[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potykając się i głośno krzycząc,Yuuzhanin przebiegł jeszcze pięć czy sześć kroków, ale pózniej zaczął się rozpuszczać.Ulahawykorzystała chwilę nieuwagi zwierzęcia i wbiła mu coufee głęboko między oczy.Potwór zadr\ał i osunął się na podłogę.Bithanka obróciła długie ostrze i voxynszybko znieruchomiał.Z głębokiej rany zaczęła wypływać ciemna posoka, która w zetknięciuz powietrzem zamieniała się w brunatny opar.Ulaha przyło\yła dłoń do twarzy i zatoczyła siędo tyłu.Zdołała jeszcze zrobić krok czy dwa, ale zaraz osunęła się na podłogę.Biegnący stra\nicy zamarli bez ruchu, zanim zdą\yli znalezć się w brunatnej chmurze.Duman Yaght warknął coś, co zabrzmiało jak następny rozkaz, i jeden z wojowników rzuciłkulę \elu blorash w miejsce, z którego wystawała rękojeść coufee.Starał się w ten sposóbpowstrzymać upływ posoki.Inny wojownik przycisnął dłoń do ust i podbiegł, aby odciągnąćna bok krztuszącą się Ulahę.Bithanka pozwoliła wyciągnąć się z chmury oparów, ale potem zebrała wszystkie siłyi skoczyła na równe nogi.Obserwujący to Yuuzhan Vongowie szeroko otworzyli usta i oczy.Nie wyobra\ali sobie, aby ktoś tak osłabiony z powodu upływu krwi mógł zachować tyle siły.Nawet osłupiały Duman Yaght przełknął ślinę.Nagle z przeciwległego krańca ładowni dobiegło znajome głośne syczenie.To całatrójka Barabelów zanosiła się od śmiechu.Pilnie obserwowali, co dzieje się pośrodkuładowni, ale w ich oczach malowało się wyczerpanie.Jaina uśmiechnęła się z przymusem i popatrzyła na Dumana Yaghta.- Nie masz jeszcze jednego voxyna, który mógłby dostarczyć nam rozrywki? -zapytała.Dowódca Yuuzhan spiorunował ją ponurym spojrzeniem, ale ku wielkiemu zdumieniuJainy po chwili się uśmiechnął.- Nie sądzisz, \e postąpiłbym bardzo głupio? - spytał.- Dopiero teraz rozumiem,dlaczego wojenny mistrz tak bardzo stara się zabić was, Jeedai.- Gestem kazał podejść dwómwojownikom i pchnął młodą kobietę w ich objęcia.- Musisz wiedzieć, \e skończyła sięzabawa, Jaino Solo - powiedział.- Je\eli spróbujesz czegokolwiek, skutki mogą się okazaćopłakane.- Mo\liwe.- Jaina odpłaciła mu promiennym uśmiechem.- Ale nie dla nas.Jej odpowiedz wywołała burzę zaniepokojonych myśli pozostałych uczestnikówwyprawy.Ujrzawszy jednak, \e worki pod oczami Yuuzhanina jeszcze bardziej ciemnieją,Jaina zrozumiała, \e jej odpowiedz wywołała zamierzony skutek.W następnej chwili DumanYaght odwrócił się i polecił odczytywaczowi gwiazd obrać kurs, który pozwoliłby Rozkosznej Zmierci szybciej dotrzeć na miejsce spotkania.ROZDZIAA22Byłoby prościej, gdyby wzięła tacę i poszła do mesy bazy, \eby zamówić posiłki wjednym z wojskowych automatów Zaćmienia, ale Mara wolała osobiście przygotowaćśniadanie.Właśnie podgrzewała pyłoleśniki i naparówki - ulubione potrawy mieszkańcówTatooine - na pojedynczej termicznej płytce, którą przydzielono Skywalkerom.Mara nigdynie była dobrą kucharką, nawet w najbardziej sprzyjających warunkach.Wiedziała, \e zabardzo przyrumieniła pyłoleśniki i rozdęła naparówki, ale za nic w świecie nie przyznałabysię do błędu.Przyniesienie śniadania oznaczałoby konieczność wyjścia na korytarz bazy.Tymczasem po spędzeniu całej nocy w towarzystwie mę\a- zwłaszcza \e mały Ben ani razusię nie obudził - Mara chciała się nacieszyć obecnością Luke a choćby jeszcze kilka minut.Stojący za kuchennym stołem R2-D2 coś zagwizdał, a potem zaczął wyświetlaćwa\ną wiadomość na zawieszonym w salonie wideoekranie.- Nie ma powodu, aby informować słu\by porządkowe - odezwała się Mara.- O ile miwiadomo, nigdzie się nie pali.Artoo-Detoo zaświergotał protestująco.- To nie jest gotowanie, ale podgrzewanie - mruknęła kobieta.-Je\eli się z tym niezgadzasz, powiem komuś, \eby skasował zawartość twojej pamięci.Czy to jasne?R2-D2 zakwilił \ałośnie, ale umilkł.Mara przeniosła spojrzenie na termiczną płytkę i zauwa\yła, \e naparówki wprowizorycznym rondlu flaczeją i przemieniają się w czarne okruchy.Właśnie w tej chwili złazienki wyszedł Luke.Chocia\ miał wcią\ jeszcze wilgotne włosy, wkładał czystą tunikę.- Pachnie znakomicie - powiedział.Podszedł do kuchennego stołu, chwycił kawałeksczerniałej naparówki i wło\ył go do ust.Postarał się nie skrzywić i zachęcająco pokiwałgłową.- Dokładnie takie, jakie jedliśmy w domu.- Doprawdy? - zapytała z powątpiewaniem Mara.- A ja zawsze myślałam, \eopuściłeś Tatooine, aby przyłączyć się do Rebeliantów i ocalić galaktykę.Luke nie pozwolił, \eby drgnął chocia\ jeden mięsień jego twarzy.- Nie, chodziło o jedzenie - stwierdził stanowczo.- Z pewnością o jedzenie.Sięgnął po przypominający gumę pyłoleśnik i odgryzł kęs.Przewrócił oczami, jakbyzachwycał się niebiańskim smakiem zielonkawego thakitilla.Rozbrojona, jak zawsze, jegodobrodusznością Mara roześmiała się i pochyliła nad stołem, by go pocałować.Wiedziała, \e wszyscy inni w Zaćmieniu uwa\ają go za legendarnego mistrza Jedi iostatnią nadzieję obleganej galaktyki.Ona jednak widziała w nim tylko wra\liwegoczłowieka, dobrego mę\a i ceniła go za to, \e zawsze wiedział, co powiedzieć.Był dla niejskromnym chłopakiem z hydroponicznej farmy, który potrafił ją podziwiać nawet wówczas,kiedy sama uwa\ała, \e na to nie zasługuje.Wiedział, do czego musiała się posunąć,pozostając na usługach Palpatine a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]