[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rysunek był na tyle wyrazny, że z łatwością dało się rozpoznaćnajważniejsze elementy architektury budynku.Fronton miał kształt litery U, z drzwiamiwejściowymi pośrodku i wysuniętymi do przodu skrzydłami po bokach.Do wejściaprowadziła długa promenada wysadzana palmami, idealne miejsce dla tłumu przerażonychgapiów.Weiss na pewno byłby gdzieś wśród nich i robił zdjęcia ich twarzy.Kiedy jednakpatrzyłem na ten obraz, uświadomiłem sobie, że wcześniej pewnie wynająłby pokój w jednymze skrzydeł z widokiem na fasadę, na której miałaby się odbyć projekcja, i ustawił tamkamerę, zdalnie sterowaną, taką, jakimi posługiwał się do tej pory, ale tym razem z naprawdędobrym obiektywem, by uchwycić miny gapiów.Cała sztuczka polegała na tym, żeby powstrzymać go, zanim wszystko przygotuje -czyli w momencie, kiedy przyjedzie do hotelu.A żeby to zrobić, wystarczy się dowiedzieć,kiedy się zamelduje.Byłoby to bardzo proste, gdybym miał dostęp do hotelowego rejestru - anie miałem - albo gdybym potrafił się do niego włamać - a nie potrafiłem.Po chwili namysłucoś sobie jednak uświadomiłem.Znałem kogoś, kto to potrafił.29Kyle Chutsky siedział naprzeciwko mnie przy tym samym stoliku w kącie barku naparterze szpitala, co poprzednio.Choć od kilku dni chyba nie wychodził z budynku, byłgładko ogolony i miał na sobie czystą koszulę.Patrzył na mnie z rozbawieniem, od któregopodniosły mu się kąciki ust i zmarszczyła skóra wokół oczu, same oczy jednak pozostałyzimne i czujne.- Zmieszne - powiedział.- Chcesz, żebym pomógł ci włamać się do systemurezerwacji tego hotelu, jak mu tam, The Breakers? Ha.- Parsknął śmiechem, który niezabrzmiał przekonująco.- Czemu uważasz, że mogę ci w tym pomóc?Niestety, było to dobre pytanie.Tak naprawdę nie mogłem być pewien, czy będzie wstanie mi pomóc, przynajmniej nie na podstawie czegoś, co powiedział lub zrobił.Choćjednak znałem go słabo, wiedziałem, że jest cenionym współpracownikiem tajnego rządu,świadomie nienadzorowanej, luznej kliki pracującej dla rozmaitych agencji oznaczanychróżnymi literami alfabetu, mniej lub bardziej powiązanych z rządem federalnym, a czasemnawet ze sobą nawzajem.I dlatego byłem pewien, że może ustalić na wiele różnychsposobów, kiedy Weiss zamelduje się w hotelu.Była jednak drobna przeszkoda natury formalnej: ja nie powinienem o tym wiedzieć, aon nie powinien się do tego przyznać.I żeby ją jakoś ominąć, musiałem podać mu argumentna tyle mocny, by przełamał jego instynktowny opór.Oczywiście, dla mnie takimargumentem była nadciągająca zguba Dzielnego Dextera, ale nie wydawało mi się, byChutsky podzielał moją wysoką samoocenę.Dla niego pewnie istotniejsze były duperele typubezpieczeństwo państwa, pokój na świecie i jego własne względnie bezwartościowe życie izdrowie.Przyszło mi jednak do głowy, że istotna dla niego była też moja siostra, a to dawało miprzynajmniej potencjalny punkt zaczepienia.Dlatego z moją najlepszą sztuczną męskąbezpośredniością powiedziałem:- Kyle.ten gość omal nie zabił Debory.- I w dowolnej scenie byle serialu dlaprawdziwych mężczyzn to by z powodzeniem wystarczyło; Chutsky jednak najwyrazniejrzadko oglądał telewizję.Uniósł bowiem tylko brew i spytał:- No to co?- To - byłem nieco zbity z pantałyku, usiłując przypomnieć sobie.inne sceny z tychseriali - że gdzieś tam jest i, no, uchodzi mu to bezkarnie.Aha, i może to zrobić znowu.Tym razem uniósł obie brwi.- Myślisz, że znowu pchnie Deborę nożem?Szło mi jak po grudzie, zupełnie nie tak, jak oczekiwałem.Zakładałem, że obowiązujecoś w rodzaju Kodeksu Ludzi Czynu i że jak tylko wspomnę o potrzebie bezpośredniegodziałania i okażę zapał bojowy, Chutsky zerwie się na równe nogi i razem zdobędziemydziała Nawarony.On jednak patrzył na mnie tak, jakbym zaproponował mu lewatywę.- Jak możesz nie chcieć dorwać tego gościa? - spytałem tonem, który miał wyrażać poczęści zakłopotanie, po części desperację.- Nie jestem od tego - odparł.- Ty też nie, Dexter.Jeśli uważasz, że facet zatrzyma sięw tym hotelu, donieś o tym glinom.Oni mają kupę ludzi, których mogą tam postawić, żebyna niego czekali i go zwinęli.Ty, stary, masz tylko siebie.i nie zrozum mnie zle, ale jak dlaciebie to chyba trochę za ostra jazda.- Gliny spytają, skąd to wiem - stwierdziłem i od razu tego pożałowałem.A Chutsky natychmiast to wychwycił.- No dobra.To skąd o tym wiesz?Są chwile, kiedy nawet Kłamczuszek Dexter musi wyłożyć przynajmniej jedną albodwie karty na stół, i taka chwila właśnie nadeszła.Dlatego wyrzuciłem moje wrodzonezahamowania za okno i oznajmiłem:- On mnie nęka.Chutsky zamrugał.- Co to znaczy?- %7łe chce mnie zabić.Już dwa razy próbował.- I myślisz, że spróbuje znowu? W tym hotelu, The Breakers?- Tak.- To nie wychodz z domu i tyle - poradził.Nie chciałbym wyjść na zarozumialca, ale prawda jest taka, że nie przywykłem dorozmów, w których druga strona jest tą mądrzejszą.W tym tańcu jednak to Chutskyprowadził, a Dexter był kilka piruetów za nim i kuśtykał na dwóch lewych nogach zpęcherzami wykwitającymi na piętach i palcach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]