[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piorun ude­rzył w sam pałac lub tuż obok pałacu.Krótko panowało milczenie.Rozbłysła pierw­sza zapałka, druga, trzecia, a gdy rozbłysły za­palniczki - wróciła widoczność.Hrabia uspo­koił zebranych:Łukasz przyniesie świece, proszę panów.AKT VTrzy trójramienne kandelabry o grubych świe­cach i dwie lampy naftowe dawały wystarczają­ce światło.To światło modelowało twarze trochę upiornie przy pomocy żółtego blasku i kontras­tów rodem z krypty lub z gabinetu czarnej magii.Wichura i ulewa, grając za szybami swój koncert, potęgowały atmosferę bliską tajemnicy masońs­kich lóż czy zebrań spiskowców, co chcą przebu­dować świat.Gdy wrócili ostatni „potrzebujący", którzy udali się do toalety wykorzystując przer­wę - wznowiono dyskurs.- Panowie, czas mija, a my odbiegamy od te­matu zbyt często! - rozpoczął mecenas Krzyżanowski.- Weźmy się za fakty, a porzućmy spe­kulacje.- Pan pije do mnie, mecenasie?!.- fuknął profesor, czując wzrok Krzyżanowskiego na swo­im obliczu.- Do pana przede wszystkim, panie Stań-czak! Nikt częściej niż pan nie ucieka tutaj od faktów ku spekulacjom.- Filozof to człowiek, którego fakty, zjawi­ska i nazwiska nie interesują, on szuka praw!- Ale pan nie został tu zaproszony jako filo­zof! - warknął Mertel.- A jako kto?- Jako obywatel Rudnika!- To nie zmieniło mojej profesji.Dalej je­stem filozofem, i mam zamiar pozostać nim aż do zgonu.Oczywiście za pańskim łaskawym przy­zwoleniem, drogi panie!- A bądź pan sobie filozofem dokąd pan chcesz, tylko nie kradnij nam pan czasu! Tutaj i teraz byłoby lepiej, gdybyś pan, zamiast filozo­fować, włączył się serio w dyskusję nad sytua­cją, jaką Muller stwarza aresztowaniami i szanta­żami.- Proszę bardzo - zgodził się Stańczak.-Dajmy Mullerowi tego „Precla" za profesora Stasinkę; za hrabicza dajmy jakiegoś ciężko cho­rego, któremu zostało tylko kilka dni wegetacji ziemskiej, doktor Hanusz z pewnością ma w szpitalu kilku takich.- Nie wydam żadnego pacjenta! - sprzeci­wił się twardo Hanusz.-.a za dwóch bojowników o wolność -kontynuował nie robiąc przerwy Stańczak - wy­dajmy Gestapo dwóch pedałów.Pedałów w Rudniku nie brakuje, jak zresztą wszędzie, a wszy­scy wiemy, że są to ludzie bezwartościowi z re­produkcyjnego punktu widzenia.To mnie zresztą zawsze dziwiło: skąd się biorą pedały, przecież oni nie mogą się rozmnażać!Małe wieź, Mertel, Kortoń, Krzyżanowski i Brus popatrzyli na siebie wymownym wzrokiem, kiwając głowami ruchem mającym demonstrować niesmak lub przypuszczenie, że profesor Stań­czak utracił już wszystkie klepki.Kłos wyraził dezaprobatę werbalną:- To są propozycje z kiepskiego kabaretu! A ponieważ musimy znaleźć jakieś poważne roz­wiązanie.- Niczego nie musimy! - zaprotestował Sedlak.- Owszem, musimy, to jest absolutna koniecz­ność! - spiorunował go Mertel.- Towarzysz Sedlak nie widzi takiej konieczności, bo sierp i młot przesłoniły mu białego orła, lecz.Sedlak zerwał się i krzyknął ku hrabiemu:- Panie hrabio, albo ci ludzie przestaną mnie obrażać, albo ja wychodzę!A idź do diabła!.- mruknął pod nosem Kortoń.- Panowie, jeszcze raz proszę o zaniechanie personalnych przytyków i o kulturę dialogu - rzeki Tarłowski.- Niech pan siada, naczelniku, a panów proszę, by hamowali się ździebko!Sedlak nie usłuchał.Zamiast siąść, próbował tokować dalej:- Ci ludzie cały czas prowadzą.,- Siadaj pan! - ryknął Tarłowski.Sedlak siadł niczym posłuszny pies.Wówczas Krzyżanowski spytał:- No więc.czy są jakieś propozycje wzglę­dem wymiany?.Propozycje serio, bez żadnych umrzyków czy pederastów!- Tak - zgłosił się Kortoń.- Proponuję Zygę.Zapadła cisza.Zdziwiony nią Kortoń rozejrzał się wokół.- No co?.Chyba wszyscy wiedzą kto to jest obywatel Zyga?- Ja nie wiem - powiedział Malewicz.- Jest pan tego pewien, panie radco?.-zdumiał się teatralnie Kortoń.- Tak, jestem pewien.O co panu chodzi?- Koledze chodzi o to, panie radco - wtrącił się Mertel - że pan Zyga to postać bardzo w naszym mieście znana.Szczególnie znana tym sza­cownym obywatelom, którzy zawsze mają trochę wolnej gotówki, by móc sobie przypomnieć mło­dość od czasu do czasu.Pan przodownik z pew­nością objaśni pana precyzyjniej, panie radco.Malewicz spojrzał na Godlewskiego, a ten oś­wiecił profana:- Leon Zyga, ksywka „Signore".To alfons, rozprowadza kurwy.- Tak jest, to król miejscowych sutenerów, o którym się mówi, że działa bezkarnie, bo ko­rumpuje policję - uzupełnił Sedlak.-Że co robi?! - nie zrozumiał granatowy funkcjonariusz.- Że ma policję w kieszeni, panie przodow­niku.- To nieprawda! - zgrzytnął zębami Go­dlewski.- Ja wcale nie twierdzę, że to prawda, panie przodowniku.Ja tylko powiedziałem, że ludzie tak mówią.- Dlaczego tak mówią?!- Pewnie dlatego, że ten gość uprawia swój proceder jawnie, i mimo to nigdy nie trafił za kratki.- Co pachnie służbą dla Gestapo - zauważył Brus.- Wielu konfidentów Gestapo kreci jaw­nie przeciwko prawu i nie można ich ruszyć.,.- To byłoby fajnie, gdybyśmy wskazali Mullerowi do wymiany czterech jego kundli, co, pa­nowie? - rozmarzył się Kłos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl