[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co za głupota zirytował się Jibril. Przecież to prawdziwi eksperci odzabójstw. Rzeczywiście przyznał pułkownik. I prawdą jest, że mają na swoimkoncie wielu ludzi.Agenci Mossadu zabili niemieckich naukowców pracującychdla Nasera w Egipcie nad rozwojem pocisków kierowanych, uśmiercili francu-skich i szwajcarskich naukowców, którzy pracowali w Iraku dla Saddama Hu-sajna nad jego programem nuklearnym.A niedawno wyeliminowali w Brukselikanadyjskiego eksperta od balistyki, który przekonał Saddama Husajna, iż potrafizbudować dla niego działo artyleryjskie o takiej mocy, że będzie można wystrzelićna dowolną część Izraela pociski z bronią chemiczną.Jednak przez ostatnie pięt-naście lat Mossad nie dokonał ani jednego zamachu na któregoś z przywódcówpalestyńskich.W ciszy, jaka zaległa, wszyscy obecni zastanawiali się nad sensem usłysza-nych przed chwilą słów.Pierwszy odezwał się Khaled: Ale dlaczego?Pułkownik rozłożył ręce. Izraelczycy są przekonani, że działalność terrorystyczna wymierzona prze-ciwko niewinnym, postronnym jednostkom, przyczynia się do poparcia sprawyIzraela wśród społeczności zachodniej.Krótko mówiąc uważają, że ludzie tacy,jak twój ojciec czy Abu Nidal, działają w rzeczywistości na rzecz Izraela. Chce pan przez to powiedzieć, pułkowniku włączył się Jibril że naszsystem bezpieczeństwa nie został tak naprawdę nigdy wystawiony na próbę. W samej rzeczy przytaknął Jomah.Michael zapatrzył się na strzelające w górę, ośnieżone szczyty Alp.Miał oka-zję po raz pierwszy widzieć śnieg.Po kilku minutach na powrót skupił uwagę naomawianej sprawie.251 Gdzie będzie stanowisko strzeleckie: wewnątrz budynku? Na dachu odrzekł Creasy. Czyli będziemy zupełnie odkryci. Przez krótką chwilę.Rzecz w tym, że wszystkie budynki w promieniu trzy-stu metrów od Placu Męczenników będą dokładnie sprawdzane.Na każdym da-chu zostanie rozlokowany oddział wojska i policji.Zjawił się steward z deserem w postaci kremowych ptysi. I dlatego strzał musi zostać oddany z odległości pięciuset metrów za-uważył po przełknięciu ostatniego kęsa. Spoza pasa bezpieczeństwa. Właśnie.Khaled wyjął notes i długopis. Muszę wiedzieć o wszystkich twoich ruchach na najbliższe dni wyjaśniłi sporządzając pierwszą notatkę zapytał: O której planujesz jutro wyjazd doobozu? Kiedy wyruszają bojownicy? zwrócił się Jibril do Jihada. W godzinę po zachodzie słońca odparł syn. W takim razie zjawię się w obozie na godzinę przed zachodem słońca postanowił Jibril.Khaled zapisał i podniósł oczy znad notesu.Jibril machnął z rozdrażnieniemręką. Jutro podam ci resztę szczegółów.Dalkamouni włączył się do rozmowy: Będziesz uczestniczył w przyszły piątek w uroczystościach na cześć pań-stwa palestyńskiego? Oczywiście potwierdził Jibril. Jakże mogłoby być inaczej?Po kolacji Creasy i Michael wrócili do przedziału sypialnego w wagonie pul-manowskim.Michael zajął górne łóżko.Sen jednak nie przychodził. Nie śpisz? spytał cicho Creasy ego. Nie padła odpowiedz. O co chodzi? Nie mogę zasnąć. To sprawa przyzwyczajenia.Jeżeli chodzi o mnie, to nigdzie nie śpi mi siętak dobrze, jak w pociągu.Kołysali się w milczeniu w rytm jazdy pociągu.Michael odezwał się pierwszy: Domyślam się, że wymyśliłeś sposób na dostanie się na dach? Oczywiście. I wiesz, jak stamtąd zejść już po oddaniu strzału?252 Jedna ściana budynku wychodzi na wąską, rzadko uczęszczaną uliczkę.Wezmiemy ze sobą liny i kiedy będzie po wszystkim spuścimy się za ich pomocąz dachu.George Zammit wspominał, że radzisz sobie z tym całkiem dobrze.Dobiegł go stłumiony śmiech Michaela, a zaraz potem jego kolejne pytanie: Wokół kręcić się będą tłumy agentów ochrony.Jak w ogóle dotrzemy doDamaszku? Ja zjawię się na pokładzie statku płynącego z Cypru do Latakii, ty przy-jedziesz z Turcji jako uczestnik zbiorowej wycieczki.Będziesz studentem arche-ologii, a Syria to przecież istny raj dla archeologów.Twoja wycieczka skończy sięw Damaszku.Po odłączeniu się od reszty spotkasz się ze mną w naszej kwaterze.Po chwili ciszy Michael spytał: Co będziemy robić w Paryżu? Spotkamy się z Korkociągiem Dwa.Zapozna nas z najnowszą sytuacjąw Damaszku, wręczy nam paszporty, dokumenty i naboje. Naboje? Tak, naboje szczególnego rodzaju.No, a teraz spróbuj zasnąć.69Siedzieli w salonie apartamentu w hotelu Meurice w Paryżu.KorkociągDwa przekazał im paszporty, bilety oraz napisany na maszynie plan podróży dlakażdego z nich.Wręczył również Creasy emu małą drewnianą szkatułkę o roz-miarach osiem centymetrów na osiem.Creasy uchylił wieczko.Wewnątrz spo-czywały cztery naboje z posrebrzanymi pociskami, naciętymi w kształcie krzyża.Widząc, że Creasy uważnie je ogląda, Korkociąg Dwa zauważył: Ich działanie będzie tym silniejsze, im wcześniej zostaną użyte.Michael przyglądał się z zaaferowaną miną. Co to takiego? zapytał w końcu. Pociski odparł zwięzle Creasy. Specjalne pociski dla Jibrila.Pózniejci wszystko wyjaśnię. Masz całkowitą pewność co do odległości? spytał Creasy ego Michael. To odległość szacunkowa, przed akcją zmierzę ją dokładnie krokami.Sprawdzę również kąt nachylenia.Potem będziemy mogli skalibrować celownikina obu karabinach.Michael odwrócił się w stronę Creasy ego i powiedział z szerokim uśmiechemna twarzy: Dunga justo basne.Creasy odwzajemnił uśmiech, ale czuł mętlik w głowie.Michael rozmawiałz nim jak równy z równym.Nie był już młodszym stopniem podwładnym, alerównoprawnym partnerem.W chwilę pózniej znowu to udowodnił. Będziemy mieli na górze wskaznik siły wiatru? zwrócił się z pytaniem. Tak przytaknął Korkociąg Dwa. Model Jasker 3, znany z ogromnejdokładności.Michael opuścił głowę w zamyśleniu, analizował słowa wypowiedziane kie-dyś przez Rambahadura Rai.Podniósł oczy na Creasy ego. Będziemy używać tłumików? Tylko w warunkach optymalnych burknął Creasy.Michael zastanawiał się jeszcze chwilę, wreszcie orzekł: Jeżeli wystąpi wiatr boczny o prędkości większej niż osiem kilometrówna godzinę, tłumiki trzeba będzie zdjąć.Przy strzale z tłumikiem z odległości254pięciuset metrów pocisk za bardzo by zniosło, współczynnik tłumienia jest zbytduży.Creasy zerknął na Korkociąga Dwa.Ten nie mógł powstrzymać się od uśmie-chu. Zdaje się, że chłopak ma wszystko w małym palcu zauważył.Creasy odwzajemnił uśmiech. Lubi się wymądrzać, ale w tym wypadku ma rzeczywiście rację.Korkociąg wyszedł o ósmej wieczorem, rzucając na pożegnanie: %7łyczę powodzenia.Michaela o północy czekał jeszcze lot do Ankary.Creasy zawiózł go na lotnisko.Zjedli ostatnią kolację w restauracji należącejdo sieci Maxima, z okien której rozciągał się widok na pas startowy i kołujące sa-moloty.Jedli niemal w absolutnym milczeniu, zatopieni we własnych myślach.Napoczątek zaserwowali sobie po tuzin ostryg, po których przyszła kolej na pulpetyz młodej baraniny nadziewane orzechami laskowymi.Creasy zamówił butelkę LaCroix Pomerol rocznik sześćdziesiąty pierwszy.Kelner przelał wino do karafkii zaczął napełniać nim kieliszki. To wino to prezent od niejakiego Jima Graingera oznajmił Michaelowi.Ten obrzucił go pytającym spojrzeniem. To przyjaciel, bardzo dobry przyjaciel wyjaśnił Creasy. I ktoś bardzoznaczący w Ameryce. Dlaczego miałby nam kupować wino tej marki? dociekał Michael. Jego żona leciała na pokładzie samolotu Pan Am lot sto trzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]