[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chcemy na Najświętszą Pannę ostatni raz popatrzyć!  jęczałyniewiasty.Ksiądz Kordecki stanął na wzniesionym załomie skały i rzekł: Bramy piekielne nie przemogą mocy niebieskich.Uspokójcie sięi otuchy w serca nabierzcie.Nie wstąpi noga heretyka w te święte mu-ry, nie będzie luterski ani kalwiński zabobon guseł swych odprawowałw tym przybytku czci i wiary.Nie wiem zaiste, azali przyjdzie tu zu-chwały nieprzyjaciel, ale to wiem, iż gdyby przyszedł, ze wstydem ihańbą odstąpić musi, bo moc jego większa moc pokruszy, złość jegozłamie się, potęga startą będzie i odmieni się szczęście jego.Otuchy wserca nabierzcie! Nie ostatni raz wy tę Patronkę naszą widzicie, wwiększej owszem chwale oglądać Ją będziecie i nowe cuda ujrzycie.Nabierzcie otuchy, otrzyjcie łzy i wzmocnijcie się w wierze, gdyż po-wiadam wam  a nie ja to mówię, jeno duch boży mówi przeze mnie że nie wejdzie Szwed do tych murów  łaska stąd spłynie i ciemnościtak nie zgaszą światła, jako ta noc, która się dziś zbliża, bożemu słońcuwstać nie przeszkodzi.A właśnie zachód był.Ciemność powlekła już okolicę, jeno kościółgorzał czerwono w ostatnich promieniach słońca.Widząc to ludzie po-klękali wkoło murów i otucha zaraz spłynęła w ich serca.Tymczasemna wieżach poczęto sygnować na Angelus.Ksiądz Kordecki rozpocząłśpiewać: Anioł Pański, a za nim tłumy całe.Stojąca na murach szlachtaNASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG155i żołnierze z nimi swe głosy, dzwony większe i mniejsze dzwoniły dowtóru, i zdało się że cała góra śpiewa i brzmi jak olbrzymie organy, nacztery strony świata głośne.Zpiewano do pózna; odchodzących błogosławił na drogę ksiądzKordecki, wreszcie rzekł: Który z mężów w wojnie sługiwał, z bronią umie się obchodzić iserce czuje mężne, niech jutrzejszego rana przyjdzie do klasztoru. Jam służył!.ja w piechocie byłem!.ja przyjdę!  wołały licznegłosy.I tłumy rozpłynęły się z wolna.Noc zeszła spokojnie.Wszyscyzbudzili się z radosnym okrzykiem:  Nie ma Szweda! Jednakże rze-mieślnicy zwozili cały dzień zamówione roboty.Wyszedł też rozkaz do kramników, którzy zwłaszcza przy wschod-nim murze mają swoje kramy, aby towar do klasztoru znieśli, a w sa-mym klasztorze nie zaprzestano pracy przy murach.Ubezpieczanozwłaszcza tak zwane  przechody , to jest szczupłe otwory w murach,które nie były bramami, a które mogły służyć do czynienia wycieczek.Pan Różyc-Zamoyski kazał je zakładać belkami, cegłami, nawozem,tak aby w danym razie łatwo od wewnątrz mogły być rozgrodzone.Cały dzień też ciągnęły jeszcze wozy z zapasami i żywnością, zje-chało także kilka rodzin szlacheckich, które potrwożyła była wieść obliskim nadciągnięciu nieprzyjaciela.Koło południa wrócili ludzie wysłani zeszłego dnia na zwiady, ależaden nie widział Szwedów ani nawet nie słyszał o nich, prócz o tych,którzy najbliżej, w Krzepicach, stali.Nie zaniechano jednak w klasztorze przygotowań.Wedle rozkazuksiędza Kordeckiego nadciągnęli ci z mieszczan i chłopów, którzy po-przednio w piechocie sługiwali i ze służbą byli obznajmieni.Oddanoich w komendę panu Zygmuntowi Mosińskiemu pilnującemu północ-no-wschodniej baszty.Pan Zamoyski zaś cały dzień rozstawiał ludzi,przyuczał, co kto ma czynić, lub naradzał się w refektarzu z ojcami.Kmicic z radością w sercu patrzył na przygotowania wojenne, namusztrujących się żołnierzy, na działa, stosy muszkietów, dzid i osę-ków.To był jego żywioł właściwy.Wśród tych groznych machin,wśród krzątaniny, przygotowań i gorączki wojennej było mu dobrze,lekko i wesoło.Było tym lżej i weselej, że generalną spowiedz z całegożycia odbył, jak czynią konający, i nad spodziewanie własne rozgrze-szenie otrzymał, bo kapłan zważył jego intencję, szczerą chęć poprawyi to, że już na tę drogę wstąpił.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG156Tak więc zbył się pan Andrzej brzemienia, pod którym już prawieupadał.Pokuty zadano mu ciężkie, i co dzień grzbiet jego krwawił siępod kańczugiem Soroki; kazano mu praktykować pokorę i to było jesz-cze cięższe, bo jej w sercu nie miał, przeciwnie, pychę miał i chełpli-wość; kazano mu wreszcie uczynkami cnotliwymi poprawę stwierdzić,ale to znów było najlżejsze.Sam niczego więcej nie pragnął, nie pożą-dał.Cała dusza młoda rwała się w nim ku uczynkom, bo oczywiściepod uczynkami rozumiał wojnę i bicie Szwedów od rana do wieczora,bez spoczynku i miłosierdzia.A właśnie jakże piękna, jak wspaniałaotwierała się do tego droga! Bić Szwedów nie tylko w obronie ojczy-zny, nie tylko w obronie pana, któremu wierność poprzysiągł, ale jesz-cze w obronie Królowej Anielskiej, było to szczęście nad jego zasługę.Gdzież się podziały te czasy, gdy stał jakoby na rozdrożu, pytającsię siebie, którędy iść; gdzież te czasy, w których nie wiedział, co po-cząć, w których wszędy spotykał się ze zwątpieniem i sam począł tracićnadzieję?A przecie tu ludzie, te białe mnichy i ta garść chłopów i szlachty,gotowali się po prostu do obrony, do walki na śmierć i życie.Jedyny tobył kąt taki w Rzeczypospolitej i właśnie pan Andrzej do niego zaje-chał, jakoby go jaka szczęśliwa gwiazda prowadziła.Bo przy tym wie-rzył święcie w zwycięstwo, choćby cała potęga szwedzka miała oto-czyć te mury.W sercu miał tedy modlitwę, radość i wdzięczność.W tym usposobieniu chodził po murach z jasną twarzą, rozpatrywałsię, przyglądał i widział, że dobrze się dzieje.Okiem znawcy wnet po-znał z samych przygotowań, że czynią je ludzie doświadczeni, którzypotrafią pokazać się i wówczas, gdy przyjdzie do sprawy.Podziwiałspokój księdza Kordeckiego, dla którego głębokie powziął uwielbienie;podziwiał stateczność pana miecznika sieradzkiego, a nawet panuCzarnieckiemu, choć mu mruczno na niego było, nie pokazywał krzy-wego oblicza.Lecz ów rycerz spoglądał na niego surowie i spotkawszy go u mu-ru, na drugi dzień po powrocie wysłańców klasztornych, rzekł: Jakoś Szwedów nie widać, panie kawalerze, a jak nie nadejdą, toreputację waćpanową psi zjedzą. Jeśliby z ich przybycia miała jaka szkoda dla świętego miejscawyniknąć, to niech moją reputację lepiej psi zjedzą!  odpowiedziałKmicic. Wolałbyś ich prochu nie wąchać.Znamy się na takich rycerzach,co buty mają zajęczą skórką podszyte!NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG157Kmicic spuścił oczy jak panna. Wolabyś kłótni poniechać  rzekł  com ci winien? Zapomniałemja swojej urazy, zapomnij i ty swojej. A nazwałeś mnie szlachetką  rzekł ostro pan Piotr. Proszę! có-żeś sam za jeden? W czym to Babinicze od Czarnieckich lepsi?.Takiżto senatorski ród? Mój mospanie  odrzekł wesoło Kmicic  żeby nie pokora, którąmam na spowiedzi nakazaną, żeby nie one batożki, które mi co dzieńza dawne burdy grzbiet porą, wnet ja bym tu inaczej jeszcze waćpananazwał, jeno mi strach, żeby w dawne grzechy nie popaść.A co do te-go, czy Babinicze, czy Czarnieccy lepsi, to się pokaże, jak Szwedzinadejdą. A jakąż to szarżę myślisz otrzymać? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl