[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamten odwrócił się.Wyglądał,jakby się dusił.- Ile mu pozostało? - spytał Hafydd.- N-nie u-ujrzy świtu - wykrztusił uzdrowiciel.- Może ten twój wieszczek umrze na bagnach - powiedział książę Neit - i będziemy mieli go z głowy.- Umrze? On nie umrze tam, gdzie jest woda.Przeżyje i będzie czekał.Jednak na razie nie stanowiwielkiego zagrożenia.-Hafydd przeszedł kilka kroków po podłodze namiotu.- Jest wróg grozniejszy odmojego wieszczka, przynajmniej potencjalnie.- Odwrócił się i spojrzał na księcia Neita.- Muszę cię opuścić,żeby zająć się nim.Wszystkie nasze plany zależą od tego, czy uda mi się wyeliminować tę osobę.- A któż to taki? - zapytał książę Neit.- Zwie się Sianon - odparł Hafydd - i jest potężną czarodziejką.A przynajmniej wkrótce nią się stanie,kiedy tylko odzyska swą moc.Ojciec Michaela znieruchomiał.Mimo krążących pogłosek, Hafydd jeszcze nigdy nie mówił otwarcie oczarach i nie przyznawał się, że cokolwiek o nich wie.- Ona jest dla ciebie ogromnym zagrożeniem, książę - rzekł Hafydd - gdyż sprzymierzy się z twoimiwrogami.Książę Innes zadrżał.- A ty możesz sobie z nią poradzić lepiej, niż z tym wieszczkiem?Hafydd zjeżył się.Nie przywykł do otwartych zniewag, ani nawet insynuacji.- Zajmie mi to tylko kilka dni - odparł spokojnie.Książę Michael mimo woli pokręcił głową.Jego ojciec nie zdaje sobie sprawy, jakim zagrożeniem jest dlaniego ten mężczyzna.Hafydd gardzi nim.Rycerz starannie to ukrywał, ale kiedyś ten ogień tlący się podściółką buchnie płomieniem i spali cały las.- Ilu żołnierzy będziesz potrzebował? - zapytał stary książę.- Wezmę tylko moich gwardzistów - odparł Hafydd.- Ja też pojadę - rzekł książę Michael.Obaj spojrzeli na niego ze zdziwieniem.- Zawsze chciałem zobaczyć czarodziejkę - wyjaśnił.Hafydd przypatrywał mu się przez chwilę i Michaelz trudem opanował drżenie.- Jak sobie życzysz.Hafydd ruszył do drzwi, lecz nagle przystanął.- Wyjedziemy o brzasku.Będziesz gotowy?Książę Michael skinął głową, nie ufając swemu głosowi.Hafydd opuścił komnatę, zabierając ze sobą napięcie i strach towarzyszące mu jak cień.W namiocie naglezrobiło się pusto, jakby książę Michael i jego ojciec nie istnieli - a przynajmniej nie w tym samym wymiarzeco Hafydd.- Dlaczego trzymasz go przy sobie, ojcze? - zdołał wykrztusić Michael, opadając na fotel.Staryksiążę podszedł do sekretarzyka, podniósł przycisk do papieru i zaczął przeglądać pisma, jakby czegoś szukał.- Ojcze? Książę Neit spojrzał na niego.Michael miał wrażenie, że z lekkim zawstydzeniem.- Będzie mi potrzebny na wojnie, którą zamierzamy rozpocząć.- Czy na pewno potrzebujemy wojny? - spytał Michael, chociaż wiedział, że prowokuje gniew znanego zwybuchowego temperamentu ojca.- Nie denerwuj mnie dzisiaj - rzekł książę Neit.- Jest moim dowódcą i potrzebuję go, dopóki niezwyciężymy w tej wojnie.Młody książę wyprostował nogi.Nagle poczuł ogromne zmęczenie.-1 co się z nim wtedy stanie?- Wtedy już mi nie będzie potrzebny.- Tylko że on też już cię nie będzie potrzebował, ojcze.Właśnie tego się obawiam.Książę Neit popatrzył na syna, nie rozumiejąc, co ten do niego mówi.- Musisz się przygotować, jeśli zamierzasz wyruszyć o brzasku.Niedługo zacznie świtać.Na zewnątrz było jeszcze ciemno.Minęła chwila, zanim wzrok księcia Michaela oswoił się z mrokiem,rozświetlanym miękkim blaskiem księżyca wiszącego nisko nad szczytami drzew.Wydawało się, że to nienajkrótsza, lecz najdłuższa noc roku.Książę znalazł swego służącego i kazał mu przygotować wszystko do podróży.Mógł przespać się godzinęlub dwie, lecz myśli wirowały mu w głowie jak stado przestraszonych ptaków, nie pozwalając usnąć.Przechadzał się więc po obozie, omijając grupki ludzi popijających i rozmawiających o wydarzeniachminionego wieczoru.Nogi same zaniosły go nad rzekę, gdzie usiadł na porośniętym trawą brzegu i patrzył na ostatnie pasmamgły snujące się nad jej leniwym nurtem i znikające jak wiry na powierzchni wody, która je zrodziła.Zastanawiał się, czy za dnia odnajdą ciało Elise.Rzeki to nie jeziora - są płytkie i płyną w określonymkierunku.Zwykle oddają ciała topielców.Gdy tak siedział, odnalazł go smutek i powoli chwycił w sweobjęcia.Książę żałował nie tylko Elise, ale również ich niedoszłego do skutku małżeństwa i dzieci, któremogliby mieć - gdyby nie Hafydd.Postanowił towarzyszyć rycerzowi w poszukiwaniach czarnoksiężnika - araczej czarodziejki.Sianon.Czy nie to imię wymamrotał Hafydd, stojąc w wodzie przy moście?Ktoś powinien go obserwować - pomyślał.- Ktoś musi odkryć jego słaby punkt.Czy dlatego postanowiłpojechać z rycerzem? Czy też był jak szczur zahipnotyzowany ślepiami węża?Drgnął, gdy coś głośno plasnęło o powierzchnię wody.Ryba, i to duża, a może wydra.- Michaelu.- usłyszał cichy jak plusk fali szept.Gwałtownie oprzytomniał i pospiesznie omiótł wzrokiemoświetlony przez księżyc brzeg i ciemną toń rzeki.- Michaelu.- ponownie usłyszał głos, jakby rzeka szeptała jego imię.Dreszcz przeszedł mu po plecach i książę szybko rozejrzał się wokół.- Jestem tutaj, pod drzewami - znowu odezwał się głos, dziwnie stapiając się z szumem fal.- Elise.?- Tak, tutaj, w cieniu.Podejdz bliżej.Bałam się, że będę musiała zakraść się do obozu, żeby cię odszukać.Książę Michael ruszył w kierunku miejsca, z którego dochodził głos.W ciemności pod nisko zwieszonymikonarami drzewa coś się poruszyło.Przystanął na skraju tej plamy ciemności, obawiając się iść dalej.Jegooczy powoli oswoiły się z mrokiem i ujrzał Elise zanurzoną w wodzie, tak że wystawały jej tylko ramiona igłowa.Przez głowę przemknęła mu myśl: ona nic nie ma na sobie.- Elise - powiedział najciszej jak mógł, i zadrżał mu przy tym głos.- Zjawiasz się, aby mnie dręczyć?- Nie ciebie, lecz Hafydda.Nie patrz tak na mnie, Michaelu.Wciąż jestem wśród żywych.- Wyjęła z wodyociekającą rękę.- Dotknij mnie, jeśli nie wierzysz.- Ależ wierzę ci - zapewnił pospiesznie.- A zatem podejdz bliżej, bo nie chcę, żeby ktoś nas usłyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]