[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwóch pierwszy ch niosło dwudziestokilowy płaski taran, wy posażonyw specjalne uchwy ty.Dostali wzmocnione rękawice z warstwą kevlaru, żeby drzazgi i kawałkiblachy nie poraniły im dłoni.Wy starczy ły trzy mocne uderzenia, granat hukowy, potem rozległy się agresy wne krzy kii pięciu ludzi zniknęło w mieszkaniu.Maluta i Młody mieli odczekać, aż ktoś po nich wy jdzie.Minutę pózniej podąży li za sierżantem, który wprowadził ich do wnętrza.W ostatnimpomieszczeniu, przy biurku komputerowy m siedział mężczy zna, w takiej pozy cji, jakzaprezentował wcześniej Generał, z głową opartą na blacie.W stacji dokującej rzeczy wiściestała komórka.Obok klawiatury leżał drugi aparat, ale niewłączony.W powietrzu unosił się fetorrozkładu, jeszcze niezby t dotkliwy, ot, jakby ktoś kilka dni wcześniej zostawił na stole w kuchni kilkaugotowany ch na twardo jaj.Młody wy ciągnął swoją komórkę i wy brał bezpieczny numer podany przez Ty mańskiego.Hif przy łoży ł słuchawkę do ucha. Weszliśmy do mieszkania rzucił Młody. Ale nie ma tu Zuzy.Ty lko jakiś szty wny.Przepraszam. Co za szty wny ? dopy tał Ty mański. Podejrzewam, że pedofil.Wy gląda na to, że podszy wał się pod nastolatka i korespondowałz dzieciakami.Zabieramy jego sprzęt do wy działu techniki, zobaczy my, co Generał z niegowy ciągnie.Rozłączy ł się.Ruszy ł do zamkniętego schowka, wy jął z kieszeni klucz i otworzy ł drzwi.Witczak siedział na podłodze oparty o regał z detergentami.Hif pomógł mu wstać, poprowadził zawy kręcone do ty łu ramię.Wy szli do holu, gdzie drogę zagrodziła im Wiosna. A panowie dokąd? Wracamy do Warszawy.Będziemy w kontakcie. Pan żartuje? Nie dokończy liśmy czy nności. To rozkaz z góry warknął.Wy szli przed budy nek, Hif rozglądał się za Magikiem. Potrzebuję transportu do Warszawy ! rzucił tonem nieznoszący m sprzeciwu.Magik wskazał na jeden z radiowozów zaparkowany ch przed budy nkiem. Kluczy ki!Mogielnicki rzucił mu je z ponurą miną. Potrzebujesz kierowcy ? zapy tał.Ty mański pokręcił głową. Aamiecie procedury ! zawołała jeszcze Wiosna ze schodów.Ale Hif już nie słuchał.Posadził więznia na ty lny m siedzeniu, przy piął mu rękę do uchwy tuprzy suficie.Sam usiadł za kierownicą i ruszy ł w powrotną podróż do stolicy.5 Nie mam już siły.6 Pięćdziesiąt metrów od nas ktoś stoi.7 Musisz mnie zostawić.8 On nie odpuści.Postrzel mnie!9 Nie pierdol!10 Lekko.LUTY 1999, ZGORZELECWeszli do środka, ot, zwy kły kantor, niewielki przedsionek, kontuar z okienkiem, tablica, na którejumieszczano kursy walut: dolar skup po 3,79, sprzedaż 3,82, marka za 2,18 i 2,20 złotego.Podścianą facet w czarnej kurtce i bojówkach, na udzie pistolet gazowy w kaburze, w okienkuczterdziestoparoletnia kobieta z farbowany mi na ciemny rudy ondulowany mi włosami i grubąwarstwą makijażu, czy li inaczej mówiąc make-upu, za co obrażają się pury ści języ kowi.Bomakijaż to takie rdzennie polskie słowo.Szantaler pierwszy odezwał się do rudej. Nazy wam się Szantaler.Rozmawialiśmy przez telefon.Witczak stał dwa kroki z ty łu, poddając się lustrującemu spojrzeniu młodego osiłka opartegoo ścianę, niby w wy luzowanej pozie, ale z prawą dłonią opartą na skórzany m pasku kabury.Jednostajny elektry czny dzwięk otwieranego zamka zachęcił do wejścia na zaplecze.Kry sty na już tam czekała.Weszli do pokoiku z aneksem kuchenny m, obok szafki stał wózekinwalidzki, a na nim spoczy wał mężczy zna, rówieśnik kasjerki.Nie miał jednego oka, oczodółzostał zaszy ty, pod skórą twarzy widać by ło otoczone tkanką bliznowatą czarne punkty.Pamiątkapo wy buchu bomby, domy ślił się Witczak. To jest właśnie mój mąż przedstawiła.Szantaler zrobił krok do przodu i delikatnie uścisnął bezwładną prawicę inwalidy. Wy razy współczucia powiedział. Yy y y stęknął facet na wózku. Mąż wszy stko rozumie zapewniła Kry sty na. Proszę się rozgościć.Herbaty ? Wskazałastarą kanapę pod ścianą.Obaj usiedli i przy jęli propozy cję poczęstunku.Kobieta zaczęła krzątaninę przy elektry czny mczajniku. Ostatni rok by ł tragiczny mówiła, brzdąkając szklankami. Mąż przeży ł dwa zamachy.Wiele osób zginęło, reszta poszła siedzieć.Wszy stko przez most.Szantaler pokiwał głową.Co miał powiedzieć? A najgorsze, że ten skurwy sy n się wy winie spuen towała, stawiając przed policjantamiszklanki z wrzątkiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]