podczas tej przeprawy jednak nie mieli gdzie rzucić cumy, a ponieważ pogoda im sprzyjała, ustawili maszt i wciągnęli na niego wielki, kwadratowy żagiel.Statek płynął wolno naprzód.Niewolnicy spali na ławkach.Wolni członkowie załogi także drzemali.Czuwał tylko sternik i wachtowy, a i tego morzył sen.Woda szeptała za burtą.Deski lekko trzeszczały.Łańcuch niewolnika zadźwięczał cicho - raz, drugi.Takiej nocy nie potrzebują zaklinacza pogody, a zresztą jeszcze mi nie zapłacili, rzekł do siebie Medra, by uspokoić sumienie.Wciąż myślał o Roke [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl