[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- ¯ywo!Ale Madrak go nie s³yszy i nie przerywa modlitwy.Nagle korpusem muszli targa jakiœ wstrz¹s.Podwójnie zabezpieczone drzwi otwieraj¹ siê gwa³townie na oœcie¿ i do œrodka wkracza Vramin, który bêd¹c poet¹, zna siê na tego rodzaju sztuczkach, tak jak ka¿dy czarnoksiê¿nik.Vramin wymachuje ró¿d¿k¹ i uœmiecha siê.- Dzieñdoberek, moi mili!- Madraku! Bierz go! - krzyczy Anubis.Ale Vramin podchodzi bli¿ej, a Madrak gapi siê tylko przez okno i coœ tam mamrocze.Wtedy Anubis wysuwa swe ber³o.- Aniele Siódmej Stacji nisko upad³y, odejdŸ! - wzywa.- U¿ywasz mego starego tytu³u - odpowiada Vramin.- Obecnie jestem W³adc¹ Domu Œmierci.- £¿esz!- Nie.Przez Ksiêcia mianowany, zajmujê twe dawne stanowisko.Potê¿nym szarpniêciem Set uwalnia praw¹ rêkê.Vramin dynda przed sob¹ wisiorkiem Izydy i Anubis siê cofa.- Madraku! Rozkazujê ci! Zabij Vramina! - wo³a.- Vramina? - odzywa siê Madrak.- O nie, nigdy.Vramin jest dobry.Vramin jest moim przyjacielem.Set oswobadza praw¹ nogê.- Madraku, je¿eli nie chcesz zabiæ Vramina, to przytrzymaj Seta!-.Ojcze nasz, byæ mo¿e, któryœ jest, kto wie, w niebie.- zawodzi Madrak.Wówczas Anubis warczy i celuje we Vramina swym ber³em, pos³uguj¹c siê nim jak pancerfaustem.- Ani kroku dalej! - ostrzega.Ale Vramin robi ten zakazany krok.Wali siê na niego gorej¹ca lawina, lecz szkar³atne promienie wisiorka neutralizuj¹ wybuch.- Za póŸno, kundlu - mówi poeta.Anubis kr¹¿y teraz i zbli¿a siê do iluminatora, gdzie stoi Madrak.Set uwalnia lew¹ nogê, rozciera j¹ i wstaje.- Jesteœ trupem - powiada ruszaj¹c do przodu.Lecz w tym momencie Anubis natyka siê na nó¿ Madraka.Sztylet wbija siê mu w szyjê tu¿ nad obojczykiem.- Nie mia³em z³ych intencji! - usprawiedliwia siê zakonnik - a to jest czêœciowa sp³ata mej winy.Ten pies zwiód³ mnie.¯a³ujê za grzechy i dajê ci w darze jego ¿ycie.- Ty g³upcze! - osadza go Vramin.- Chcia³em go wzi¹æ ¿ywcem!Madrak zaczyna ³kaæ.Anubis bluzga fontann¹ krwi.Set opuszcza wolno g³owê i przeciera oczy.- Co robimy? - zapytuje Vramin.-.Œwiêæ siê imiê Twoje, jeœli takowe masz i ¿yczysz sobie, ¿eby siê œwiêci³o.- mruczy zakonnik.Set milczy, gdy¿ zamkn¹³ ju¿ oczy i zapad³ w sen, który potrwa wiele dni.FEMINA EX MACHINAA ona le¿y na ramie maszynerii wybrzuszona dzieckiem.Œcianka kabiny zniknê³a.Kable odpad³y z jej g³owy i krêgos³upa, odcinaj¹c zimn¹ logikê rozumowania, lodowate dyski pamiêci, sekskomputerowy przymus i sztuczne od¿ywianie.Rozprogramowano j¹.- Horusie, ksi¹¿ê mój.- Le¿ spokojnie, Megro.- Odczarowa³eœ mnie.- Któ¿ post¹pi³ z tob¹ tak okrutnie?- Czerwona WiedŸma.- Matka! Ona zawsze by³a szalona, Megro.Tak mi przykro.- Dotyka jej rêki.- Dlaczego ci to zrobi³a?- Powiedzia³a, ¿e mam urodziæ dziecko Seta.To dlatego.Ale ja nie zdawa³am sobie sprawy, ¿e.- Set! - Palce Horusa zostawiaj¹ odciski wryte w metal sto³u.- Set.Wzi¹³ ciê si³¹?- Niezupe³nie.- Set.Co do niego teraz czujesz?- Nienawidzê go.- To wystarczy.- Nie obchodzi go ¿ycie.- Wiem.Ju¿ nie bêdê ciê pyta³ o niego.Pójdziesz ze mn¹ do Domu ¯ycia, Megro z Kalganu i tam mieszkaæ bêdziemy po wsze czasy.- Ale Horusie, bojê siê, ¿e muszê urodziæ tutaj.Zbli¿a siê mój czas i zbyt s³aba jestem, ¿eby odbywaæ dalekie wêdrówki.- Niech i tak bêdzie.Pozostaniemy tutaj jakiœ czas.I Megra oplata brzuch rêkami i zamyka b³êkitnokobaltowe oczy.Jej policzki jaœniej¹ od po³ysku maszynerii.Horus siada przy niej.Wkrótce Megra zaczyna krzyczeæ.NIEBO I PIEK£O - (UK£AD)Twierdza na Maraczku.Jest tu kto? Nikogo.A jednak ktoœ jest.I znowu nikogo.Dlaczego? Pos³uchaj tylko.Zwrócony twarz¹ do potwora Set nie ustêpuje.Potwór rzuca siê na niego.Zmagaj¹ siê przez d³u¿sz¹ chwilê na dziedziñcu.Potem Set ³amie mu kark i potwór le¿y jêcz¹c.Oczy Seta rozb³yskuj¹ niczym s³oñca i znowu kieruj¹ siê tam, dok¹d zmierza³.Wtedy Tot, jego syn, ojciec i Ksi¹¿ê, Który Ma Tysi¹c Lat, otwiera butelkê ,,Potwora Na Poczekaniu” i wyjmuje z niej kolejne nasiono.Zasiewa je w pyle i nastêpne straszyd³o wykwita spod jego rêki, a póŸniej skrêca ku Setowi.Szaleñstwo oczu s³onecznookiego uderza potwora i znów rozpoczyna siê bitwa.Staj¹c na zdruzgotanym truchle, Set pochyla g³owê i znika.Ale Tot rusza jego œladem rozsiewaj¹c potwory, a duchy Seta i straszyde³, z którymi walczy, miotaj¹ siê wœród marmurowej pamiêci niszczonego i od nowa wznoszonego Maraczka, tego miasta najstarszego, wiecznego.I za ka¿dym razem, gdy Set zabije, zwraca natychmiast oczy ku miejscu, gdzie bi³ siê z Tym, Co Nie Mia³o Imienia, gdzie œwiat zniszczy³ i gdzie bucha ogniem staj¹cy dêba cieñ syna jego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]