[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toć on chce, bym go adopto-wał i do herbu przypuścił.Bardzo przedni ten waszmościów trojniak! Wypijże waść jeszcze. Wypiję, wypiję.Nie pod wiechami to taki trojniak przedają. Nie pytałeś się też wasze, jak się nazywa owa szlachcianka, z którą Bohun chce się że-nić? Mospanie, a co mnie obchodzi jej nazwisko? Wiem tylko, że jak Bohunowi rogi przy-prawię, to się będzie nazywać pani jeleniowa.Namiestnik uczuł nagle wielką ochotę trzepnąć w ucho pana Zagłobę, ten zaś nie spostrze-głszy się na niczym mówił dalej: Za młodych lat był ze mnie gładysz nie lada.%7łebym tylko waści opowiedział, za co pal-mę w Galacie otrzymałem! Widzisz tę dziurę na moim czele? Dość, gdy ci powiem, że mi jąrzezańcy w seraju tamecznego baszy wybili. A mówiłeś, że kula rozbójnicka? Mówiłem? Tom dobrze mówil! Każdy Turczyn rozbójnik tak mnie Panie Boże dopo-móż!Dalszą rozmowę przerwało wejście Zaćwilichowskiego. No, mości namiestniku rzekł stary chorąży bajdaki gotowe, przewozników masz ludzipewnych: ruszajże w imię boże, choćby i zaraz.Oto listy. To każę ludziom zaraz ruszać na brzeg. A gdzie waść się wybierasz? spytał pan Zagłoba. Do Kudaku. Gorąco tam ci będzie.Ale namiestnik nie słyszał już przepowiedni, bo wyszedł z izby na podwórze, gdzie przykoniach stali semenowie prawie już gotowi do podróży. Na koń i na brzeg! zakomenderował pan Skrzetuski. Konie wprowadzić na statki iczekać na mnie!Tymczasem w izbie stary chorąży rzekł do Zagłoby: Słyszałem, że podobno waść teraz pułkownikom kozackim dworujesz i z nimi pijesz. Pro publico bono, mości chorąży. Obrotny masz waść dowcip i podobno od wstydu większy.Chcesz sobie Kozaków in po-culis skonwinkować, by przyjaciółmi ci byli w razie zwycięstwa. Choćbym też, będąc męczennikiem tureckim, nie chciał zostać i kozackim, nie byłobynic dziwnego, bo dwa grzyby mogą najlepszy barszcz popsować.A co do wstydu, nikogo niezapraszam, by go pił ze mną sam go wypiję, i da Bóg, że mi nie będzie gorzej od tego miodusmakował.Zasługa jako olej musi na wierzch wypłynąć.W tej chwili wrócił Skrzetuski. Ludzie już ruszają rzekł.Zaćwilichowski nalał miarkę: Za szczęśliwą podróż! I zdrowy powrót! dodał pan Zagłoba. Będzie się wam dobrze jechało, bo woda ogromna. Siadajcie waszmościowie, wypijem resztę.Niewielki to antałek.Siedli i pili.65 Ciekawy kraj waść zobaczysz mówił Zaćwilichowski. A kłaniaj się panu Grodzic-kiemu w Kudaku! Ej, żołnierz to, żołnierz! Na końcu świata siedzi, daleko od hetmańskichoczu, a porządek u niego taki, że daj Boże w całej Rzeczypospolitej podobny.Znam ja dobrzeKudak i porohy.Za dawnych lat częściej się tam jezdziło i aż duszy smutno, gdy się pomy-śli, że to przeszło, minęło, a teraz.Tu chorąży wsparł mleczną głowę na ręku i zadumał się głęboko.Nastała chwila ciszy, sły-chać było tylko tupot koński w bramie, bo ostatek ludzi pana Skrzetuskiego wyjeżdżał nabrzeg ku bajdakom. Mój Boże! mówił ocknąwszy się z zadumy Zaćwilichowski a jednak dawniej, choć iwśród rozterków, lepsze bywały czasy.Ot, pamiętam jak dziś, pod Chocimiem, dwadzieściasiedem lat temu! Gdy husaria szła pod Lubomirskim do ataku na janczarów, to mołojcy wswoim okopie rzucali czapki w górę i krzyczeli, aż ziemia drżała do Sahajdacznego: Puskaj,bat ku, z Lachami umiraty! A dziś co? Dziś Niż, który winien być przedmurzem chrześcijań-stwa, puszcza Tatarów w granice Rzeczypospolitej, by się na nich rzucić dopiero wtedy, gdy złupem będą wracali.Dziś gorzej: bo oto Chmielnicki łączy się wprost z Tatary, z którymichrześcijan będzie do kompanii mordował. Wypijmy na ten smutek! przerwał Zagłoba. Co to za trojniak! Dajże, Boże, jak najprędzej mogiłę, by na wojnę domową nie patrzyć mówił dalej starychorąży. Wspólne winy mają się we krwi obmywać, aleć nie będzie to krew odkupienia, boćtu i brat brata będzie mordował.Kto na Niżu? Rusini.A kto w wojsku księcia Jaremy? Kto wpocztach pańskich? Rusini.A małoż ich w obozie koronnym? A ja sam kto taki? Hej, nie-szczęsna Ukraino! Krymscy poganie włożą ci łańcuch na szyję i na galerach tureckich wio-słować będziesz! Nie biadajcież tak, mości chorąży! rzecze pan Skrzetuski bo już chyba ślozy z oczunam pójdą.Może też jeszcze pogodne słońce nam zaświeci!Ale słońce zachodziło właśnie, a ostatnie jego promienie padały czerwonym blaskiem nabiałe włosy chorążego.W mieście dzwoniono na Anioł Pański i na pochwalnię.Wyszli.Pan Skrzetuski poszedł do kościoła, pan Zaćwilichowski do cerkwi, a pan Zagłobado Dopuła w Dzwoniecki Kąt.Ciemno już było, gdy się znowu zeszli nad brzegiem Taśminowej przystani.Ludzie panaSkrzetuskiego siedzieli już w bajdakach.Przewoznicy wnosili jeszcze ładunki.Zimny wiatrciągnął od pobliskiego ujścia do Dniepru i noc obiecywała być niezbyt pogodna.Przy świetleognia palącego się nad brzegiem woda rzeki połyskiwała krwawo i zdawała się z niezmiernąchyżością uciekać gdzieś w nieznaną ciemność. No, szczęśliwej drogi! mówił chorąży ściskając serdecznie dłoń młodzieńca. A pilnujsię waść! Nie zaniecham niczego.Bóg da, że niedługo się zobaczymy. Chyba w Aubniach albo w obozie książęcym. To waszmość już koniecznie do księcia?Zaćwilichowski podniósł ramiona w górę: A co mnie? Kiedy wojna, to wojna! Zostawajże waszmość w dobrym zdrowiu, mości chorąży. Niechże cię Bóg strzeże! Vive valeque! zawołał Zagłoba. A jeśli woda aż do Stambułu waści zaniesie, to kła-niaj się sułtanowi.Albo też: jechał go sęk.Bardzo to zacny był trojniak!.Brr! jak tu zimno! Do widziska! Do obaczyska! Niech Bóg prowadzi!66Zaskrzypiały wiosła i plusnęły o wodę, bajdaki popłynęły.Ogień palący się na brzegu po-czął oddalać się szybko.Przez długi czas Skrzetuski widział jeszcze sędziwą postać chorąże-go oświeconą płomieniem stosu i jakiś smutek ścisnął mu nagle serce.Niesie go ta woda, nie-sie, ale oddala od serc życzliwych i od ukochanej, od krain znanych; niesie go nieubłaganiejak przeznaczenie, ale w dzikie strony, w ciemność.Wypłynęli z ujścia Taśminowego na Dniepr.Wiatr świstał, wiosła wydawały plusk jednostajny a smutny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]