[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiem, że musimy już iść, ale nie jestem w stanie się ruszyć.Czuję mrowienie przechodzące przeze mnie od stóp aż po czubekgłowy.Teraz inna myśl zarysowuje się w zakątkach umysłu,przelotna impresja, coś, co kiedyś musiałam ujrzeć i utkwiło mi wpamięci. Hieny wyjaśniam. Oni są nieleczeni. Odmieńcy mówi Julian matowym głosem. Tak jak ty. Nie.Nie jak ja, ani nie jak Odmieńcy.Oni są inni.Zaciskam mocno powieki i krystalizuje się pod nimi ten obraz:przyciskam ostrze noża do szyi Hieny, tuż ponad bladymi sinymiśladami, które wyglądały jakoś znajomo. O mój Boże. Otwieram oczy.Mam wrażenie, jakgdybym dostała pięścią w brzuch. Lena, musimy już iść. Julian wyciąga do mnie rękę, alesię odsuwam. AWD. Wypowiadam z trudem. Ten facet.tamtenstrażnik, ten, którego związaliśmy.miał tatuaż z orłem istrzykawką.Z symbolem AWD.Julian sztywnieje, jakby został porażony prądem. To musi być zbieg okoliczności.213Kręcę głową.Słowa i myśli kotłują się w mojej głowie niczymwirująca rzeka, a wszystko płynie w jedną stronę i wszystkozaczyna mieć sens: rozmowa o wypłacie, cały ten sprzęt, tatuaż,pudełko z identyfikatorami.Ten wielki kompleks, ochrona towszystko przecież kosztuje. Muszą z sobą współpracować.Nie wiem dlaczego ani poco, ani. Nie stwierdza chłopak dobitnie. Mylisz się. Julian.Przerywa mi. Mylisz się, rozumiesz? To niemożliwe.Zmuszam się, by nie odwrócić od niego wzroku, chociaż wjego oczach czai się coś dziwnego, wzburzenie i poruszenie, odczego kręci mi się w głowie, jak gdybym stała na krawędzi klifu,niebezpiecznie blisko upadku.I właśnie tak stoimy, zastygli w bezruchu, kiedy drzwiotwierają się z hukiem i do środka wpadają dwie Hieny.Przez chwilę nikt się nie porusza, co daje mi czas na za-rejestrowanie podstawowych faktów: jedno z nich to mężczyzna(w średnim wieku), drugie to dziewczyna (granatowoczarnewłosy, wyższa ode mnie), oboje widzę po raz pierwszy.Byćmoże strach wyostrza mi zmysły, bo zwracam też uwagę naprzedziwne detale: osobliwy sposób, w jaki opada lewa powiekamężczyzny, jak gdyby ciągnęła ją grawitacja, i to, jak stoidziewczyna, z otwartymi ustami, przez co widać jejwiśniowoczerwony język.Musiała coś ssać, stwierdzam cukierek albo lizaka i mój umysł biegnie do Grace.214A wtedy pokój ożywa na nowo, dziewczyna sięga po broń i niema czasu na myślenie.Rzucam się na nią i wytrącam jej broń z ręki, zanim ma okazjęją we mnie wymierzyć.Stojący za mną Julian coś krzyczy.Rozlega się strzał.Nie mogę się obejrzeć, by sprawdzić, kto gooddał.Dziewczyna bierze zamach i uderza mnie w szczękę.Nigdy przedtem nie dostałam pięścią i szok ogłusza mnie chybabardziej niż ból.W tym ułamku sekundy udaje jej się wyciągnąćnóż i następną rzeczą, którą widzę, jest ostrze lecące w mojąstronę.Robię unik i z całej siły uderzam ją ramionami w brzuch.Dziewczyna stęka.Siła uderzenia zwala nas obie z nóg ispadamy na pudełko starych butów, które zapada się pod naszymciężarem.Jesteśmy zwarte w uścisku tak ciasnym, że w ustachczuję smak jej włosów i skóry.Najpierw na górze jestem ja,potem ona.Przewraca mnie na plecy i uderzam głową o beton.Czuję, jak wbija mi kolana w żebra, a jej uda ściskają mnie takmocno, że w płucach brakuje mi powietrza.Dziewczyna wyrywazza pasa następny nóż.Próbuję sięgnąć po broń na podłodze,jakąkolwiek, ale ona zbyt mocno mnie przygniata, a moje palcenatrafiają tylko na powietrze i beton.Julian i mężczyzna walczą jak zapaśnicy, ze spuszczonymigłowami, dysząc ciężko.Przewracają się i uderzają o niskądrewnianą szafkę z garnkami i patelniami, która chwieje się, apotem ląduje na ziemi.Garnki toczą się po pokoju, rozlega siękakofonia brzęków i szczęku metalu.Dziewczyna ogląda się zasiebie, a ja korzystam z tej chwili nieuwagi i uderzam ją pięścią wpoliczek.Nie mogłam jej w ten sposób wyrządzić wielkiejkrzywdy, ale215udaje mi się zrzucić ją z siebie, podnieść się i przetoczyć nanią, wyrywając jej z ręki nóż.Nienawiść i lęk zalewają mniegorącą, elektryczną falą i bez zastanowienia unoszę nóż i wbijamjej go mocno w pierś.Dziewczyną wstrząsa spazm, z jej ustwydobywa się krzyk, a potem nieruchomieje.W głowiepowtarzam na okrągło: to twoja wina, to twoja wina, to twojawina.Skądś dobiega mnie zniekształcony szloch i dopiero popewnym czasie uświadamiam sobie, że to ja płaczę.A potem wszystko zasnuwa ciemność ból przychodzi wułamku sekundy po niej gdy mężczyzna uderza mnie pałką wskroń.Rozlega się potężny trzask.Przewracam się, wszystko sięrozmywa i rozbija na pojedyncze obrazy: Julian leżący twarzą wdół obok przewróconej szafki, stary zegar stojący w kącie,którego nie zauważyłam wcześniej, pęknięcia w betonowejpodłodze, rozciągające się jak sieć, która ma mnie omotać.Apotem przez kilka sekund nic się nie dzieje.Nagła zmiana kadru:leżę na plecach, sufit nade mną wiruje.Umieram.Co dziwne,myślę teraz o Julianie.Nawiązał całkiem wyrównaną walkę.Mężczyzna przygniata mnie całym ciężarem, czuję na twarzyjego gorący, ciężki i nieświeży oddech.Pod jego okiem biegniedługa, poszarpana rana niezła robota, Julian z której krewkapie na moją twarz.Czuję pod brodą ostrze noża i całanieruchomieję.Spogląda na mnie z taką nienawiścią, że nagle ogarnia mnieniesamowity spokój.Umrę.On mnie zabije.Ta pewność daje miodprężenie.Zanurzam się w biały śnieg.Zamykam oczy i próbujęsobie wyobrazić Aleksa w sposób, w jaki o nim śniłam, stojącegona końcu tunelu.Czekam, aż się pojawi, wyciągnie do mnie rękę.216Odpływam i przypływam, unoszę się nad ziemią, a potemznowu wracam na podłogę.Czuję w ustach mulisty smak. Nie dałaś mi wyboru dyszy napastnik, a ja otwieramoczy.Wyczuwam w jego głosie nutkę czegoś, czego się niespodziewałam, może żalu, a może przeprosin.Wraz z niąpowraca nadzieja i zaraz potem przerażenie: błagam, błagam,błagam, pozwól mi żyć.Jednak w tej samej chwili mężczyzna bierze głębszy oddech,jego ciało się napina, a nóż wbija mi się w skórę i wiem, że już powszystkim.Nagle wstrząsa nim spazm, nóż ze szczękiem wypada mu zdłoni, a oczy wywracają się białkami do góry: potworne, pustespojrzenie lalki.Jego ciało powoli opada na mnie i przygniata tak,że nie mogę złapać tchu.Nad nim stoi Julian, dysząc ciężko.Całysię trzęsie.Teraz widzę, że z pleców Hieny wystaje rękojeśćnoża.Leży na mnie martwy człowiek.W mojej piersi narastahisteria, która natychmiast wybucha na zewnątrz, i zaczynambełkotać: Zabierz go ze mnie.Zabierz go ze mnie! Julian woszołomieniu kręci głową. Ja.ja nie chciałem. Na litość boską, Julian.Zabierz go ze mnie! Musimyuciekać!Chłopak wzdryga się, mruga oczami i skupia spojrzenie namnie.Dłużej nie zniosę tego ciężaru. Julian, błagam!Wreszcie Julian otrząsa się z szoku.Pochyla się i dzwigamartwe ciało, a ja zrywam się na nogi.Czuję, jak serce mi wali, askóra mrowi.Nagle rozpaczliwie pragnę się217wykąpać, zmyć z siebie całą tę śmierć.Obie martwe Hienyleżą tak blisko siebie, że prawie się dotykają, a plama krwimiędzy nimi rozprzestrzenia się po podłodze jak motyl.Niedobrze mi. Nie chciałem, Lena.Ja tylko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]