[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To on! mruknął Anton i pytał dalej: A pacholę? Oj! otcze atamane! każe prosto cheruwym.Takoho my i ne baczyły.Tymczasem dopłynęli do brzegu.Anton wiedział już, czego się trzymać. Ej! przywieziemy mołodycię atamanowi mruczał sam do siebie.Potem zwrócił się do semenów. W konie.Pomknęli jak stado spłoszonych dropiów, choć droga była trudna, bo kraj w jary popękany.Ale wjechali w jeden wielki, na którego dnie przy krynicy był jakoby gościniec przez naturęuczyniony.Jar szedł aż do Kawrajca, lecieli więc kilkadziesiąt stajań bez wypoczynku, a An-ton na najlepszym koniu naprzód.Już było widać szerokie ujście jaru, gdy nagle Anton osa-dził konia, aż mu zadnie kopyta zazgrzytały na kamieniach. Szczo ce?Ujście zaćmiło się nagle ludzmi i końmi.Jakaś jazda wchodziła w parów i formowała sięszóstkami.Było ich ze trzysta koni.Anton spojrzał i lubo stary był wojownik, wszelkich nie-bezpieczeństw zwyczajny, przecie serce zadygotało mu w piersi, a na lice wystąpiła bladośćśmiertelna.Poznał dragonów księcia Jeremiego.Uciekać było za pózno, ledwie dwieście kroków dzieliło zastęp Antona od dragonów, azmęczone konie semenów nie uszłyby daleko przed pogonią.Tamci też dostrzegłszy ich pu-ścili się z miejsca rysią.Po chwili otoczono semenów ze wszystkich stron. Co wy za ludzie? spytał grozno porucznik. Bohunowi! rzekł Anton widząc, że trzeba prawdę mówić, bo sama barwa zdradzi.Alepoznawszy porucznika, którego widywał w Perejasławiu, wykrzyknął zaraz z udaną radością: Pan porucznik Kuszel! Sława Bohu!167 A to ty, Anton! rzekł porucznik przyjrzawszy się esaułowi. Co wy tu robicie? Gdziewasz ataman? Każe, pane, hetman wielki wysłał naszego atamana do księcia wojewody, prosząc o po-moc, tak ataman pojechał do Aubniów, a nam tu kazał włóczyć się po wsiach, by zbiegówłapać.Anton łgał jak najęty, ale ufał w to, że skoro chorągiew dragońska idzie od strony Dniepru,nie może przeto jeszcz wiedzieć ani o napaści na Rozłogi, ani o bitwie pod Wasiłówką, ani ożadnych imprezach Bohunowych.Wszelako porucznik rzekł: Rzekłby kto, do rebelii chcecie się przekraść. Ej, pane poruczniku rzekł Adam żeby my chcieli do Chmiela, tak by my nie byli z tejstrony Dniepru. Prawda jest rzecze Kuszel prawda oczywista, której ci nie mogę negować.Ale ata-man nie zastanie księcia w wojewody Aubniach. O! a gdzież kniaz? Był w Przyłuce.Może dopiero wczoraj do Aubniów ruszył. To i szkoda.Ataman ma pismo od hetmana do kniazia, a z przeproszeniem waszej miło-ści, czy to wasza miłość z Zołotonoszy wojsko prowadzi? Nie.My stali w Kalenkach, a teraz dostali rozkaz, jak i wszystko wojsko, żeby do Aub-niów ściągać, skąd książę całą potęgą wyruszy.A wy dokąd idziecie? Do Prochorówki, bo tam chłopstwo się przeprawia. Dużo już uciekło? Oj, bahato! bahato! No, to jedzcie z Bogiem. Dziękujemy pokornie waszej miłości.Niech Bóg prowadzi.Dragoni rozstąpili się i poczet Antona wyjechał spośród nich ku ujściu jaru.Minąwszy ujście Anton stanął i słuchał pilnie, a gdy już dragoni zniknęli mu z oczu iostatnie echa po nich przebrzmiały, zwrócił się do swoich semenów i rzekł: Wiecie, durnie, że gdyby nie ja, to by wy za trzy dni na palach w Aubniach pozdychali.Ateraz w konie, choćby ostatni dech z nich wyprzeć!I ruszyli z kopyta. Dobra nasza! myślał Anton podwójnie dobra nasza: raz, żeśmy skórę całą unieśli, a powtóre, że ci dragoni nie szli z Zołotonoszy i że Zagłoba minął się z nimi, bo gdyby ich byłnapotkał, tedy byłby już przed wszelką pogonią bezpieczny.Jakoż istotnie był to termin dla pana Zagłoby nader niepomyślny, w którym fortuna zgołamu nie dopisała, że się nie natknął na pana Kuszla i jego chorągiewkę, gdyż byłby od razuocalony i wolen od wszelkiej obawy.Tymczasem w Prochorówce uderzyła w niego jak piorun wieść o klęsce korsuńskiej.Jużpo drodze do Zołotonoszy po wsiach i chutorach chodziły słuchy o wielkiej bitwie, nawet ozwycięstwie Chmiela, ale pan Zagłoba nie dawał im wiary, wiedział bowiem z doświadczenia,że między ludem wieść każda rośnie do niebywałych rozmiarów i że zwłaszcza o przewagachkozackich lud ten chętnie cuda sobie opowiada.Ale w Prochorówce trudno było już dłużejwątpić.Prawda straszna i złowroga biła obuchem w głowę.Chmiel tryumfował, wojsko ko-ronne było zniesione, hetmani w niewoli, cała Ukraina w ogniu.Pan Zagłoba w pierwszej chwili stracił głowę.Był bowiem w strasznym położeniu.Fortunanie dopisała mu i po drodze, bo w Zołotonoszy nie znalazł żadnej załogi.Miasto wrzało prze-ciw Lachom, a stara forteczka była opuszczona.Nie wątpił on ani chwili, że Bohun szuka go iże prędzej czy pózniej trafi na jego ślady.Kluczył wprawdzie szlachcic jak ścigany szarak, aleznał na wylot ogara, który go ścigał, i wiedział, że ogar ten nie da się zbić z tropu.Miał więc168pan Zagłoba poza sobą Bohuna, przed sobą morze chłopskiego buntu, rzezie, pożogi, zagonytatarskie, tłumy rozbestwione.Uciekać w takim położeniu było to zadanie prawie niepodobne do spełnienia, zwłaszczauciekać z dziewczyną, która, lubo przebrana za dziadowskie pacholę, zwracała wszędy uwagęswoją nadzwyczajną pięknością.Zaiste, było od czego głowę stracić.Ale pan Zagłoba nigdy na długo jej nie tracił.Wśród największego zamętu w mózgownicywidział doskonale to jedno, a raczej czuł najwyrazniej, że Bohuna boi się sto razy więcej jakognia, wody, buntu, rzezi i samego Chmielnickiego.Na samą myśl, że mógłby dostać się wręce strasznego watażki, skóra na panu Zagłobie cierpła. Ten by mi dał łupnia! powtarzałsobie co chwila. A tu przede mną morze buntu!Pozostawał jeden sposób ocalenia: porzucić Helenę i zostawić ją na bożej woli, ale tegopan Zagłoba uczynić nie chciał. Nie może być mówił do niej musiałaś mi waćpanna czegoś zadać, co będzie miałoten skutek, że mi przez waćpannę skórę na jaszczur wyprawią.Ale porzucić jej nie chciał i do głowy nawet nie dopuszczał tej myśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]