[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kiedy człowiek śpi lub został oszołomiony i w każdym innym wypadku, gdy nie wie, że jest poddawany badaniu, psychometr wywróci go na nice.Wyciągnie z niego takie rzeczy, z których jego świadomość zupełnie nie zdaje sobie sprawy.Nawet jeśli ktoś przeciwstawia się badaniu, następuje śladowy przeciek, który zwiększa się w miarę, jak maleje opór umysłu.- Ale z Suttonem się nie udało - stwierdził Shulcross.- Owszem.Z Suttonem się nie udało.Mówię wam, on nie jest człowiekiem.- I uważasz, iż fizycznie różni się do tego stopnia, że mógłby żyć w próżni kosmicznej bez jedzenia i wody?- Nie wiem - odparł Andersen.Oblizał wargi i rozejrzał się wokół jak dzikie zwierzę szukające drogi ucieczki.- Nie wiem - powtórzył.- Po prostu nie wiem.Adams odezwał się łagodnie:- Nie możemy wpadać w przygnębienie.Obcość nie jest dla nas czymś niezwykłym.Może było tak kiedyś, wtedy gdy pierwsi ludzie wyruszyli w kosmos.Ale dzisiaj.Clark przerwał mu ze zniecierpliwieniem:- Obcość rzeczy nigdy mnie nie martwiła.Kiedy jednak człowiek zmienia się w obcego.Przełknął ślinę i spojrzał na Andersena.- Czy uważasz, że jest niebezpieczny?- Możliwe - padła odpowiedź.- Nawet jeżeli stanowi zagrożenie, nie może nam jakoś szczególnie zaszkodzić - wyjaśnił spokojnie Adams.- Miejsce, w którym mieszka, jest nafaszerowane aparaturą szpiegowską.- Czy są już jakieś meldunki? - spytał Blackbum.- Tylko ogólne.Nic konkretnego.Sutton zachowuje się spokojnie.Odebrał kilka widofonów.Sam wykonał kilka.Odwiedziła go jedna czy dwie osoby.- Wie, że jest obserwowany - stwierdził Clark.- Działa na pokaz.- Krążą plotki - wtrącił Blackbum - że Benton wyzwał go na pojedynek.Adams skinął głową.- Tak.Ash próbował go uniknąć.Nie jest to więc zachowanie kogoś niebezpiecznego.- Może - stwierdził Clark tonem niemal pełnym nadziei - Benton rozwiąże za nas całą sprawę.Adams uśmiechnął się kącikiem ust.- Zastanawiam się, czy Ash nie spędził tego popołudnia na obmyślaniu dla naszego pana Bentona jakiegoś drańskiego podstępu.Andersen wyjął z kieszeni fajkę i zaczął nabijać ją tytoniem z kapciucha.Clark bawił się papierosem.Adams spojrzał na Shulcrossa.- Masz coś, Shulcross?Lingwista skinął głową.- Nie jest to nic szczególnego.Otworzyliśmy walizkę Suttona i znaleźliśmy w niej rękopis.Zrobiliśmy z niego fotokopię i odłożyliśmy go dokładnie w to samo miejsce.Jak na razie jednak nic z tego nie wynika, bo nie udało nam się odczytać ani słowa.- Szyfr - oznajmił Blackburn.Shulcross pokręcił głową.- Gdyby tak było, nasze roboty by go złamały w ciągu godziny, może dwóch.To na pewno nie szyfr, ale język.Dopóki jednak nie mamy do niego klucza, nie możemy go zrozumieć.- Oczywiście sprawdziliście wszystkie możliwości?Shulcross uśmiechnął się smętnie.- Sięgaliśmy do starych ziemskich języków - Babilonu i Krety.Sprawdzaliśmy krzyżowo wszystkie języki w Galaktyce.Żaden z nich nie jest choć trochę podobny do tego.- Język - powiedział Blackburn.- Nowy język.Innymi słowy, Sutton coś znalazł.- Mogło mu się udać - potwierdził Adams.- Jest najlepszym agentem, jakiego miałem.Andersen poruszył się niecierpliwie w krześle.- Lubi pan Suttona? - zapytał.- Osobiście?- Owszem - przytaknął Adams.- Słuchaj, Adams - odezwał się Andersen.- Myślałem nad jedną sprawą.Od samego początku wydawała mi się dziwna.- Tak? Co takiego?- Wiedziałeś, że Sutton wraca.Znałeś czas jego przybycia niemal co do minuty.I zastawiłeś na niego pułapkę.W jaki sposób się o tym dowiedziałeś?- Po prostu przeczucie - stwierdził Adams.Przez długą chwilę wszyscy czterej siedzieli, patrząc na niego.A potem zorientowali się, że nie ma zamiaru dodać nic więcej.Wstali więc i skierowali się do wyjścia.11.Z drugiej strony pokoju rozległ się ostry, zdradzający podniecenie śmiech kobiety.Światła szarobłękitnego kwietniowego zmierzchu zmieniły się w purpurowoszare barwy szaleństwa i sala stała się innym światem, zatopionym w ciszy, która właściwie nie była milczeniem.Z wiaterkiem, który lodowatym dotknięciem przesunął się po jego policzku, dotarł do niego zapach.zapach przywołujący w pamięci czarne orchidee w dalekim kraju pełnym zapierającego dech lęku.Podłoga zakołysała się pod stopami Suttona i poczuł, jak drobna dłoń Evy wbija się mocno w jego przedramię.Odezwał się do niego Zag.Słowa były martwymi, głuchymi dźwiękami kapiącymi ze zmumifikowanego ciała.- Czy tego chcesz? Żyj więc swoim upragnionym życiem.Znajdziesz tu każdą drogę ucieczki, jeśli kiedyś będziesz jej szukał.Możesz mieć rzeczy, o których marzyłeś.- Jest strumień - powiedział Sutton.- Maleńki strumyk, który płynie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]