[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy pojemnik zetknie siê z paskiem, wywo³a niewielkie napiêcie rzêdu dwudziestu wolt.Odczujesz to i wtedy czterema zakrytymi przez kartê palcami obejmiesz pojemnik, oderwiesz lekko od ok³adki i zrzucisz sobie na kolana.Gdy ju¿ to zrobisz, lew¹ rêk¹ schowasz go do kieszeni.- Podnios³a siê z miejsca.- Wrócê za szeœæ minut.Na razie.¯yczê powodzenia.Odprowadzi³ j¹ wzrokiem.Siedz¹c samotnie, czu³ wzbieraj¹c¹ gdzieœ w œrodku ¿¹dzê dzia³ania.Chcia³ siê poderwaæ, przerwaæ d³u¿¹ce siê oczekiwanie.Zdawa³ sobie sprawê, ¿e przerzut zdobytych dla niego na czarnym rynku elementów bêdzie spraw¹ trudn¹ i zarazem delikatn¹, gdy¿ Theodoric Ferry, nawet pozbawiony swego satelity, paru ludzi i sobowtóra, by³ w stanie roztoczyæ œcis³y nadzór nad wszelkimi poczynaniami Rachmaela.Szlaki Hoffmana wprowadzi³y zapewne do akcji wszystkie si³y i œrodki, chc¹c pomœciæ pora¿kê Ferry'ego.I tak oto pozornie odleg³y i bezosobowy konflikt jeszcze raz przekszta³ci³ siê w coœ, czym zawsze by³ dla jego ojca: w uzale¿nione od ludzkich uczuæ, bezpoœrednie starcie.Teraz on podejmowa³ walkê, która jak dot¹d przynios³a jedynie œmieræ ojca i rozpad firmy.Pamiêtaj¹c o tym wszystkim, Rachmael zacz¹³ siê wierciæ, potem wsta³ i rozejrza³ siê po sali w poszukiwaniu dziewczyny ze œwiec¹cym i przygrywaj¹cym weso³o napierœnikiem.- Czy ¿yczy pan sobie menu? - Sta³a przed nim Genet, wyci¹gaj¹c ku niemu wielkie, piêknie wydrukowane i oprawne w wyt³aczane ok³adki menu.Podziêkowa³, grzecznie przyj¹³ kartê i z pobrzmiewaj¹cymi w uszach taktami walca Johanna Straussa wróci³ do stolika.Karta przypomina³a wielkoœci¹ staroœwiecki dwup³ytowy album, z ³atwoœci¹ wiêc zakry³a torbê Frei.Trzymaj¹c otwarte menu, przegl¹da³ wykaz win, szczególn¹ uwagê zwracaj¹c na ceny.Dobry Bo¿e! Butelka porz¹dnego wina kosztowa³a tutaj fortunê.A za sto gram bia³ego sto³owego trzeba by³o.Wszystkie lokale w rodzaju Lisiej Nory wykorzystywa³y fakt przeludnienia Ziemi.Ludzie, którzy po trzy godziny czekali na wejœcie, p³acili ka¿d¹ cenê - z psychologicznego punktu widzenia nie mieli wyjœcia.S³aby elektryczny wstrz¹s wywo³a³ dr¿enie prawej rêki.Okr¹g³y pojemnik dotkn¹³ d³oni, wiêc zgodnie z instrukcj¹ nieznacznym ruchem palców oderwa³ go od ok³adki i zrzuci³ sobie na kolana.Wyci¹gn¹³ w³aœnie lew¹ rêkê, by przenieœæ pude³ko do kieszeni.- Przepraszam.uups.- Robot z wy³adowan¹ pó³miskami tac¹ wpad³ na niego z takim impetem, ¿e a¿ przechyli³ siê wraz z krzes³em.Panowa³ tu taki œcisk, wszêdzie pe³no ludzi, ci wychodz¹, ci zajmuj¹ miejsca, roboty sprz¹taj¹ce, rój kelnerek w œwiec¹cych napierœnikach.nieco zdenerwowany Rachmael poprawi³ siê na krzeœle i siêgn¹³ po pojemnik.Pojemnik znik³.Mo¿e na pod³odze? Z niedowierzaniem zajrza³ pod stó³, ujrza³ w³asne buty, sto³owe nogi i jakiœ pomiêty folder.Nigdzie œladu z³ocistego pude³ka.A wiêc uda³o im siê.To oni nas³ali tego robota, który teraz bez trudu znikn¹³ w panuj¹cym dooko³a zamieszaniu.Rachmael siedzia³ przybity, niewidz¹cymi oczami wpatrywa³ siê w przestrzeñ.Potem nala³ sobie wina i wzniós³ szklankê w toaœcie.Spe³nia³ go za niezaprzeczalny sukces czaj¹cych siê wokó³ niewidzialnych si³ Szlaków Hoffmana, które, interweniuj¹c w decyduj¹cym momencie, pozbawi³y go niezbêdnego do opuszczenia Uk³adu S³onecznego wyposa¿enia.Teraz nie mia³o ju¿ ¿adnego znaczenia, czy spotka siê z Doskerem na pok³adzie „Omphalosa"; bez tych drobiazgów lot by³by czystym szaleñstwem.Wróci³a Freya.Usiad³a naprzeciwko.- Wszystko w porz¹dku? - zapyta³a z uœmiechem.Grobowym g³osem powiedzia³: - Powstrzymali nas.- Na razie, doda³ w duchu, ale to jeszcze nie koniec.Wypi³ duszkiem znakomite, kosztowne i zupe³nie niepotrzebne wino - wino, które nagle nabra³o goryczy ca³kowitej pora¿ki.Na ekranie telewizora Omar Jonez, prezydent kolonii, najwy¿szy urzêdnik rezyduj¹cy w wielkim modularnym wie¿owcu na Paszczy Wieloryba, rozpocz¹³ jowialnie kolejne przemówienie.- Witajcie wszyscy, którzy pozostaliœcie w domu, st³oczeni w tych ma³ych pude³kach, w jakich przysz³o wam ¿yæ - pozdrawiamy was i ¿yczymy wam szczêœcia.- Na znajomej, okr¹g³ej, przyjemnej twarzy pojawi³ siê ciep³y uœmiech.- Zastanawiamy siê, kiedy wy wszyscy pójdziecie po rozum do g³owy i przy³¹czycie siê do nas tu, w kolonii.Co? - Nas³uchuj¹c, przystawi³ d³oñ do ucha.Zachowywa³ siê tak, jakby to by³a transmisja dwustronna.Zwyk³a iluzja.W rzeczywistoœci program odtwarzano z taœmy wideo nagranej w centrum Telporu w Schweinfort, sk¹d poprzez ONZ-owsk¹ sieæ satelitów, program dociera³ do ka¿dego zak¹tka Ziemi.Rachmael powiedzia³ g³oœno:- Przepraszam, prezydencie kolonii Paszcza Wieloryba, Omarze Jones.A potem pomyœla³: Odwiedzê ciê któregoœ dnia na w³asn¹ rêkê.Nie skorzystam z Telporu von Einema za jedyne piêæ poscredów, wiêc trochê to potrwa.Prawdê mówi¹c, ciekaw jestem, prezydencie Jones, czy bêdzie pan jeszcze ¿y³, gdy do was przybêdê.Zw³aszcza teraz, po pora¿ce w Lisiej Norze.Wtedy w San Diego przeciwnik pozbawi³ go wsparcia, jakie dawa³ KANT.Siedzia³ sobie przy stoliku z ich agentk¹, piêkn¹, ciemnow³os¹ Frey¹ Holm, pi³ wyborne wino, ¿artowa³ i œmia³ siê, a gdy nadszed³ decyduj¹cy moment przeniesienia zdobytego przez KANT wyposa¿enia na odcinku piêciu cali.Rozleg³ siê szczebiot umieszczonego w module sypialnym wideofonu, oznajmiaj¹c, ¿e ktoœ pragnie siê z nim skontaktowaæ.Wy³¹czywszy radosn¹ twarz prezydenta kolonii, Rachmael przeszed³ do sypialni i podniós³ s³uchawkê.Na szarym ekraniku, powoli nabieraj¹c ostroœci, pojawi³y siê rysy Matsona Glazer-Hollidaya.- Witam pana, panie ben Applebaum - odezwa³ siê szef KANT-u
[ Pobierz całość w formacie PDF ]