[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na to książę wyciągnął ramię i począł kiwać groznie palcem przy samej twarzy Krzyżaka.- Waruj się! - rzekł stłumionym przez gniew głosem - waruj się! Jam ci pozwolił wyzwać Juranda, alegdybyś z wojskiem zakonnym wdarł mi się do kraju, tedy na cię uderzę - i więzniem, nie gościem, tuosiędziesz.I widocznie cierpliwość jego była już wyczerpana, gdyż cisnął ze wszystkich sił czapkę o stół i wyszedł zizby, trzasnąwszy drzwiami.Krzyżacy pobladli ze wściekłości, a pan de Fourcy spoglądał na nich jakbłędny.- Co tedy będzie? - spytał pierwszy brat Rotgier.A Hugo de Danveld przyskoczył niemal z pięściami do pana de Fourcy.- Po coś powiedział, że wyście pierwsi naśli Juranda?- Bo prawda!- Trzeba ci było zełgać.- Jam tu przyjechał bić się, nie łgać.- Tęgo się biłeś - ni słowa!- A tyś to nie pomykał przed Jurandem do Szczytna?- Paxl - rzekł de Lowe.- Ten rycerz jest gościem Zakonu.- I wszystko jedno, co rzekł - wtrącił brat Gotfryd.- Bez sądu nie skaraliby Juranda, a na sądzie rzeczby musiała wyjść na wierzch.- Co tedy będzie - powtórzył brat Rotgier.Nastała chwila milczenia, po czym zabrał głos surowy i zawzięty Zygfryd de Lowe.- Trzeba z tym krwawym psem raz skończyć! - rzekł.- De Bergow musi być z więzów wydobyty.Zciągniem załogi ze Szczytna, z Insburka, z Lubawy, wezwiem chełmińską szlachtę i uderzym naJuranda.Czas z nim skończyć!Lecz przebiegły Danveld, który umiał każdą rzecz na obie strony rozważyć, założył ręce na głowę,namarszczył się i po namyśle rzekł:- Bez pozwolenia mistrza nie można.- Jeśli się uda, to mistrz pochwali! - ozwał się brat Gotfryd.- A jeśli się nie uda? Jeśli książę ruszy kopijników i uderzy na nas?- Jest pokój między nim i Zakonem: nie uderzy!- Ba! jest pokój, ale my go pierwsi naruszym.Załogi nasze przeciw Mazurom nie wystarczą.- To mistrz ujmie się za nami i będzie wojna.Danveld znów się namarszczył i zamyślił:- Nie! nie! - rzekł po chwili.- Jeśli się uda, mistrz będzie w duchu rad.Pójdą posły do księcia, będąukłady i ujdzie nam bezkarnie.Ale w razie klęski Zakon nie ujmie się za nami i wojny księciu niewypowie.Innego by na to trzeba mistrza.Za księciem stoi król polski, a z nim mistrz nie zadrze.- Wszelako wzięliśmy ziemię dobrzyńską - to widać nie strach nam Krakowa.- Bo były pozory.Opolczyk.Wzięliśmy niby zastaw, a i to.Tu obejrzał się naokół i zniżonym głosem dodał:- Słyszałem w Malborgu, iż gdyby wojną grozili, to byle nam zastaw wrócono - oddamy.- Ach! - rzekł brat Rotgier - gdyby tu między nami był Mar-kwart Salzbach albo Szomberg, któryszczenięta Witoldowe wydusił - ci znalezliby radę na Juranda.Cóż Witold! namiestnik Jagiełłów! Wielkikniaz, a pomimo tego Szombergowi nic.Wydusił Witoldowi dzieci - i nic mu!.Zaprawdę, brak międzynami ludzi, którzy na wszystko potrafią znalezć sposób.Usłyszawszy to, Hugo de Danveld wsparł łokcie na stole, głowę na rękach i na długi czas zatopił się wrozmyślaniu.Nagle rozjaśniły mu się oczy, obtarł wedle zwyczaju wierzchem dłoni wilgotne, grubewargi i rzekł:- Błogosławiona niech będzie chwila, w której wspomnieliście, pobożny bracie, imię mężnego brataSzomberga.- Czemu tak? Zaliście coś obmyślili? - spytał Zygfryd de Lowe.- Mówcie żywo! - zawołali bracia Rotgier i Gotfryd.- Słuchajcie - rzekł Hugo.- Jurand ma tu córkę, jedyne dziecko, którą jako zrenicę oka miłuje.- Ma! znamy ją.Miłuje ją i księżna Anna Danuta.- Tak.Otóż słuchajcie, gdybyście porwali tę dziewkę, Jurand oddałby za nią nie tylko Bergowa, alewszystkich jeńców, siebie samego i Spychów w dodatku!- Na krew świętego Bonifacego przelaną w Dochum! - zawołał brat Gotfryd - byłoby tak, jak mówicie!Po czym zamilkli, jakby przestraszeni śmiałością i trudnościami przedsięwzięcia.Dopiero po chwili bratRotgier zwrócił się do Zygfryda de Lowe:- Rozum wasz i doświadczenie - rzekł - równe są męstwu; co tedy o tym mniemacie?- Mniemam, że sprawa warta rozwagi.- Bo - mówił dalej Rotgier - dziewka jest przyboczną księż-ny - ba, więcej, gdyż prawie córkąumiłowaną.Pomyślcie, pobożni bracia, jaki powstanie hałas.A Hugo de Danveld począł się śmiać.- Samiście mówili - rzekł - że Szomberg wytruł czy też wydusił Witoldowe szczenięta - i cóż mu za to?Hałas oni z byle przyczyny podnoszą, ale gdybyśmy posłali mistrzowi Juranda na łańcuchu, czeka naspewniej nagroda niż kara.- Tak - ozwał się de Lówe - sposobność do najazdu jest.Książę wyjeżdża, Anna Danuta zostaje tu jenoz dworskimi dziewki.Jednakże najazd na dwór książęcy w czasie pokoju -nie byle sprawa.Dwórksiążęcy - nie Spychów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]