[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Geralt ścisnął miecz oburącz i bez zastanowienia puścił siębiegiem w jego kierunku.Czarownik nie wytrzymał nerwowo.Nie dokończywszy zaklęcia, zaczął uciekać,wrzeszcząc niezrozumiale.Ale Geralt rozumiał.Wiedział, że Rience wzywa pomocy.%7łe błaga o ratunek.I ratunek przyszedł.Uliczka zapłonęła jaskrawym światłem, na obtłuczonej, poznaczonej zaciekami ścianiedomu rozbłysnął ognisty owal teleportu.Rience rzucił się ku niemu.Geralt skoczył.Był bardzo zły.Toublanc Michelet jęknął, zwinął się, ściskając obiema rękami rozchlastany brzuch.Czuł, jak krew uchodziz niego, płynąc wartko spomiędzy palców.Nie opodal leżał Flavius.Jeszcze przed chwilą drgał.Ale terazjuż znieruchomiał.Toublanc zacisnął powieki, po czym otworzył oczy.Ale sowa siedząca obok Flaviusanajwyrazniej nie była halucynacją, bo nie znikła.Jęknął znowu i odwrócił głowę.Jakaś dziewka, sądząc po głosie, bardzo młoda, darła się przerazliwie.- Puść mnie! Tam są ranni! Ja muszę.Ja jestem medyczką, Jaskier! Puść mnie, słyszysz?- Nie pomożesz im - odpowiedział głuchym głosem ten nazwany Jaskrem.- Nie po Wiedzmińskim mieczu.Nawet tam nie podchodz.Nie patrz.Błagam cię, Shani, nie patrz.Toublanc poczuł, że ktoś przy nim klęka.Poczuł zapach perfum i mokrych piór.Usłyszał cichy, łagodny,kojący głos.Z trudnością rozróżniał słowa, przeszkadzał denerwujący krzyk i szloch młodej dziewki.Tej.medyczki.Ale jeśli medyczka się darła, to kto klęczał obok niego? Taublanc jęknął.-.będzie dobrze.Wszystko będzie dobrze.- Skur.wy.syn.- wystękał.- Rience.Powiedział nam.Zwykły frajer.A to.był wiedzmin.Ha.czyk.Ratun.ku.Moje.flaki.- Cicho, cicho, syneczku.Uspokój się.Już dobrze.Już nie boli.Prawda, że już nie boli? Powiedz mi, kto wastu ściągnął? Kto was skontaktował z Rience'em? Kto go zarekomendował? Kto was w to wrobił? Powiedzmi to, proszę, syneczku.A wtedy wszystko będzie dobrze.Zobaczysz, że będzie dobrze.Powiedz mi, proszę.Toublanc poczuł w ustach krew.Ale nie miał siły jej wypluć.Z policzkiem przyciśniętym do mokrej ziemiotworzył usta, krew wypływała sama.Nie czuł już nic.- Powiedz mi - powtarzał łagodny głos.- Powiedz, syneczku.Toublanc Michelet, zawodowy morderca od czternastego roku życia, zamknął oczy, uśmiechnął siękrwawym uśmiechem.I wyszeptał to, co wiedział.A gdy otworzył oczy, zobaczył sztylet o wąziutkiej klindze, z maleńkim złotym jelcem.- Nie bój się - powiedział łagodny głos, a ostrze sztyletu dotknęło jego skroni.- Nie będzie bolało.Rzeczywiście nie bolało.*****Dopadł czarownika w ostatniej chwili, tuż przed teleportem.Miecz odrzucił już wcześniej, ręce miał wolne,wyciągnięte w skoku palce wczepiły się w skraj płaszcza.Rience stracił równowagę, szarpnięcie wygięło go,zmusiło do dreptania do tyłu.Targnął się wściekle, gwałtownym ruchem rozdarł płaszcz od klamry doklamry, uwolnił się.Za pózno.Geralt odwrócił go uderzeniem prawej pięści w ramię i natychmiast uderzył lewą, w szyję pod uchem.Rience zatoczył się, ale nie upadł.Wiedzmin dopadł do niego w miękkim skoku i z mocą wbił kułak podżebra.Czarownik stęknął i obwisł na pięści, Geralt chwycił go za połę kubraka, zakręcił nim i zwalił na92ziemię.Przygnieciony kolanem Rience wyciągnął rękę, otworzył usta do zaklęcia.Geralt zacisnął pięść itrzasnął go z góry.Prosto w usta.Wargi pękły jak porzeczki.- Prezent od Yennefer już masz - wycharczał.- Teraz dostaniesz mój.Uderzył jeszcze raz.Głowa czarownika podskoczyła, na czoło i policzki trysnęła krew.Geralt zdziwił sięlekko - nie czuł bólu, ale niewątpliwie oberwał w starciu.To była jego krew.Nie przejął się, nie miał teżczasu szukać rany i zajmować się nią.Odwinął pięść i walnął Rience'a jeszcze raz.Był zły.- Kto cię nasłał? Kto cię najął?Rience splunął na niego krwią.Wiedzmin walnął go raz jeszcze.- Kto?Ognisty owal teleportu zapłonął silniej, promieniujące z niego światło zalało cały zaułek.Wiedzmin poczułbijącą z owalu moc, poczuł ją, zanim jeszcze jego medalion zaczął gwałtownie, ostrzegawczo drgać.Rience też poczuł płynącą z teleportu energię, przeczuł nadchodzącą pomoc.Krzyknął, zatargał się jakolbrzymia ryba.Geralt wparł mu kolana w pierś, uniósł rękę, składając palce do Znaku Aard, wycelował wgorejący portal.To był błąd.Z portalu nikt nie wyszedł.Wypromieniowała z niego tylko moc, a moc wziął Rience.Z wyprężonych palców czarownika wyrosły sześciocalowe stalowe kolce.Wbiły się w pierś i ramię Geraltaze słyszalnym trzaskiem.Z kolców eksplodowała energia.Wiedzmin rzucił się w tył konwulsyjnymskokiem.Wstrząs był taki, że poczuł i usłyszał, jak chrupią i łamią mu się zaciśnięte z bólu zęby.Conajmniej dwa.Rience spróbował zerwać się, ale natychmiast runął znowu na klęczki, na kolanach postąpił ku teleportowi.Geralt, z trudem łapiąc oddech, wyciągnął sztylet z cholewy.Czarownik obejrzał się, poderwał, zatoczył.Wiedzmin też się zatoczył, ale szybciej.Rience znowu się obejrzał, wrzasnął.Geralt ścisnął sztylet w dłoni.Był zły.Bardzo zły.Coś chwyciło go z tyłu, obezwładniło, unieruchomiło.Medalion na szyi zapulsowal ostro, ból w zranionymramieniu zatętnił spazmatycznie.Jakieś dziesięć kroków za nim stała Filippa Eilhart.Z jej uniesionych dłoni biło matowe światło - dwiesmugi, dwa promienie.Oba dotykały jego pleców, ściskając ramiona świetlistymi cęgami.Szarpnął się,bezskutecznie.Nie mógł ruszyć się z miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]