[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedział jej, że pani Wanda jest bogata i może płacić za wszystko, tyle że nie chce, bo nie lubi.Albo może nie umie.No a potem już był ten piątek, wtedy wróciłem prosto do domu i z nikim nie rozmawiałem, bo było późno.- Ale u siostry, zaproszony, pan o tym rozmawiał?- No pewnie.Takie śmieszne rzeczy.- Sąsiadka była?- No pewnie.Też ją śmieszyło.- Jak się nazywa pańska siostra?- Z męża? - Z męża.- Pruchniakowa.- A ta sąsiadka?- Nie mam zielonego pojęcia.Weronika jej na imię.- Jak się nazywał ten rzeźnik, który po Peryklesie zabrał sobie Aspazję? - spytał ni z tego, ni z owego milczący dotychczas kamiennie Robert.- Kleon - odparł bez sekundy namysłu śmiertelnie zaskoczony Marcinek.- O Jezu, co to ma do pani Wandy.?! I on nie był rzeźnik, tylko garbarz, od skór.- Dziękuję - rzekł sucho Robert i zamilkł ponownie.Marcinek łypnął na niego podejrzliwym okiem i pochylił się do Bieżana.- On rozwiązuje krzyżówki? - spytał szeptem.- Czasami - odszepnął Bieżan i podniósł głos.- Czyli w czwartek, przed piątkiem, to był ostatni raz, kiedy pan mówił o pani Wandzie.?- Ale skąd, potem też mówiłem! I też u siostry, bo tylko ją to ciekawiło, a moich starych wcale.A brat ani razu nie słuchał.Jak już nie żyła.Bieżan mu przerwał.- Niech pan się teraz naprawdę porządnie zastanowi.Niech pan sobie przypomni.Z nikim innym, poza Jackiem i siostrą, no i sąsiadką, pan na ten temat nie rozmawiał? Nikomu pan nie powiedział ani słowa? Znajomemu, obcemu, obojętne?Marcinek spełnił polecenie.Myślał przez bardzo długą chwilę, po czym pokręcił głową.- Nie - rzekł z żalem.- Nikomu.To ta przeklęta umywalka, co ja się z nią mam do tej pory.! Nie miałem szans, z ludźmi się nie widziałem, koniec słupa.I głównie byłem na Jodłowej, z żywą duszą nie gadałem.Bardzo przepraszam.- Nic nie szkodzi.Ogromnie nam pan pomógł.Teraz już jestem pewien, że to jedno walnięcie pan słyszał.Dziękuję panu, jest pan wolny.A, i jeszcze jedno.Dokąd pan się wybiera?- Do siostry.- Nie.Proszę wrócić do domu i pozostać tam, aż do pana zadzwonimy.Słyszał pan polecenie dla pani Doroty.Proszę postąpić tak samo, państwo oboje mogą być nam w każdej chwili potrzebni.- Siostra też ma telefon.- Nie ma znaczenia.Proszę wrócić do domu i nie dzwonić nigdzie, nie zajmować telefonu, każda sekunda może być istotna.Chyba że woli pan zostać w areszcie?- Nie, dziękuję bardzo.- Zatem niech pan się zastosuje do poleceń.Inaczej konsekwencje mogą być nieprzyjemne.Marcinek wyraźnie się przestraszył.- Brata mam udusić?- Co.?- Bo to on zajmuje telefon.- Ile ma lat?- Siedemnaście.- Niech pan mu powie całą prawdę i odwoła się do jego honoru i odpowiedzialności obywatelskiej.Do uczuć rodzinnych w ostateczności.Nie dotykać słuchawki! Do domu proszę i czekać wiadomości od nas.!* * *- Rany boskie - powiedział po wyjściu Marcinka Robert z mieszaniną rozbawienia i zgrozy.- Co ci strzeliło do głowy z tym Peryklesem? - spytał na to Bieżan z odrobiną niesmaku.- Bardzo przepraszam.Chciałem się zorientować, prawdziwy debil czy tylko w tej sprawie.Okazuje się, że facet humanistycznie wykształcony i reaguje od razu.Chyba myśli w kratkę.- A ty o nim co.?Robert uporządkował wrażenia.Z Jackiem czuł pełną więź, nie musiał się nad nim zastanawiać, był to chłopak tej samej krwi co i on, podobnie myślący.Marcinek stanowił jeśli nie problem, to w każdym razie problemik, jakieś takie coś ni to głupie, ni sprytne, garnące ku sobie, ale jakoś dobrodusznie i mało drapieżnie.Nie łgał, to było widać.Był tak święcie przekonany, że sam jest w porządku, że usilnie starał się mówić świętą prawdę.Robert wyczuł, że gdyby ta prawda miała zaprowadzić kogoś na szubienicę, też by ją wyjawił, wciąż bezgranicznie pewien, iż czyni słusznie.Niezdolny do pomyślenia o kimś innym, wpatrzony w siebie, zaraz, kto to powiedział.? A, ta Dorota.Niegłupia, wywęszyła go bezbłędnie.- Nie łgał - rzekł stanowczo i krótko.Bieżan kiwnął głową.Lubił opierać się na zdaniu swojego asystenta, chłopak miał węch, poza tym pozornie nędzna różnica dwunastu lat robiła swoje.Sam już czuł się innym pokoleniem, ci młodzi znali się wzajemnie jak łyse konie, wiedzieli, co o sobie myśleć.Też wydawało mu się, że Marcinek mówił prawdę, obojętne dlaczego, z głupoty, z naiwności, z niewinności, z gorliwej chęci okazania się praworządnym.- Dobra, jedziemy - zarządził.- Pierwsza sprawa.Co mi chciałeś powiedzieć o tej Dorotce? Coś z nią nie tak?Robert porządnie zrelacjonował mu całą opowieść Dorotki, usłyszaną w kuchni.Popatrzyli na siebie.- I dlatego kazałeś jej zostać w domu.? Popieram.Czekaj, tego faceta trzeba złapać, załatwię, wyśle się jutro którego chłopaka.Nie wiem teraz, czy nie zrobiłem głupstwa, puszczając Marcinka, może lepiej go było zatrzymać?- Taki wystraszony poszedł, że chyba słuchawki nie dotknie.- Ale bratu i rodzinie wszystko opowie.Brat może wyjść z domu.Cholera, postawiłbym kogoś pod domem tej Pruchniakowej, ale ludzi brakuje.- Zakładamy, że jest zmowa?- A nie rysuje ci się?- Rysuje.Tylko w głowę zachodzę, jaki ma sens.Po co to komu? Nie widzę motywu.- Albo ta Dorotka coś wie, jak to często bywa sama nie wie, że wie, usłyszała od denatki, albo w grę wchodzą pieniądze.Ciekawe, kto po niej dziedziczy.Ciotki?Robert Górski nie tak znów dawno kończył prawo i coś mu jeszcze w głowie zostało.- Dzieci, współmałżonek, rodzice, rodzeństwo i dzieci tego wszystkiego.Krewni drugiego i trzeciego stopnia.To idzie w obie strony, po wnuku może dziedziczyć dziadek.- Czekaj, kogo ona ma? Ciotki tak, rodzone siostry matki.Dzieci jeszcze nie, ale rodzeństwo.? Przyrodnie powiedzmy, po ojcu, a kto wie, czy i nie po matce, ta Krystyna Wójcicka mogła mieć wcześniej nieślubne, ukryły to przed nami.Ciotki pewne.- Harpie to one są, ale trzasnąć siostrzenicą dla forsy.? - powiedział Robert z lekkim niedowierzaniem.- No, ja wiem, nie takie rzeczy się zdarzają.Zaraz, samochód.Żadna nie jeździ.Pchanie pod tramwaj, przecież by chyba Dorotka własną ciotkę rozpoznała.!- Przy czyjejś pomocy - rzekł w zadumie Bieżan.- Bezpośredniego zabójcy.Ugadanego wcześniej, już od chwili, kiedy się dowiedziały, że ta Wanda Parker wraca.Ukrywały tę informację przed siostrzenicą prawie do ostatniej chwili, cały spisek, zdolne są do tego.Kiedy się okazało, że ona dziedziczy trzy razy.sześć razy więcej niż każda z nich, ruszyły do galopu.Robertowi ta wersja nawet się dość spodobała.- Tam jeszcze w grę wchodzi ten Drążkiewicz - przypomniał.- Też w piątek dowiedział się o spadku, a ogólnie 0 nadziejach mógł wiedzieć wcześniej.Ożeni się z Melanią i usiądzie na forsie.Ale w takim wypadku - zaniepokoił się nagle - dom dla Dorotki to żaden azyl, mogą ją załatwić tak samo jak babcię.Nie Marcinka powinno się pilnować, tylko jej!- Chyba nie - powiedział Bieżan, również nieco zatroskany.- Zamachy odwalają na zewnątrz.Nie są głupie, wiedzą, że druga śmierć w domu już by im ulgowo nie przeszła.Poczekają, aż wyjdzie na ulicę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]