[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pragnie niszczyć.Ty zaś nie jesteś niczym oprócz nienawiści, żądzy zemsty, pragnienia niszczenia, Faraatao.Gdyby usunąć z ciebie te cechy, byłbyś pustą skorupą, trupem.Głupiec.Niesłusznie rościsz sobie pretensje do władzy.Głupiec.Pozwól, że pozbawię cię gniewu i nienawiści, Faraatao.Daj mi swą duszę, a uleczę ją.Głupcze, mówisz niestworzone rzeczy.Chodź, Faraatao.Uwolnij Danipiur.Daj mi swą duszę, a uleczę ją.Danipiur zginie za godzinę.Nie, Faraatao.Spójrz!Splecione korony drzew rozdzieliły się.Valentine dostrzegł Nowe Velalisier, oświetlone blaskiem pochodni.Świątynia z połączonych ze sobą w skomplikowany wzór drewnianych bali, sztandary, ołtarz, płonący już stos.Kobieta rasy Metamorfów, milcząca, godna, przykuta do wielkiego głazu.Otaczające ją puste, obce twarze.Noc, drzewa, dźwięki, zapachy.Muzyka.Śpiew.Uwolnij ją, Faraatao.A potem przyjdźcie do mnie, ty i ona, a ustanowimy porządek, który musi zostać ustalony.Nigdy.Osobiście poświęcę ją bogu.Ofiara ta zadośćuczyni Świętokradztwu, kiedy zabiliśmy naszych bogów i pokarani zostaliśmy waszym przybyciem.Mylisz się nawet co do tego, Faraatao.Co?Tego dnia w Velalisier bogowie oddali się wam dobrowolnie.Tej ich ofiary nie zrozumieliście.Wymyśliliście mit Świętokradztwa, lecz to fałszywy mit.Faraatao, popełniasz błąd.Mylicie się całkowicie.Król oceanu Niznorn i król oceanu Domsitor oddali się wam na ofiarę tego dnia, przed wiekami, dokładnie tak jak smoki dobrowolnie oddają się na ofiarę naszym myśliwym, płynąc wzdłuż brzegu Zimroelu.Nic nie pojmujesz.Głupota.Szaleństwo.Uwolnij ją, Faraatao.Poświęć swą nienawiść, jak królowie oceanu poświęcili życie.Zabiję ją teraz własnoręcznie.Nie musisz tego robić, Faraatao.Uwolnij ją.Nie!!!To jedno słowo wybuchło z wielką, nieoczekiwaną siłą.Niczym fala oceanu w najstraszliwszej furii powstało i natarło na Valentine'a, i uderzyło go, zachwiało nim, na jedną krótką chwilkę wciągnęło w chaos.A kiedy walczył ze sobą, usiłując odzyskać równowagę, Faraataa uderzył po raz drugi, i trzeci, i czwarty, z tą samą nieopisaną siłą.I nagle Valentine poczuł, jak moc smoka wzmacnia jego moc, złapał oddech, odzyskał panowanie nad sobą, odkrył swą potęgę.Sięgnął ku przywódcy rebelii.Pamiętał tę chwilę sprzed wielu, wielu lat, kiedy w ostatniej godzinie wojny o odzyskanie tronu poszedł samotnie do sali sądów i znalazł w niej opętanego furią Dominina Barjazida.Wysłał mu miłość, przyjaźń i smutek z powodu tego, co ich rozdzieliło.Barjazid odpowiedział na to sprzeciwem, nienawiścią, gniewem, pogardą, kpiną i wypowiedzeniem nie kończącej się nigdy wojny.Doskonale pamiętał tę walkę, a teraz musiał ją powtórzyć: dyszący nienawiścią przeciwnik, gwałtowny opór, gorzka pewność, że istnieje tylko ścieżka zniszczenia i śmierci, nienawiści, potworności, pogardy i niechęci.Nie spodziewał się, by Faraataa zareagował inaczej niż Dominin Barjazid, lecz ciągle był Valentine'em i nadal wierzył, że miłość może zwyciężyć.Faraatao?Jesteś dzieckiem, Valentinie.Oddaj mi się w pokoju.Odłóż na bok nienawiść, jeśli chcesz być tym, kim się głosisz.Zostaw mnie, Valentinie.Dotykam cię.Nie, nie, nie, nie.Tym razem Valentine przygotowany był na falę sprzeciwu, toczącą się ku niemu jak lawina.Przyjął nienawiść Faraatay i wchłonął ją, i zastąpił miłością, zaufaniem, wiarą, a w odpowiedzi otrzymał więcej nienawiści; niezmiennej, ciężkiej, wielkiej.Nie zostawiasz mi wyboru, Faraatao.Faraataa tylko wzruszył ramionami, kierując się w stronę ołtarza, do którego przykuto królową Metamorfów.Podniósł dłoń; trzymał w niej sztylet z polerowanego drewna.- Deliamber? - powiedział Valentine.- Carabella? Tisana? Sleet?Złapali go za dłonie, za ramiona.Czuł, jak wnika w niego ich siła, lecz było jej za mało.Zawołał przez świat, na Wyspie znalazł Panią, nową Panią, matkę Hissune'a, i przyjął jej siłę oraz siłę dawnej Pani, swej matki.Tego także nie wystarczyło, lecz on był już gdzie indziej.Tunigornie! Stasilanie! Pomóżcie!Przyłączyli się do niego.Znalazł Zalzana Kavola.Znalazł Asenharta.Znalazł Ernamara.Znalazł Lisamon.Za mało, ciągle za mało.Jeszcze jeden.Hissunie? Przybądź, Hissunie! Daj mi swą siłę, swą śmiałość.Tu jestem, Wasza Wysokość.Tak, tak, teraz jest to już możliwe.Znów usłyszał słowa starej Aximaan Threysz: “Ocalisz nas, robiąc to, co uważasz za niemożliwe do zrobienia".Teraz było to już możliwe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]