[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Należało odszukać i złożyć służbowe wizyty wszystkim podejrzanym, począwszyod irlandzkich republikanów, a skończywszy na międzynarodowych anarchistach.Okręgowy komisarz policji żądał szybkich wyników.W piątek rano aresztowano przez zaskoczenie osiem osób, którym zarzuconopodkładanie ładunków wybuchowych w miejscach publicznych.Wkład Morse aw pomyślny finał kilkudniowej akcji był znikomy.Rozdział 5Odeszła, ale wraz z wiatrem jesieniPowraca i przez wiele dni nawiedza pamięć,Długie godziny sobą mi wypełnia (.)(T.S.Eliot, Lafiglia che piange )Była niedziela, 21 września.Wylegując się w łóżku, Morse nie mógł się po-zbyć nieznośnego poczucia bezsilności.Miał tyle roboty! Gdyby tylko był w sta-nie zmobilizować się, dalej poszłoby, łatwo.Ogarnęła go taka niemoc, że nawet proste zadanie zdawało się stwarzać gi-gantyczne problemy.Owszem, napisał list do dyrektora Liceum Ogólnokształ-cącego im.Rogera Bacona, otrzymał nawet szybką i obiecującą odpowiedz ale to wszystko.Nie miał zamiaru zaczynać od początku.W ostatnim tygodniuwpadł w kierat nudnych, rutynowych zajęć i prawie zupełnie zapomniał poprzed-nią teorię na temat dziewczyny Taylorów.Zaczął podejrzewać, że dalsze śledztwow sprawie zaginięcia Valerie niewiele odbiegnie od trzezwej i nudnej rutyny, z ja-ką miał do czynieni a na co dzień.Ale teraz on kierował śledztwem i wszystkozależało od niego.Już wpół do dziesiątej.Bolała go głowa, więc zdecydował się na dzień absty-nencji.Przewrócił się na drugi bok, wtulił głowę w poduszkę i starał się nie myślećo niczym.Lecz stan słodkiego nieróbstwa był nie do przyjęcia.O dziesiątej Morsewstał, umył się i ogolił, po czym poszedł po poranną gazetę.Był to zaledwie dwudziestominutowy spacerek, jednak wyszedł mu na zdro-wie.Głowa już nie bolała, więc żwawo sunął naprzód, rozważając, czy kupić News of the World , czy kupić Sunday Times.Co tydzień toczył ze sobą takądebatę, która traf.nie oddawała zaciętość, z jaką kulturalna strona jego osobo-wości zwalczała pospolitą, a pospolita kulturalną.Czasem kupował jedną gazetę,czasem drugą.O wpół do dwunastej włączył radio na wiadomości sportowe, zagłębił sięw fotelu.Na jego poręczy postawił filiżankę gorący; mocnej kawy.%7łycie mia-ło swoje dobre strony.Wziął do ręki News of the World i na dziesięć minut24pogrążył się w Sensacjach i rewelacjach , które reporterzy gazety zdołali jakośsklecić.Było kilka pikantnych artykułów i Morse zaczął lekturę od opisu kulisżycia erotycznego czarującej hollywoodzkiej gwiazdeczki.Po kilku pierwszychakapitach zmęczył się czytaniem.Słabo napisane i nużące.Nie ma nic gorszegoniż pornografia na pół gwizdka: jeżeli już, to gorąca, namiętna albo żadna.Już nie kupi tego nędznego brukowca.Wielokrotnie to sobie obiecywał, a pew-nie za tydzień znowu da się nabrać na te same lubieżne zdjęcia na okładce.Tegoranka miał dość.To sukces, że tylko przelotnym spojrzeniem obdarzył wyzywa-jącą fotografię, na której ponętna gwiazdka filmowa prezentowała połowę biustuwartego milion dolarów.Stronicę poświęconą biznesowi wrzucił jak zwykle do kosza i wziął SundayTimes.Skrzywił się, przeczytawszy, że Oxford United został doszczętnie pobi-ty, przeczytał główne artykuły i większość tekstów o nowościach rynku wydaw-niczego, bez powodzenia spróbował rozwiązać zagadkę brydżową i ostatecznieprzestudiował Listy do redakcji.Renty, emerytury, zanieczyszczenie środowi-ska same stare tematy, zawierały jednak sporą dawkę zdrowego rozsądku.Wtedy wpadł mu w oko list, który sprawił, że usiadł sztywno, jakby kij po-łknął.Na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie.24 sierpnia? Zdaje się, że niekupił Sunday Timesa w tamtym tygodniu.Ponownie przeczytał krótki list. Do wydawcy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]