[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Księcia przeszył dreszcz, przyłożył dłoń do głowy.Oświetlający go płomień drżał, poczym z wolna się stabilizował, Heribert bowiem schwycił pochodnię pewną dłonią.- Wasza Wysokość? - powiedział łagodnie.Na twarzy księcia Sanglanta malował się smutek i złość, a spojrzenie miał niezupełnieprzytomne.- Nie, wybacz mi, przyjacielu.Liath kiedyś stała tu ze mną, gdy Krwawe Sercerozwalał mury.- Stracił oddech, po czym mówił dalej: - Panie, pomóż mi.Nigdy niesądziłem, że będę miał dość odwagi, by dotknąć tego łańcucha.- Chodz - rzekł Heribert.- Wykazałeś dość odwagi jak na jeden dzień.Lord Hrodikobiecał nam najlepsze wino w Saony.- To nie jest największe pragnienie, jakie żywię.- Sanglant wyszedł z kręgu światła wciemność.Ponieważ stał odwrócony plecami, Anna nie widziała wyrazu jego twarzy.-Słyszałem, że moje Smoki zostały tu strącone, by zgniły, lecz nie widzę po nich śladu.- Przez chwilę stał w milczeniu.Pochodnia pryskała i strzelała.Dym podrażniał nosAnny.Odetchnęła głęboko i kichnęła.- Chodz - powiedział książę, po czym wziął pochodnię z rąk mnicha i zaczęli wracaćdo katedry.- Dlaczego zeszłaś do krypty? - pytała potem Zuzanna, kiedy już wydostali się z tłumui znalezli się w domu przy płonącym palenisku.Było tak ciepło, że mogli zdjąć płaszcze iusiąść przy ogniu, popijając rozgrzewający cydr.Służąca, która została, by doglądać domu,przyniosła im kubki, następnie nalała także sobie.- Tam było ciemno.Mogłaś upaść.Anna nie rzekła nic.Zuzanna upiła łyk cydru, lecz nie porzuciła nurtującej jej sprawy.- Co on ci powiedział? - Jej palce zdawały się zadawać kolejne pytanie, gdyż bawiłasię swoimi włosami.Zerkała na Raimara.Ten odwzajemniał spojrzenie z namysłem ibłyskiem zmartwienia w oczach.- Dlaczego poszłaś za księciem do krypty?Anna nie mogła odpowiedzieć, nawet używając znaków, którymi zazwyczaj siękomunikowała.Nie mogła odpowiedzieć, bo sama nie wiedziała.Było tak wiele tajemnic, których ludzie nie mogli ogarnąć.2Ku swemu zdziwieniu Zachariasz zaczął podziwiać księcia.W trakcie tych miesięcy,gdy podróżowali od jednej szlacheckiej siedziby do drugiej, okazało się, że książę był szczeryi uczciwy.Był także dobrym przywódcą i nigdy nie prosił nikogo o wykonanie tego, czegosam by nie chciał zrobić.- Nie, nigdy nie spodziewałem się, że z własnej woli będę podążał w jakimś pańskimorszaku - powiedział Zachariasz do Heriberta, z którym dzielił talerz w wielkiej salipałacowej w Gencie.Wino lało się strumieniami, a młody poeta zaintonował hymnupamiętniający spotkanie pomiędzy sędziwą Herodią z Jeshuvi a błogosławionym Daisanem,podczas którego przyszła święta przepowiedziała, że młody Daisan przyniesie światłopogrążonemu w barbarzyństwie światu.- Prawdę rzekłszy, nigdy nie sądziłem, że będę wieczerzał z człowiekiem niskiegostanu - rzekł z namysłem Heribert.Sanglant siedział przy wysokim stole.Pił sporo, leczniewiele mówił.Za to młody lord Hrodik gadał wiele o polowaniu na dzika, kiedy to złamałnos.- Unikałem ludzi takich jak ty i dlatego wolałem zostać bratem zakonnym niżmnichem, bo w klasztorze musiałbym skłaniać głowę przed panem z możnego rodu.Mojababka nienawidziła wysoko urodzonych tak samo jak złodziei i gburów.Mówiła, że żyją zpracy uczciwych rolników i zmuszają do wiary w Zjednoczonego Boga, choć oni wolelibywyznawać stary obrządek.- Była poganką?- To prawda, była.Czciła starych bogów.Oni wynagrodzili jej silną wiarę długimżyciem, pomyślnością i wieloma wnukami.Heribert westchnął.Młody mnich miał wąską, rozumną, delikatną twarz i najbardziejarystokratyczne maniery ze wszystkich szlachetnie urodzonych, jakich znał Zachariasz, choćszczerze mówiąc, nie znał ich aż tak wielu.Ku swemu żalowi spędził większą część młodościpomiędzy barbarzyńskimi plemionami Qumanów.- To, co spotkało twoją babkę, to zupełnie inna sprawa.Boję się o twą duszę,Zachariaszu.Nie modlisz się wraz z nami.- Modlę się na swój sposób, lecz nie do bogów mej babki.Ale nie rozmawiajmy już otym, proszę cię, bo nic, co powiesz, nie zmieni mego zdania.Miałem widzenie.- Masz zamiar powiedzieć, że to nie Wrogi zamydla ci oczy?- Daj pokój, przyjacielu.Wiem, co widziałem.Heribert podniósł rękę na znak kapitulacji.Zachariasz zachichotał.- Nie będę już ranił twych uszu wizją, którą mi zesłano.Przynajmniej od tego jesteśwolny.- Ale niestety nie od zawodzenia poety.Zachariasz prychnął, bo zaiste poeta nie był tak utalentowany, jakby tego należałooczekiwać.Może był pijany.- Lepsze już występy poety niż przechwałki lorda Hrodika.Czy pośród służących jesttu jakiś mężczyzna? Wszystkie są kobietami, których łóżka odwiedza każdej nocy.-Zachariasz nigdy nie pozbył się niechęci do narzucanego jarzma i w jego głosie dało sięsłyszeć zdegustowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]