[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Valyn ledwo miał czas dostrzec to wszystko, gdy dzwięk kroków na zewnątrz ogłosiłprzybycie kogoś do namiotu.Przytrzymując zasłonę, odwrócił się akurat w samą porę, by stanąć twarzą w twarz zeswym ojcem, który właśnie pojawił się w wejściu do namiotu.Dyran zamarł, a zasłona wejściowa opadła za nim. Witaj, ojcze powiedział spokojnie Valyn.Dyran przyglądał mu się, jakby ledwo poznawał, kto go przywitał.Następnie powoliściągnął rękawice, jedną po drugiej, i rzucił je w kąt.Odziany był w wymyślnie grawe-rowaną złotą zbroję, na którą nałożył szkarłatną opończę z rodowym herbem.U pasamiał miecz, lecz nie nosił hełmu, a włosy splecione w warkocz spływały mu na plecy.Pochwili zrobił dwa kroki naprzód i założył ręce na piersi. Doskonale wiem, gdzie byłeś, Valynie rzekł obojętnym tonem. Przypuszczam,że łudziłem się, spodziewając, iż nabrałeś rozumu w sprawie tego robactwa. Miałem nadzieję usłyszeć, że doszedłeś do podobnych wniosków w stosunku domoich przyjaciół, ojcze odparł Valyn, naśladując postawę ojca. Miałem nadzieję,że zdasz sobie sprawę z bezsensowności twej zemsty.Nie my zaczęliśmy to.Wyraz twarzy Dyrana lub raczej jego brak nie uległ zmianie; tylko jego oczyzmieniły się.Był w nich niebezpieczny blask, niczym żarzące się węgle.Jak blaskw oczach szykującego się do szarży jednoroga. Czy tylko to masz mi do powiedzenia? zapytał Dyran bardzo cicho i bardzołagodnie. Czy postanowiłeś opowiedzieć się przeciwko swej rasie, po stronie tychzwierząt? Oni nie są zwierzętami.Nie musi być stron powiedział Valyn. Nie musi byćwojny, szczególnie nie pomiędzy nami.W czasie gdy to mówił, światło w oczach Dyrana nasilało się.Uczynił dwa krokiw stronę swego syna, aż stanął na odległość ręki od niego. Nie szepnął Dyran. Nie będzie wojny między nami. Zwiatło w jego oczachrozbłysło gwałtownie. Spłodziłem jednego syna.Mogę spłodzić następnego.Valyn został ostrzeżony na chwilę krótszą od uderzenia serca lecz i to wystar-czyło.W chwili, gdy jego ojciec spróbował zmieść go z powierzchni ziemi pełną siłąswej znacznej potęgi magicznej, Valyn skoczył naprzód.Zciskał w dłoni mocno beryl,i w momencie gdy dosięgał go cios, chwycił Dyrana za ramiona i przycisnął do piersiw morderczym uścisku, a moc wybuchu objęła ich obu.384Forteca zatrzęsła się w posadach od siły eksplozji.Potem dotarła fala uderzeniowa,zbijając ich z nóg, mimo że większość czarodziejów była osłonięta i schowana za ka-miennymi parapetami na szczycie murów.Shana podniosła się na nogi i z przerażeniem popatrzyła na obóz elfów.Cały czubek sąsiedniego wzgórza, gdzie stał namiot Dyrana, znikł.Z miejsca, w któ-rym niegdyś się znajdował, wciąż podnosił się kłąb dymu, a wszędzie na zboczach widaćbyło pożary w suchych zaroślach, spowodowane płonącymi odłamkami.Zaczął spadaćna nich deszcz kolejnych odłamków, lądując na przestrzeni pomiędzy wałami obronny-mi, a wewnętrznym budynkiem oraz na wojownikach pod murami. Na potomstwo demonów! rzekł Zed zduszonym głosem. Valyn.Gdzieś coś we wnętrzu Shany krzyknęło z bólu.Coś innego domagało się odpowie-dzi na pytanie, co Valyn tam robił.Jednakże reszta jej osoby zauważyła, że na polu bitwypod murami zapanował zamęt.Wojownicy zostali zbici z nóg, natarcie zatrzymało się,a wśród elfich dowódców zapanowało zamieszanie. Sprowadzcie pozostałych krzyknęła. I smoki! Czas, by ich zaatakować! Ale. zaprotestował Zed. Valyn. Pózniej odwarknęła mu. Idz już!Kiedy została sama na murach, pozwoliła sobie na jedną chwilę refleksji.Valyn, ty głupcze.och, Valyn.łzy bezsilności pociekły jej po policzkach, gdy przy-glądała się wznoszącej się i rozwiewającej chmurze dymu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]