[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- O rany! - jęknął Luce.- A więc czeka mnie typowa rozmówka w stylu Caulfieldowskim? Wolałbym z góry wiedzieć.- Nie - odparłem.- Ale co brzydko z twojej strony, to brzydko.Skoro była na tyle przychylna, ze pozwalała ci.- Czy nie moglibyśmy zmienić tego natrętnego toku myśli?Na to już nic nie odpowiedziałem.Bałem się, ze Luce wstanie i zostawi mnie samego, jeżeli nie zamilknę.Cóż było robić, zamówiłem jeszcze whisky.Miałem ochotę zalać się w pestkę.- A z kim teraz flirtujesz? - spytałem.- Jeżeli możesz mi to powiedzieć, oczywiście.- Nie znasz jej.- Nie, ale kto to jest? Może właśnie ją znam.- Babka z Greenwich Village.Rzeźbiarka.Skoro koniecznie chcesz wiedzieć.- Taak? Poważnie mówisz? A ile ma lat?- Bój się Boga! Nie pytałem jej.- No, mniej więcej?- Trzydzieści kilka, jak sądzę - rzekł Luce.- Trzydzieści kilka? Takie wolisz? Lubisz starsze panie? - pytałem, bo wiedziałem, że Luce zna się na tych rzeczach.Był jednym z niewielu chłopców, o których wiedziałem, że się na tym naprawdę znają.Stracił cnotę mają czternaście lat, w Nantucket.Fakt.- Jeżeli o to ci chodzi, wolę kobiety dojrzałe.Oczywiście.- Naprawdę? Dlaczego? Bez żartów, powiedz, te starsze są lepsze? Pod względem seksualnym, rozumie się.- Słuchaj no, postawmy sprawę jasno.Nie będę dzisiaj odpowiadał na żadne pytania typowe dla stylu Caulfieldowskiego.Kiedy, do diabła, wydoroślejesz?Przez chwilę nic nie mówiłem.Dałem na razie za wygraną.Luce zażądał jeszcze jednego martini i pouczył barmana, że ma być znacznie bardziej wytrawny.- Powiedz, Luce, jak długo będziesz się trzymał tej babki, tej rzeźbiarki? - spytałem.Naprawdę mnie to interesowało.- Czy znałeś ją już wtedy, kiedy byłeś w Whooton?- Nie.Przyjechała do Stanów dopiero parę miesięcy temu.- Tak? A skąd?- Z Szanghaju.- Bujasz! Chinka? Rany boskie!- Oczywiście.- Bujasz! To ci się podoba? Że jest Chinką?- Oczywiście.- Dlaczego? Chciałbym wiedzieć, naprawdę bym chciał.- Po prostu dlatego, że filozofia Wschodu zadowala mnie bardziej niż filozofia Zachodu.Jeśli chcesz wiedzieć.- Tak? A co rozumiesz przez filozofię? Seks? Te rzeczy? W Chinach lepiej się na tym znają.Tak?- Niekoniecznie właśnie w Chinach.Powiedziałem: Wschód.Czy musimy kontynuować tę bezsensowną rozmowę?- Luce, ja mówię poważnie - odparłem.- Bez żartów.Dlaczego Wschód lepiej się zna na tych rzeczach?- Bój się Boga, to zbyt zawiły problem, żeby go tutaj wyjaśniać - rzekł Luce.- Oni po prostu uważają doznania seksualne za przeżycia zarówno fizyczne, jak duchowe.Jeśli myślisz, że ja.- Ja też tak uważam! Ja też uważam, że to są te.jak się nazywa.doznania zarazem fizyczne i duchowe.Słowo daję.Ale wszystko zależy od tego, z kim.Jeżeli z kimś, kogo nawet wcale.- Ciszej, na miłość boską! Jeżeli nie umiesz mówić ciszej, daj w ogóle spokój tym tematom.- Dobrze, ale słuchaj - powiedziałem.Byłem już mocno podniecony i rzeczywiście gadałem trochę za głośno.Często mówię za głośno, kiedy jestem pod.niecony.- Właśnie o to mi chodzi.Wiem, że to powinno być zarazem i fizyczne, i duchowe, i artystyczne, i tak dalej.Ale chodzi mi o to, że nie można z każdym, z byle dziewczyną, która ci wpadnie w ręce, tego wszystkiego osiągnąć.A ty jak uważasz?- Zmieńmy temat - rzekł Luce.- Jeśli pozwolisz.- Dobrze, ale słuchaj.Na przykład ty z tą twoją cholerną babką.Dlaczego wam dwojgu tak dobrze ze sobą?- Prosiłem cię, zmień temat.Rzeczywiście zagalopowałem się z tymi pytaniami za daleko.Sam wiem.Ale właśnie to jest najgorsza wada Luce'a.Już w Whooton był taki: zawsze wyciągał z ciebie zwierzenia o najbardziej osobistych twoich sprawach, ale jeżeli ty nawzajem spytałeś go przypadkiem o jego osobiste sprawy, wpadał w złość.Intelektualiści lubią inteligentną rozmowę tylko pod tym warunkiem, że sami nią dyrygują.Zawsze wymagają, żebyś zamykał buzię, jeżeli oni już nie mają nic więcej do powiedzenia, i żebyś wracał do swojego pokoju, skoro oni mają ochotę wrócić już do swojego pokoju.Kiedy byliśmy w Whooton, Luce wściekał się - słowo daję, widać to było po nim - jeżeli po jego wykładzie na temat seksu cała kompania nie rozłaziła się zaraz do swoich pokojów, ale chciała jeszcze chwilę między sobą pogadać.Cała kompania, to znaczy ja i reszta chłopców.W pokoju któregoś z nas.Luce tego ścierpieć nie mógł.Życzył sobie, żeby każdy wynosił się do własnego pokoju i żeby wszyscy trzymali jęzory za zębami, skoro on już swój numer odstawił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]