[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamierzam kiedyś dołączyć do ciebie w tym świecie.Przekonasz się - uścisnął jej dłoń i uśmiechnął się pocieszająco.Leżący na podłodze Bothari poruszył się i jęknął.- Ja się nim zajmę - stwierdził Vorkosigan.- Ty prześpij się, póki możesz.ROZDZIAŁ DZIEWIĄTYObudził ją nagły ruch i głosy.Vorkosigan wstawał właśnie z krzesła, zaś Illyan stał przed nim wyprężony jak struna, mówiąc:- Vorhalas i książę! Tutaj! W tej chwili!- Sukin.- Vorkosigan odwrócił się na pięcie, przebiegając wzrokiem niewielkie pomieszczenie.- Łazienka musi wystarczyć.Schowamy go w kabinie prysznicowej.Zręcznie chwycił ramiona Bothariego, podczas gdy Illyan podniósł stopy nieprzytomnego sierżanta.Gwałtownie otworzyli wąskie drzwi łazienki i zrzucili swoje bezwładne brzemię w kącie kabiny.- Czy podać mu nową dawkę? - spytał Illyan.- Może tak będzie lepiej.Cordelio, daj mu jeszcze jedną ampułkę.Jest za wcześnie, ale jeśli zacznie hałasować, zginiecie oboje.- Wepchnął ją do pomieszczenia wielkości szafy, wsunął jej w dłoń lekarstwo i wyłączył światło.- Ani słowa.I nie ruszaj się.- Zamknąć drzwi? - spytał Illyan.- Przymknij.Oprzyj się o framugę, jakby od niechcenia, i nie pozwól ochroniarzowi naruszyć twojej psychologicznej przestrzeni.Cordelia macając po omacku uklękła i przycisnęła ampułkę do ramienia nieprzytomnego sierżanta.Usadowiwszy się najwygodniej jak mogła odkryła, że widzi w lustrze fragment kabiny Vorkosigana.Obraz był odwrócony i mylący.Usłyszała otwierające się drzwi i nowe głosy.-.chyba że zechcesz także pozbawić go wszystkich obowiązków.W przeciwnym razie nadal będę postępował zgodnie z regulaminem.Widziałem tamten pokój.Twoje oskarżenia to nonsens.- Przekonamy się - odparł drugi głos, napięty i wściekły.- Witaj, Aralu.- Właściciel pierwszego głosu, liczący około pięćdziesięciu lat oficer w zielonym galowym mundurze uścisnął dłoń Vorkosigana i podał mu paczkę dysków z danymi.- Za godzinę ruszamy na Escobar.Kurier właśnie przywiózł te dane, to najnowsze wiadomości.Poleciłem, aby informowano cię na bieżąco.Escowie wycofują się na całego.Zrezygnowali nawet ze ślimaczącej się od dłuższego czasu walki o tunel na Tau Ceti.Zmykają aż miło.Drugi mężczyzna także miał na sobie galowy mundur.Ozdabiało go mnóstwo pozłacanych insygniów; Cordelia nigdy w życiu nie widziała czegoś podobnego.Wysadzane drogimi kamieniami odznaczenia na jego piersi połyskiwały i mrugały w blasku roboczej lampki Vorkosigana niczym oczy jaszczurki.Miał około trzydziestu lat, czarne włosy, kanciastą spiętą twarz, oczy o ciężkich powiekach i cienkie, zaciśnięte z irytacją wargi.- Chyba nie lecicie obaj? - spytał Vorkosigan.- Najwyższy rangą oficer powinien zostać na okręcie flagowym.Teraz, kiedy Vorrutyer nie żyje, jego obowiązki spadają na księcia.Zaplanowane przez was pokazy cyrkowe opierały się na założeniu, że Vorrutyer pozostanie na posterunku.Książę Serg zesztywniał z oburzenia.- Poprowadzę moje wojska na Escobarze.Niech mój ojciec i jego pochlebcy spróbują potem powiedzieć, że nie jestem żołnierzem!- Będziesz siedział w ufortyfikowanym pałacu - odparł ze znużeniem Vorkosigan - którego konstrukcją zajmie się połowa twoich inżynierów.Zorganizujesz tam sobie przyjęcie, podczas gdy twoi ludzie będą ginęli za ciebie aż do chwili, gdy kupisz sobie zwycięstwo kosztem niezliczonych stosów zwłok, bowiem takiej właśnie walki nauczył cię twój mentor.Następnie wyślesz do domu biuletyny opowiadające o twoim wielkim zwycięstwie.Może nawet uda ci się utajnić listę ofiar.- Ostrożnie, Aralu - ostrzegł wstrząśnięty Vorhalas.- Posuwasz się za daleko - warknął książę.- Zwłaszcza jak na człowieka, który nawet nie zbliży się do pola walki, tkwiąc w pobliżu tunelu prowadzącego do domu.Jak mam to nazwać - przesadną ostrożnością? - Ton jego głosu jasno dawał do zrozumienia, że określenie to stanowi eufemizm, zastępujący obraźliwe słowo.- Trudno ci będzie skazać mnie na areszt domowy, a potem oskarżyć o tchórzostwo za to, że nie jestem na froncie.Nawet propaganda ministra Grishnova musi zawierać więcej logiki.- To by ci się podobało, prawda, Vorkosiganie? - syknął książę.- Uwiązać mnie tutaj i samemu przechwycić całą glorię zwycięstwa, dzieląc się nią z tym pomarszczonym błaznem Vortalą i jego fałszywymi liberałami.Po moim trupie! Będziesz tu tkwił, póki nie zgnijesz.Zęby Vorkosigana zacisnęły się, jego zmrużone oczy miały nieprzenikniony wyraz.Wargi rozchyliły się w drapieżnym uśmiechu i natychmiast zamknęły ponownie.- Muszę zgłosić formalny protest.Lądując z wojskami na Escobarze, porzucasz swój posterunek.- Protestuj sobie, ile chcesz.- Książę podszedł do niego na kilka centymetrów, spojrzał mu prosto w twarz i zniżył głos.- Ale nawet mój ojciec nie będzie żył wiecznie.A kiedy nadejdzie ten dzień, twój ojciec nie zdoła cię już ochronić.Ty, Vortala i wszyscy jego pomagierzy jako pierwsi staniecie pod ścianą.Przyrzekam ci to.- Uniósł wzrok, przypominając sobie o obecności milczącego Illyana, stojącego przy drzwiach do łazienki.- Albo może odeślę cię z powrotem do kolonii trędowatych na kolejne pięć lat służby patrolowej.W głębi łazienki pogrążony w półśnie Bothari poruszył się niespokojnie, po czym, ku przerażeniu Cordelii, zaczął chrapać.Porucznik Illyan zgiął się w pół w napadzie głośnego kaszlu.- Przepraszam - wykrztusił i wycofał się do łazienki, starannie zamykając za sobą drzwi.Włączył światło i posłał Cordelii przerażone spojrzenie.Odpowiedziała mu pełnym rozpaczy grymasem.Z trudem obrócili na bok bezwładne ciało Bothariego, póki znów nie zaczął spokojnie oddychać.Cordelia uniosła oba kciuki i porucznik skinął głową, po czym wyszedł na zewnątrz.Książę opuścił już kwaterę Vorkosigana.Admirał Vorhalas pozostał jeszcze przez chwilę, aby zamienić parę słów ze swym podwładnym.-.na piśmie.Podpiszę go przed odlotem.- Przynajmniej nie leć tym samym statkiem - prosił z powagą Vorkosigan.Vorhalas westchnął.- Doceniam, że próbujesz zdjąć mi z karku ten ciężar, ale po śmierci Vorrutyera - dzięki ci za nią, Boże - ktoś musi posprzątać to bagno.Książę nie zgadza się na ciebie, więc wygląda na to, że muszę to być ja.Czemu nie możesz wyżywać się na żołnierzach, jak normalni ludzie, zamiast jak wariat atakować swych przełożonych? Widząc, jak spokojnie znosisz wybryki Vorrutyera sądziłem, że wyleczyłeś się już z tego.- Wszystko to nie ma już teraz żadnego znaczenia.Jego śmierć rozwiązała problem.- Amen.- Vorhalas odruchowo uczynił gest odpędzający złe moce.Bez wątpienia był to relikt dzieciństwa, zwyczaj pozbawiony prawdziwej wiary.- A tak przy okazji, co to jest kolonia trędowatych? - spytał zaciekawiony Vorkosigan.- Nigdy nie słyszałeś tego określenia? Cóż, chyba nawet wiem, dlaczego.Ani razu nie zastanawiałeś się nad tym, czemu wśród twojej załogi znajduje się zawsze tak wysoki procent nieudaczników, niepoprawnych awanturników i ludzi nie nadających się do służby?- Nie spodziewałem się, że dostanę śmietankę.- W dowództwie nazywali to kolonią trędowatych Vorkosigana.- Ze mną samym jako głównym trędowatym? - Vorkosigan sprawiał wrażenie bardziej rozbawionego niż urażonego.- No cóż, jeśli to byli najgorsi ludzie z naszej armii, może jednak unikniemy klęski.Uważaj na siebie.Nie mam ochoty zostać jego zastępcą.Vorhalas zachichotał i uścisnęli sobie dłonie.Admirał ruszył do drzwi, nagle jednak przystanął.- Czy sądzisz, że zorganizują kontratak?- Mój Boże, oczywiście, że tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]