[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niezliczone rzesze pieszych i konnych rozpędzały i spychały z drogi wozy wieśniaków na równi z taborami bogatych kupców, ciągnących do Królestwa.Pod sztandarami w barwach łez, krwi, popiołu czy mroku szły z najdalszych zakątków Kosmosu Zastępy Pańskie, równo, legia za legią.I choć usta żołnierzy śpiewały buńczuczne, straceńcze lub sprośne pieśni, odgłos ich kroków wybijał ten sam nieubłagany rytm co kopyta wierzchowców, które niosły na grzbiecie skrzydlatych posłańców z pochodniami: wojna.* * *— Imponujące! — powiedział Asmodeusz z podziwem.— Jestem pod wrażeniem.Jak ich pozyskałeś?Azazel, szef głębiańskiego wywiadu i najlepszy skrytobójca, jakiego wydała Otchłań, w uśmiechu wyszczerzył zęby.— Tajemnica zawodowa.Muszę przyznać, że naprawdę jestem z nich dumny.— Masz powody — przyznał Zgniły Chłopiec.— Zaczynam być zazdrosny.Chlubiłem się moimi dżinnami, a ty ucierasz mi nosa.Na niedoszłą ofiarę Abrahama, przecież to wielkie Galla! Ich się nie da oswoić!— Cierpliwością i pracą.— mruknął Azazel.— Chyba kańczugiem i żelazem.— Też — przyznał szef wywiadu.Stali przed frontem oddziału złożonego z ogromych, złowrogich demonów uchodzących za całkowicie nieokiełznane, wielkich Galla.Płaskie pyski z ostrymi kłami były niechlujnie wymalowane na czerwono w proste znaki i symbole.Wymalowane świeżą krwią.Przekrwione białka oczu błyskały wściekle.W źrenicach płonęło czyste szaleństwo, niepowstrzymana żądza mordu.Porastające łby gęste kudły były posplatane w dziwaczne fryzury, pełne brzydkich, kiepsko wykonanych ozdób z ułomków kości i pazurów.Twarze, ani ludzkie, ani zwierzęce, szpeciły liczne blizny i prymitywne tatuaże.— Czym walczą? — spytał Zgniły Chłopiec.— Pokazujesz mi ich nieuzbrojonych.— Tradycyjnie.Sierpami i specjalnymi hakami.Nożami bojowymi i krótkimi włóczniami.Czasem też nowoczesną bronią.Są bardzo silne.W walce wpadają w szał bojowy.Nie sposób ich zatrzymać.— Malownicze — powiedział Asmodeusz.— Ale czy będzie z nich jakiś pożytek na wojnie? To dzikie bestie.Wpadną w furię i rzucą się na siebie wzajem.Wybacz, ale twój sukces wydaje mi się raczej treserskiej niż bojowej natury.Azazel potrząsnął głową.— Galla, mój drogi, nie potrzebują jedzenia ani wody, nie są podatne na żądze cielesne.— To wspaniale — mruknął pod nosem Zgniły Chłopiec.— Nie chciałbym gościć żadnego z nich nawet w najpodlejszym z moich burdeli.Niezrażony Azazel ciągnął:— Są niebywale odporne na ból i trudy, gardzą słabością, życiem i śmiercią, nie ma w nich ani krzty dobroci, litości czy wyższych uczuć.Nie rozróżniają dobra i zła.Są samą nienawiścią i agresją.Ale jedno potrafią.Służyć fanatycznie, aż po grób, temu, kogo uznają za pana.No i są inteligentne, wbrew pozorom.— Doprawdy? — uprzejmie zainteresował się Asmodeusz.— A kogo niby uznają za pana i w jaki sposób?Azazel wzruszył ramionami.— Wskaż któregoś.Zgniły Chłopiec przeszedł kilka kroków wzdłuż szeregu i machnął rękaw kierunku szczególnie rosłego Galla.— Niech będzie ten.— Przedstaw się — rozkazał Azazel.— Dugur — rzekł demon głębokim, warkotliwym głosem, który zdawał się wydobywać nie z gardła, lecz gdzieś z głębi trzewi.— Wielki Galla z klanu Harah, rodu Sagma, z ojca Szagara.— Powiedz mi, Dugur, czemu mi służysz?Coś jakby cień gorzkiego uśmiechu pojawiło się na twarzy demona.— Gdyż okazałeś się większym okrutnikiem, bardziej bezwzględnym i pozbawionym skrupułów ode mnie.Odwieczne prawo nakazuje więc pochylić przed tobą głowę i wylać krew na ofiarne kamienie.Kto wzbudzi grozę w sercach Galla, zostaje ich panem.Nienawidzę cię, lecz zdechnę za ciebie lub na twój rozkaz, bowiem jestem taki, jakim mnie stworzono.— Mogłeś go tego nauczyć jak papugę — burknął Asmodeusz.— Mogłeś nauczyć każdego.— Dugur, wiesz z kim teraz rozmawiam? Galla skinął głową.— To pan Asmodeusz — rzekł beznamiętnie.— Właściciel największej sieci kasyn i burdeli w Limbo i Otchłani, zwany Zgniłym Chłopcem, bo w wódce, cynizmie i luksusie próbuje utopić samotność i brak sensu życia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]