[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaobserwował,że wskazówka miernika zużycia mocy drgnęła i przesunęła się odrobinę w lewo.Pózniejzajął się wyłączeniem wszystkich innych odbiorników.Jako pierwsze zgasło oświetleniepozostałych pomieszczeń, nie wyłączając korytarzy.W następnej kolejności taki sam losspotkał urządzenia umożliwiające przeżycie.Lando doszedł do przekonania, że przezjakieś dwie minuty chyba wszyscy dadzą sobie bez nich radę, a jeżeli jego plan zawiedzie,i tak nie będą ich potrzebowali.Inercyjne strefy tłumiące pozostały wyłączone, alehazardzista wziął pod uwagę ewentualność, że będą mu szybko potrzebne, i postanowiłutrzymywać generatory w stanie gotowości.Kiedy skończył, jedynymi punkcikamiświateł, które rozjaśniały niemal nieprzeniknione ciemności, pozostały ogniki lampek nakontrolnych pulpitach i jarzące się rubinową poświatą wielkie oko androida.Cały statek,pogrążony w idealnej ciszy, sprawiał wrażenie wyludnionego.Pokonując nieprawdopodobne opory, Lando pozbawił zasilania także wszystkie czuwającedotąd w stanie gotowości pokładowe systemy uzbrojenia.Miał wrażenie, że jest nagi ibezbronny, ale systemy i tak nie mogły mu się przydać do tego, co zamierzał zrobić.- W porządku, Vuffi Raa - odezwał się, kiedy skończył przygotowania.- W świetlicyspokój?- Słyszę, jak oboje zastanawiają się, co to wszystko może oznaczać, mistrzu.- Niech się dalej zastanawiają - odparł Lando.Wyciągnął rękę ponad przyrządami imiernikami, aby włączyć generatory ochronnego pola.Kiedy ujrzał, jak na pulpicie budząsię do życia kontrolne lampki, poczuł się o całe niebo lepiej.Następnie usunął metalowąpokrywkę, osłaniającą niewielką kalibrowaną gałkę.W normalnych okolicznościachustawiało się ją na małą ujemną wartość, tak by prawie cała energia ochronnego polasięgała na głębokość kilku pierwszych atomów sieci krystalicznej metalu pancerza.Rzeczjasna, istniało wiele powodów, dla których gałka powinna pozostawać właśnie w takim,a nie innym położeniu, ale w tej chwili Calrissian nie zamierzał zawracać sobie głowytakimi drobiazgami.Obrócił gałkę w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara.Bardzo ostrożnie ipowoli.Konstrukcja statku jęknęła, ale pole zaczęło się rozprzestrzeniać na zewnątrz kadłuba.Najpierw o milimetr, pózniej o następny, aż w końcu sięgało na odległość centymetra odpowierzchni pancerza.Naprężenia przenosiły się przez części szkieletu, ale nie wyrządzałyżadnej szkody solidnie zamocowanemu generatorowi pola.Lando obrócił gałkę jeszczetrochę dalej w tę samą stronę.Kiedy pracował na zewnątrz kadłuba, zrozumiał, że Sokół zaklinował się w skalnejrozpadlinie.Obręcz koła zamka górnej śluzy stykała się z jedną skałą, a spód kadłubaszorował o powierzchnię drugiej.Frachtowiec nie miał ani milimetra wolnej przestrzeni,koniecznej do wykonania jakiegokolwiek manewru.Teraz zaś Lando żądał, aby owa przestrzeń nie tylko się znalazła, ale nawet powiększała.74@ Lando Calrissian i Ogniowicher OseonaRozszerzał zasięg działania ochronnych pól, wywierając nacisk na obie ściany.Obróciłpokrętło jeszcze dalej.Coś jęknęło jak żywa istota - ranna albo konająca gdzieś międzysterownią a rufą statku.Na szczęście płonące na pulpitach lampki wskazywały, że niedzieje się nic złego.W pobliżu skalnej rozpadliny przemknęło kilka myśliwców.Piloci starali się zbadaćnieprzeniknione ciemności.Jeden z nich posłał w głąb czeluści laserową błyskawicę.Wpadła i odbiła się kilkakrotnie od skalnych ścian, ale pózniej szybko wytraciła energięi zgasła.Obok wlotu śmignęła kolejna grupa wścibskich nieprzyjacielskich maszyn.I następna.Ich piloci nie przestawali okrążać asteroidy.Przeszukiwali długi wąwóz, chcąc odnalezć izniszczyć niewielki frachtowiec, którego pilot unicestwił ich dwie maszyny.Z każdą chwilą nieprzyjacielskie myśliwce pojawiały się coraz częściej i częściej natle jaśniejszego nieba.Lando zorientował się, że piloci starają się zacieśnić rejonposzukiwań.Obrócił pokrętło jeszcze dalej.I jeszcze.Nagle oślepiający laserowy sztych rozprysnął się o ochronne pole.Czy to przez zwykłyprzypadek, czy też dzięki własnym umiejętnościom, jeden z wrogów odnalazł frachtowiec.Wskazówka miernika mocy gwałtownie skoczyła.Lando natychmiast obrócił pokrętło dosamego oporu - tak daleko, jak tylko się dało.Rozległ się ogłuszający grzmot potężnej eksplozji.Skalne ściany, poddane działaniuenergii rozprzestrzeniającego się ochronnego pola, nie wytrzymały nacisku i pękłyjak diament.Lando i Vuffi Raa zostali natychmiast zalani wpadającą przez iluminatoryróżnobarwną poświatą szalejącego Ogniowichru Oseona.Usłyszeli, że w najbliższym sąsiedztwie rozerwanej asteroidy doszło do kilku mniejszychi nie tak głośnych eksplozji.Jednej, trzech, pięciu.Mając uwagę zaprzątniętąmanewrowaniem, Lando nie zwracał na nie uwagi.Domyślał się jednak, że lecące wewszystkie strony skalne bryły masakrują i rozpraszają nieprzyjacielskie maszyny, którychpiloci znalezli się zbyt blisko.Siedem, osiem.Może więcej.Lando stracił rachubę i niebył pewien.Nikt z przeciwników nie myślał o kontynuowaniu walki.Lando przesłał porcjęenergii do generatorów inercyjnych tłumików, a potem obrócił kalibrowaną gałkę w takisposób, by znalazła się w pierwotnym położeniu.Uruchomił silniki i włączył programzliczający, umożliwiający określenie pozycji statku w przestworzach.Mógł podjąć przerwaną wyprawę.Zwiększył także ciążenie w świetlicy.Mimo iż nie miał tak czułych narządów słuchu jakVuffi Raa, nie mógł nie usłyszeć stłumionego huku i przekleństw, jakie posypały się z ustBassi Vobah.Wyszczerzył zęby i pokręcił głową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]