[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy płocie wiązał spienionego konia ledwo trzymający się na nogach jeździec.Jego biało-niebieski płaszcz zachlapany był błotem, spod odsuniętej na tył głowy czapki wysuwały się mokre od potu włosy.- Hej, jest tu kto? - rozległ się zachrypnięty głos jeźdźca.Wyskoczył gospodarz.- Budź ludzi! - rzucił władczo przybyły.-I szybciej, szybciej się ruszaj! Nie mam czasu czekać, przed wieczorem muszę być w Sarn Fordzie.- Ale co jest, co się dzieje? - mamrotał gospodarz, z szacunkiem i strachem gapiąc się na żołnierza.- Co się dzieje?! - ryknął tamten, na chwilę przestając siorbać przyniesione przez oberżystę piwo.- A to, że wy wszyscy wieśniacy macie się ukryć w lasach wraz z całym dobytkiem, i nie wracać, póki się wam nie pozwoli.Jasne?! Dawaj piwa jeszcze.- Po co.Przed kim mamy się chować? - zadygotał oberżysta.- Przed kim? Nie musisz wiedzieć - rzucił ponuro żołnierz.-Wojsko wyrusza na wyprawę, przez jakiś czas nie będziecie mieli ochrony.Wiele może się zdarzyć.Dość tych pytań! - rzucił gwałtownie, kładąc kres rozmowie.- Wszystko, co należy wiedzieć, już wiesz, teraz powtórzę to ludziom.Nuże! Budź wszystkich!Odwrócił się i ciężko stąpając wszedł do oberży; niemal upadł na ławę.Potykając się jak ślepiec, karczmarz popędził do najbliższego domu i zaczął rozpaczliwie walić we wrota.Zaszczekał pies, potem rozległy się niewyraźne głosy.Tymczasem Torin ostrożnie dotknął gońca za ramię.- Wybacz, czcigodny, póki nie ma tu nikogo innego, powiedz nam, o co chodzi.Jeśli nie możesz mówić, przynajmniej skiń głową.Wojna? - I Torin na chwilę zamarł, z trudem wypowiedziawszy to słowo.- Wojna z Angmarem?Żołnierz drgnął i popatrzył ze zdziwieniem na krasnoluda; Folkowi wydawało się, że wszystko dookoła zaczyna wirować.Goniec, ciężko westchnąwszy, pochylił głowę, a Torin ciągnął:- Od dawna docierały do nas niepokojące wieści, więc nietrudno było się domyślić.Ale cała nasza trójka chce walczyć z wrogami Arnoru.Dokąd trzeba iść? Gdzie się zbiera ruszenie? I jeszcze jedno, czy krasnoludy idą z wami?- Co to za pytania, czcigodny? - Goniec nachmurzył się i podejrzanie zerknął na Folka.- O niczym takim nie wiem!Z ulicy doszedł gwar zaniepokojonych głosów, żołnierz podniósł się i wyszedł, jeszcze raz obrzuciwszy Torina nieufnym i czujnym spojrzeniem.- Prędzej, prędzej do Przygórza.- Tylko tyle zdołał wykrztusić Folko.Nie szczędzili siebie ani kuców i trzy dni później znaleźli się w Przygórzu.Hobbit na zawsze zapamiętał opustoszałe wsie - ludzie uciekali, gdzie kto mógł, nikt niczego nie zrozumiał, ale wywozili wszystko, co się dało.Przyjaciele nocowali w porzuconych zajazdach.Przed wieczorem Folko ledwo stał na nogach; szybko zasnął i nic mu się nie śniło.- Nie rozumiem - wycedził przez zęby Torin, widząc, jak kilka wozów z dobytkiem zmierza w stronę pobliskiego lasu.- Dlaczego wszyscy mają się kryć? Dlaczego nie ogłoszono pospolitego ruszenia?Jego pytanie pozostało bez odpowiedzi; tylko raz wyprzedził ich spieszący na północ duży oddział arnorskich jeźdźców; przechyliwszy się w siodle, dowódca krzyknął do nich, żeby się pospieszyli z ukryciem.Krasnolud usiłował wypytać go, co się właściwie dzieje, ale jeździec tylko machnął ręką i dał koniowi ostrogi.Przygórze powitało ich pustymi domami, na peryferiach pospiesznie spinali wozy dwaj spóźnieni mieszkańcy; Folko niechcący podsłuchał ich rozmowę:- Co się dzieje, kumie? Czegośmy dożyli? Gdzie teraz się chować, co? I młyn.Kamienie zdjąłem, a co z nimi zrobić? Zakopać czy jak? Bo ukradną, jak ich znam.- Zakopać! To dobra myśl.Nawet moja żona, choć głupia jak but, zrozumiała, że trzeba, i pozakopywała wszystkie garnki i uchwyty do nich.- Hej, czcigodni! Co się tu dzieje? - zawołał Torin.Jednakże przygórzanie nie byli skorzy do rozmowy.Spojrzawszy na błyszczący pancerz krasnoluda i na jego długi topór z posrebrzoną rękojeścią, dali drapaka, zapomniawszy nawet o swoich wozach.Przyjaciele ich wołali, ale na próżno.Większe osiedle wydawało się wymarłe, pozostało w nim tylko dwudziestu arnorskich pancernych.Ci długo i szczegółowo wypytywali przyjaciół, kim są, skąd idą, w końcu dali im spokój, skrobnęli coś na liście podróżnym i przepuścili przez strażnicę.Przyjaciele pognali wierzchowce Główną Ulicą.- No, gdzie jest ten twój.- zaczął Torin i zamilkł, widząc, że nie wszyscy mieszkańcy uciekli czy pochowali się.Obok słynnego „Rozbrykanego Kucyka” kilku ludzi i miejscowych hobbitów wznosiło obok drzwi barykadę z belek i worków.Wśród nich mignęła znajoma sylwetka Barlimana, ale nie udało się z nim porozmawiać, ponieważ na środek drogi wyszła wysoka postać z długą czarną laską w dłoni.Przyjaciele poznali ją od razu.- Szybciej! - rzucił Radagast, wchodząc do kramu i zamykając szczelnie drzwi.Malec cichutko zasiadł w kącie, nawet Torin poczuł się onieśmielony; wydawało się, że stoi przed nimi jeden z wielkich magów przeszłości: ramiona Radagasta wyprostowały się, tajemnicza siła wciąż była widoczna w głębi jego jedynego oka, ręce już nie wyglądały jak starcze, a ślady zmarszczek bardziej przypominały bojowe blizny młodego, ale już doświadczonego woja.- Słuchajcie! - Oko Radagasta jakby wnikało w ich wnętrza.- Zaczęła się wojna.Cztery dni temu przybył goniec z Fornostu.Angmar dużymi siłami ruszył ku granicom Królestwa; mają w sercach żądzę złota i krwi, grabią, dlatego wydaje mi się, że nie będą wchodzić głęboko poza rubieże, chyba nie dalej niż Fornost.Ale ich przywódca.Jest w nim jakiś niejasny dla mnie mrok, mało mu złota i władzy, poza tym prowadzi go jakaś siła, której nie potrafiłem zrozumieć.Musimy to zbadać za wszelką cenę.- A jak mamy to zrobić? - Folkowi zaczął plątać się język.- Trzeba dołączyć do armii krasnoludów, która idzie na pomoc Namiestnikowi - powiedział Radagast.- Idą przez Annuminas do Archedain.Tam wyznaczono miejsce zbiórki.Namiestnik, jak sądzę, uważa, że Angmarczycy walną łbami w mury Fornostu, a w tym czasie akurat on zdąży.Nie wiem, nie wiem.Tamci poruszają się szybko.- Jak to się stało, że aż tak ich wyprzedzono? - zapytał Torin.- Goniec dotarł niemal do Sarn Fordu!- Konna sztafeta od samych angmarskich rubieży - odpowiedział Radagast.- Namiestnik tego lata też nie próżnował.Ściągnął sporo jazdy do stolicy, wyposażył odległe patrole.A prócz jazdy Angmarczycy mają też piechotę, a ta ich wstrzymuje.Piechota - uśmiechnął się smętnie - w połowie chyba składa się ze znanych nam arnorskich rozbójników.Hraudun starał się nie-nadaremnie.- Hraudun? - zdziwili się Folko i Torin.- A co myśleliście? Po co niby się pętał po królestwie i szczuł wsie przeciwko sobie? Ja sam go ścigałem, może dlatego nie uczynił tylu szkód, ile by mógł! Jest chytry i niezwykle zręczny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]