[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zatrzymał się.Valon stanął za nim.— Widzę — powiedział cicho kapitan.— Zostań tu, przyjacielu, ja się rozejrzę.Valon ruszył w kierunku światła, a Imrie podeszła do Ryle’a.Chciał się odsunąć, ale zwalczył to uczucie.Wciąż pachniała kwiatami i słońcem, wciąż była ładna, ale nic z tego, absolutnie nie sprawdzała się w roli panny w niebezpieczeństwie.Imrie zmrużyła oczy.— Przynajmniej.— szepnęła —.nie jest zielone.Nie sądzę, żebym zniosła kolejną taką bitwę.Tak już lepiej, pomyślał Ryle.—.nie wybuchając śmiechem — dokończyła Imrie.Wściekły Ryle zrobił dwa kroki do przodu.Czuł mrowienie w karku.Valon wracał środkiem tunelu.— Wydostaliśmy się — oświadczył cicho.— Na jakieś wzgórza.Tunel otwiera się nad doliną, będziemy więc musieli przeprowadzić zwiad.Zgaście pochodnię i chodźcie.I ani słowa, pamiętajcie, nie wiemy, gdzie jest wróg.Ryle poczuł skurcz w żołądku, kiedy przypomniał sobie ogromne potwory kroczące przez dolinę, śmiercionośne błyskawice i grzmoty, które trzęsły zamkiem.Potem zdecydowanie wyprostował ramiona i poszedł za kapitanem.Tunel skończył się w lesie, w gąszczu drzew i krzewów porastających wzgórza.Valon poprowadził ich do skalnego wzniesienia parę kroków dalej.Wszyscy mrugali: oślepiało ich światło słońca.Ryle spojrzał na swych towarzyszy.Byli jeszcze bardziej obdarci, niż się spodziewał, ich poszarpane ubrania i twarze były tak brudne, że nawet symbole na rękawach zniknęły pod warstwą brązowego błota.Valon znów ich zostawił.W całej dolinie panowała cisza, Ryle uświadomił sobie, że nawet ptaki nie śpiewają.Valon wrócił.Z jego miny trudno było coś wyczytać.Pokazał ręką, że powinni się przemieszczać na zachód, wyżej na wzgórza.Ryle potrząsnął głową.— To moja dolina — szepnął.— Chcę zobaczyć.— Nie rób tego, przyjacielu — odpowiedział równie cicho Valon.— Ja też chcę — oświadczyła Imrie.— Moja rodzina.Valon westchnął.— Idźcie więc oboje — zgodził się niechętnie.— Macie prawo.Ale kryjcie się za kamieniami, w pobliżu mogą być zwiadowcy.Ja zostanę z tymi dwoma.Magik skrzywił się i odwrócił wzrok, urażony.Jego pomocnik drzemał skulony na leśnym poszyciu.Ryle i Imrie poszli po ledwie widocznych śladach Valona, przez gęsty zagajnik i skalny komin.Komin ten otwierał się na płaskowyż, po którym szli, aż idący przodem Ryle podniósł ręce.Po chwili oboje unieśli głowy.Z początku Ryle myślał, że przebyli góry i dostali się do następnej doliny; nagle ścisnęło go w gardle — rozpoznał zarys wzgórz.Wioska Colmera zniknęła, zostało po niej spalone pustkowie; świeżo obsiane pola zmieniły się w błota, lasy w płonące patyki.Nad doliną wisiała ciemna chmura dymu, wszędzie pełzały morskie potwory, pozostawiając za sobą zniszczenie.Pośród ruin poruszali się mężczyźni.Mieli dziwne ubiory.Ludzie i potwory wdrapali się na szczyt wzgórza między Colmera a morzem, gdzie najwyraźniej był ich obóz.Ryle nie widział ludzi z wioski, ale nagle zauważył pole za zwęglonymi oborami, gdzie ludzkie ręce i nogi walały się po ziemi.Zrobiło mu się słabo; spojrzał na Imrie i w jej twarzy zobaczył odbicie własnego szoku.Dotknął ramienia dziewczyny.Odwróciła się szybko i schowała twarz w jego tunice.Drżała.Ryle zawahał się, potem uścisnął ją mocniej.Żaden minstrel nigdy nie opisał straszliwszego pola bitwy, potworniejszej jatki.Ryle zrozumiał, że na świecie są rzeczy gorsze niż potwory, smoki i magia.Nie ma chwały, pomyślał, w zwracaniu miecza przeciwko monstrom, które zioną ogniem i pożerają całe doliny tylko głupota i obietnica szybkiej, niechlubnej śmierci.Za zwaloną ścianą zobaczył ruch; po chwili wyłoniła się kolumna żołnierzy.Ludzie otoczyli jednego z potworów; dwóch z nich wdrapało się na jego boki, potem weszli do wnętrza.Ryle dotknął ramienia Imrie; podniosła głowę i spojrzała.Potwór gwałtownie ruszył; ogromna rura na jego grzbiecie przesunęła się w lewo i tak została.Inne maszkary również ożyły, popełzły przez dolinę do drogi do Norris.Imrie i Ryle spojrzeli po sobie, zdziwieni, potem rzucili się w dół.Biegli, aż dolina zniknęła im z oczu.Razem dobiegli do Valona.— To wcale nie są potwory — powiedział Ryle cichym, lecz gniewnym głosem.— Aye — rzekł Valon.— Widziałem w nich ludzi, zanim weszliśmy do tunelu, i teraz, przy Colmerze.Ale jeśli to nie potwory.— Nie sądzę, żeby były żywe.Są jak.jak.Nie wiem, czym są, ale jeśli panują nad nimi ludzie, to znaczy, że można je powstrzymać.Musimy to zrobić.— Valon potrząsnął głową, ale Ryle podniósł rękę.— Nie, posłuchaj mnie.Zbierają się u stóp wzgórz, znalazły drogę do Doliny Norris.Nie możemy pozwolić.Na pewno jest coś, co możemy zrobić.— Beze mnie — powiedział głośno magik.— Cicho, idioto.— Valon zatkał mu usta ręką.— Chcesz, żebyśmy wszyscy zginęli?— Wy je zatrzymajcie — szepnął sztukmistrz.— Ja i chłopak pośpieszymy do Norris, ostrzec mieszkańców.— Złapią was — ostrzegła Imrie.— I opowiecie im o nas, zanim was wykończą.— Przestań! — szepnął wściekle Valon.— Bo wszystkich nas złapią przez ten hałas.Najpierw wejdźmy wyżej, dalej od nich, potem porozmawiamy.Po chwili byli już w drodze.Ryle szedł na przedzie.Często polował na tych wzgórzach; znalazł niewyraźne ślady jelenia, rwące potoki, które zaprowadziły ich wyżej na północ.Dolina została za nimi.Późnym wieczorem weszli do małego zagajnika; Valon uznał, że odeszli już dość daleko.Noc była zimna, stali więc blisko siebie.Nie rozpalili ogniska z obawy, że światło może sprowadzić wrogów.— Valonie, musimy coś zrobić — powiedział Ryle, kiedy kapitan rozdzielał jedzenie.— Jeśli dotrą do Doliny Norris, znajdą się na głównym szlaku handlowym.— Myślałem o tym, przyjacielu — oświadczył Valon z ustami pełnymi chleba.Przełknął.— Zgadzam się, ale co może nasza piątka przeciwko tak ogromnej sile? Z taką bronią? Widziałeś dolinę, a raczej to, co z niej zostało.Nie ma mowy, żebyśmy ich pokonali.Nasza jedyna nadzieja to dotrzeć do Norris przed nimi; Betry powinien przygotować żołnierzy.— Wątpię — odparł Ryle.— Poza tym droga do Zamku Norris zajmie nam trzy dni, nawet jeśli będziemy biec.Jak myślisz, jak szybkie są te potwory? Będą tuż za nami, jeśli nas nie wyprzedzą.— Możemy ominąć Dolinę Norris — powiedział magik.— Moglibyśmy im uciec
[ Pobierz całość w formacie PDF ]