[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli w dniu Święta Ofiar oczekiwania pielgrzymów zgromadzonych w dolinie Mina nie zostaną zaspokojone, i to zaspokojone w sposób jednoznaczny, gadanina o przybyciu Mahdiego ustanie.Niewykluczone, iż rozczarowany i gniewny tłum zwróci się wtedy przeciw Abu Kadirowi i jego zwolennikom.Nastał wreszcie ten długo oczekiwany dzień.Przez cały ranek potok pielgrzymów wylewał się z Mekki, zmierzając ku dolinie Mina niczym spienione fale przypływu.Niektórzy nieśli jagnięta, kozy i owce, inni prowadzili wielbłądy.Większość małych zwierząt była już martwa; zarżnięto je podczas rytualnego ceremoniału przed wejściem do Wielkiego Meczetu.Pozostałe beczały, jakby przeczuwając swój los.Mimo ścisku Abu Kadir szedł swobodnie.Uczniowie utworzyli wokół niego ruchomy krąg.Przy nim Hadżi Mastan niósł zabite jagnię, a Ibn Sahl prowadził młodą, cenną wielbłądzicę, którą sam zamierzał złożyć w ofierze.Podróż z Taif w towarzystwie Abu Kadira była dla starego Beduina wielkim przeżyciem.Minęło południe i dolinę, aż po zbocza okolicznych wzgórz, wypełniły tłumy pątników.Odbyto rytualny obrządek kamienowania szatana, następnie wszystkie twarze zwróciły się w kierunku skały Arafatu i rozpoczęły się modły.Mirza Farruki zajął stanowisko blisko kręgu uczniów otaczających Abu Kadira, Hadżiego Mastana i Ibn Sahla.Jak na dłoni widział wszystkich trzech, klęczących, pogrążonych w modlitwie.Byli oni obiektem zainteresowania także innych oczu.Do ukrytych mikrofonów płynął nieprzerwany potok wypowiadanych półgłosem informacji.W willi w Ammanie Hawke, Gordik i Gemmel z najwyższą uwagą wsłuchiwali się w napływające raporty.Panowała atmosfera napięcia.Drżące podnieceniem głosy agentów przydawały dramatyzmu opisom sytuacji w dolinie Mina.Ich relację przerywał co parę minut operator teleksu, beznamiętnie odczytujący depesze z Houston.Hawke spojrzał na wiszący na ścianie zegar cyfrowy.– Za mniej więcej trzy minuty – rzekł – Hadżi Mastan wsunie palec w nacięcie na brzuchu jagnięcia i włączy układ naprowadzający.Satelita odbierze sygnał i dokładnie pięć minut później zadziała laser.Trzy miliony ludzi posrają się ze szczęścia.Chwilę później rozległ się nerwowy okrzyk operatora teleksu.– Panie Hawke! Awaria! Mamy awarię.– Ma pan trzy minuty, jasne? Trzy minuty! – Elliot Wisner dosłownie wydzierał się na kierownika programu.Centrum kontrolne ośrodka w Houston wrzało gorączkową pracą dziesiątków techników siedzących przed rzędami komputerów i urządzeń telemetrycznych.Pośpiesznie uruchamiano programy awaryjne, poszukując miejsca awarii.Kierownik programu oderwał na chwilę wzrok od ekranów ustawionej przed nim kolumny monitorów i spojrzał na olbrzymi zegar na ścianie.– Coś takiego nigdy się nie zdarzyło – wymamrotał pod adresem Wisnera.– Nie odbieramy żadnych, dosłownie żadnych, sygnałów urządzenia naprowadzającego.Rzucił okiem na kartką podaną mu przez asystenta i wręczył ją Wisnerowi.Ten odczytał wiadomość i warknął:– Wiem! Wiem! Powiedz im, że robimy, co w naszej mocy.Minutę później Gordik pochylony nad klekoczącym bezustannie teleksem prychnął szyderczo i spojrzał na Hawke’a.– I to wszystko? Czy to ma być ta osławiona amerykańska technika, panie Hawke? Czy to może jakaś sztuczka?Hawke nie odpowiedział.Nasłuchiwał głosów agentów nadających z doliny Mina.Modlitwy dobiegły końca.Nadeszła pora składania ofiar, ale w dolinie panowała cisza, a oczy wszystkich skierowane były na olbrzymi, pusty krąg z trójką mężczyzn pośrodku.Ibn Sahl, wiodąc swojego wielbłąda, pierwszy postąpił naprzód, ale Abu Kadir powstrzymał go ruchem dłoni.Hadżi Mastan dźwignął martwe jagnię i z dłonią ukrytą pod jego brzuchem wolno przeniósł je na środek pustego kręgu.Przez tłum przebiegł szmer oczekiwania, a tymczasem Ibn Sahl zwrócił się do Abu Kadira, mówiąc głośno:– To nie przystoi, o Rasul, abyś składał tak nędzną ofiarę.– Pociągnął sznur przywiązany do szyi wielbłądzicy.– Uczyń mi zaszczyt, o Rasul, i ofiaruj to zwierzę, które jest dumą mojego stada.Ale Abu Kadir pokręcił głową i czystym, donośnym głosem rzekł:– Bracie, to nie wartość ofiary jest najważniejsza, lecz wiara i pokora ofiarnika.Bo czyż Allach nie potrafi wejrzeć w serce każdego z nas i dostrzec prawdę, nie dbając o naszą próżność?Obiegł wzrokiem krąg ludzi, napierających na łańcuch splecionych ramionami uczniów.Następnie podszedł do leżącego na ziemi jagnięcia, podniósł je i zawołał:– Nawet to jagnię, tak tłuste i dorodne, jest symbolem próżności.Wolnym krokiem podszedł do skraju koła, a jego wzrok padł na starą kobietę z małym chłopcem i chude, żałosne truchło kozy przyniesione przez nich na ofiarę.Uczniowie rozstąpili się, a on złożył jagnię u stóp kobiety i rzekł łagodnie:– Matko, zechciej przyjąć ode mnie to zwierzę, a w zamian pozwól, że wezmę twą ofiarę, aby Allach w swojej dobroci pobłogosławił nas oboje.I podniósł chude, kościste padło kozy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]