[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leć tam.– Wielki wskazał lodowatym palcem w stronę miejsca, nad którym przelecieli kilka minut wcześniej, wtedy, kiedy Rendelianie wchodzili do doliny, prosto w pułapkę, którą na nich zastawiono.Farod posłusznie szarpnął za wodze Lodowego Smoka i wielka bestia zawróciła w locie.Na prawo, przez chwilową wyrwę w chmurach, widać było statki Morskich Wędrowców.Już teraz uzbrojeni w świdry żołnierze powinni płynąć ku nim łodziami o obwiązanych szmatami wiosłach.– Może będziemy musieli wylądować – szepnął Wielki.– Ta Moc bardzo mnie niepokoi.Muszę ją wyeliminować, zanim będziemy mogli uznać zwycięstwo w tej bitwie za całkowite.Nie dość, że jest niezwykle silna, to nigdy dotąd nie spotkałem Mocy tego rodzaju.Wydaje się, jakby jej pasma były ze sobą splecione.Farod powstrzymał się od komentarza, ale popędził Lodowego Smoka wyżej, gdzie mógłby nadal krążyć niezagrożony ani przez wielki łuk, ani przez machinę miotającą głazy wielkie jak zwierzęta pociągowe.Pewnie nie dałoby się ich wycelować prosto do góry; Farod wolał jednak nie ryzykować.Grupa rendeliańskich żołnierzy na razie, o ile Gaurin mógł się zorientować, panowała nad przebiegiem bitwy, więc nie musiał interweniować.Jeszcze nie.Armia Krainy Bagien również miała dużo do roboty, powstrzymując resztki Frydian.To tu, to tam, Frydianie i niedawno przybyli z północy ludzie zaczynali się poddawać.Spojrzał na niewysokie pasmo gór otaczających dolinę, w której walczyli.Wyglądały na świetną kryjówkę dla oddziałów rezerwowych, zakładając, że wrogowie domyślają się, że zostaną zaatakowani.i tak było rzeczywiście.W świetle poranka Gaurin dostrzegł wojowników pospiesznie opuszczających dotychczasowe kryjówki.Za chwilę napadną na żołnierzy Czterech Armii, zbyt zajętych walką, żeby podnieść wzrok.Nic dziwnego, że wrogowie stawiali taki słaby opór, gdy Rendelianie zaatakowali ich o świcie! Gaurin poczuł gorycz w ustach na myśl o tamtych wojownikach, których poświęcono, nie informując o możliwym ataku, tylko po to, aby mieć pewność, że przeciwnik wpadnie w zasadzkę.– Lathrom! – zawołał Gaurin.– Tu jestem, panie!– Popatrz na tamte wzgórza i zbierz swoich ludzi!Lathromowi wystarczyło tylko jedno spojrzenie, żeby zrozumieć sytuację.Natychmiast zaczął wydawać rozkazy.Oddział włóczników biegł w stronę jego sztandaru; zanim nieprzyjacielskie posiłki dotarły do swojego obozowiska, zastąpili im drogę zdeterminowani Rendelianie.Wielu wrogów zginęło, gdy, pchani impetem nacierających z tyłu towarzyszy, nadziewali się na rendeliańskie włócznie.Gaurin szybko ustalił, że nieprzyjaciół nie ma więcej, niż ustalili zwiadowcy sprzymierzonych.Teraz musi pokierować bitwą i utrzymać dyscyplinę u swoich żołnierzy, jednocześnie chroniąc tych, którzy się poddali.Żaden z jego ludzi nie zawahał się na widok nacierających na nich nowych oddziałów wroga.Duma rozsadzała pierś Gaurina, gdy patrzył na męstwo swoich przybranych rodaków.Ale pozostał jeszcze trzeci Lodowy Smok.Gaurin omiótł wzrokiem pole bitwy i podniósł oczy, ale nic nie zobaczył przez cienką warstwę chmur.W tym momencie do jego świadomości dotarło wezwanie – głos ukochanej wymawiający jego imię.Jesionna! Potrzebowała go.Nie mógł oprzeć się temu wołaniu, musiał pośpieszyć żonie z pomocą; serce biło mu jak młotem na myśl o grożącym jej niebezpieczeństwie.Ponownie zawołał Lathroma.– Teraz ty dowodzisz na polu bitwy – zdecydował.– Jesionna jest w niebezpieczeństwie i muszę jej poszukać.Nie mam wyboru.– Nie powinieneś iść sam, panie – zwrócił mu uwagę Lathrom.– Pozwól, że poślę kogoś z tobą, aby pomógł ci w razie potrzeby.Gaurin uśmiechnął się krzywo.– Jeśli zdarzy się coś, czemu moja małżonka, pani Zazar i ja nie możemy dać rady wspólnymi siłami, przysyłanie mi na pomoc żołnierzy na nic się nie zda.Lathrom patrzył na niego chwilę, po czym kiwnął głową.– Życzę ci powodzenia, panie – rzekł i wrócił do walki.Snolli, Naczelny Wódz Morskich Wędrowców, patrzył z rozbawieniem na trzy małe łódki, które podpłynęły do jego statków.Wojownicy w łódkach zrobili wszystko, co należało – włożyli ciemną odzież, owinęli wiosła szmatami – ale widać było, że nie są prawdziwymi żeglarzami.Słaby fosforyzujący ślad za ich łodziami był doskonale widoczny dla wprawnego oka i chociaż wrogowie niezdarnie próbowali zachować ciszę, hałas, jaki robili, niósł się w nieruchomym, mroźnym powietrzu.Nawet nowicjusz wykryłby, że ktoś się zbliża
[ Pobierz całość w formacie PDF ]