[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, że odeprzecie jego atak, ale po co wam nowy i potężny wróg?Najstarszy uśmiechnął się.- Według mnie powinieneś już wiedzieć, że nie boimy się żadnych wrogów, ani starych, ani nowych.Odmawiasz Terminowania u nas, nie wiedząc nawet, co to jest.Twoja odmowa to tylko twoja duma.Zresztą nie jesteśmy zbrodniarzami i nie chcemy zmuszać nikogo do niczego, tak samo jak nie chcemy zmieniać swoich praw w zbędnym pośpiechu.Myślę, że powinniście pojawić się w Sali Królów.Niech rozstrzygną ci, w czyich rękach znajdują się klucze do prawdy.- Ale nie możemy wędrować po waszych salach w nieskończoność! - nie wytrzymał Malec.- Cała istota naszego działania polega na szybkości, na tym, że uda nam się przeszkodzić Mrokowi, zanim zdąży on zadać cios.Ile potrwa droga do waszej Sali Królów?- To tylko kilka godzin - zapewnił małego krasnoluda najstarszy.- I tyle samo droga na powierzchnię.Zobaczycie, czego dokonaliśmy, i być może nie będziecie się upierać przy swoim.- Kilka godzin? - prychnął niedowierzająco Torin, ale nic więcej nie dodał.Prowadzono ich po tunelach, odpowiadających echem na odgłosy kroków - szerokich, starannie wybrukowanych, oświetlonych promieniami księżyca.Srebrne rozbłyski pojawiały się i migotały na ostrych krawędziach czarnych głazów, którym zręczne dłonie nadały dziwne, pełne wewnętrznej siły kształty.To nie były zwyczajne rzeźby, tylko ociosane głazy, ale w pozornym chaosie splotów ich łamanych linii Folko zobaczył błyskawiczny ruch, zadziwiający, magiczny, przypominający ciemne podziemne rzeki, które do pewnego czasu płyną spokojnie w swoich sekretnych korytach głęboko pod górami, a potem niespodziewanie wyrywają się na powierzchnię - i stają się rwące, nieujarzmione, niezwyciężone.Ich kroki wzbudzały głuche echa pod wysokimi sklepieniami.Niewidzialne szyby oświetleniowe ciągnęły się stąd na powierzchnie, przenikając skały; specjalne lustra zbierały rozproszone światło, kierując je tu, do podziemnych korytarzy.Coś podobnego Folko widział już w Morii i dlatego nie dziwił się, gdy gospodarze, prowadząc ich, opowiadali o tym dowodzie swego kunsztu.Tunel skręcił kilka razy i wkrótce do ich uszu dotarło jednostajne szemranie płynącej nieopodal wody.Jeszcze raz skręcili i znaleźli się przed szerokim otworem - za nim, niemal niewidoczna w mroku, płynęła podziemna rzeka i Folka zdumiał dziwny zbieg odczuć, doznanych chwilę temu, gdy szedł obok dziwacznych kamiennych znaków - symboli.Towarzyszący im gospodarze zatrzymali się.- Teraz udamy się na dół, do Sali Królów - wskazał ręką strumień najstarszy.- To zajmie mało czasu.- Hm, na dół.A jak? - zdziwił się Malec, z niepokojem wpatrując się w czarną strugę.Zamiast odpowiedzi Czarny Krasnolud w milczeniu zrobił krok w kierunku strumienia i zniknął za załomem ściany.Przyjaciele ruszyli za nim.Folko szedł z opuszczoną na piersi głową, niemal nie rozglądając się.Ze smutkiem myślał o tym, że jest pewnie śmiertelnie zmęczony - podziemne tajemnice już go nie pasjonują.Dziw nad dziwy, twierdza zagadkowego ludu nie interesowała go i nie wydawała się niczym więcej niż kłopotliwą przeszkodą.Mocno, bardzo mocno, o wiele mocniej, niż sądził, więziły go rady Radagasta.Stary mag jakby wyjmował z niego uczucia, myśli, pragnienia.Obojętność na urok pojawiających się przed nim widoków przestała niepokoić hobbita, wywoływała tylko smutek.Ciekawe, czy doznam radości, znalazłszy się kiedyś w Hobbitanii? - pomyślał bez emocji.W tym momencie prowadzący ich gospodarze zatrzymali się przed kiwającą się na falach przy kamiennym parapecie metalową czarną kulą z niewielkimi drzwiczkami.Przewodnik otworzył je i wszedł do środka.- My też tam? - zapytał Malec i niechętnie wsunął się do wnętrza.Jako ostatni wszedł gospodarz, szczelnie zamknąwszy drzwi.Po chwili w mroku coś trzasnęło, błysnęło i zapłonął mały ogienek kaganka.Folko zobaczył twarde drewniane ławki i mnóstwo rzemieni, przymocowanych do ścian jednym końcem.Gospodarze dali znak, goście usiedli i zostali przypięci do ławek tymi właśnie rzemieniami.Potem gospodarze przypięli się sami.- Ruszamy? - na poły zapytał, na poły stwierdził najstarszy i pociągnął za sterczącą z podłogi dźwignię.Coś głucho szczęknęło i Folko nagle poczuł, że podłogi się kołyszą - płynęli.Hobbit w ogóle nie przepadał za wszelakimi maszynami bardziej skomplikowanymi niż wodny młyn; znalazłszy się we wnętrzu żelaznej kuli, która zmierzała nie wiadomo gdzie i nie wiadomo dlaczego nie tonęła, z trudem powstrzymywał atak panicznego i haniebnego strachu.- Trzymajcie się teraz! - krzyknął któryś z Czarnych Krasnoludów.W tym momencie Folko poczuł obrzydliwe mdłości, a w żołądku bolesny skurcz; zrozumiał, że ich dziwaczny okręt runął gdzieś w dół.Kula kręciła się, kiwała, wirowała, rzucało nią we wszystkie strony, jednakże, chwała wszechmogącemu Huvatarowi, nie stanęli na głowie.Gospodarze uśmiechali się, patrząc na poszarzałych ze strachu gości.Malec, wczepiony w poręcze, wyrzucał z siebie wiązanki najstraszliwszych przekleństw, jakie tylko znał.Niosło ich w ten sposób tak długo, że hobbit stracił poczucie czasu.Walczył z atakami mdłości, czasem niemal tracąc przytomność i modląc się do Mocy Ardy o jedno - żeby ta tortura skończyła się jak najszybciej.Kiedy ryk, wstrząsy i miotanie się na falach ustały i kula lekko kołysała się na gładkiej wodzie, przyjaciołom trzeba było pomóc przy wychodzeniu.Nogi odmawiały im posłuszeństwa.I znowu wiszące mosty, łukowe sklepienia, sale i korytarze, jak paciorki nanizane na sznurek, sufity niknące w mroku; jednak te wszystkie wspaniałe twory, podobnie jak swego czasu Moria, wydały mu się porzucone - podczas marszu nie spotkali ani jednej żywej istoty.Folko domyślał się, że podziemna rzeka przyniosła ich do najtajniejszych głębin Ardy.Jak się stąd wydostaną? Co będzie, jeśli Czarne Krasnoludy naprawdę odmówią wypuszczenia ich?Dotarli do Sali Królów niespodziewanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]