[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Peter Clugy stał przed nim z obojętną miną, ale w ręku trzymał ten sam mały pistolecik, którym groził mu już wcześniej.Pistolet był wymierzony w pierś Jamiesona.Ira Clugy, zdumiony, wybuchnął:- Peter, ty głupcze! Co się z tobą dzieje? Wstał i zaczął podchodzić do bratanka.Lufo przesunęła się w jego stronę.- Oddaj mi to!Jamieson wyciągnął rękę, by go powstrzymać,- Mam tylko nadzieję, że nie zabili pańskiego bratanka -powiedział, usiłując zachować spokój.- To nie jest Peter Clugy.To w ogóle nie jest człowiek.16W umyśle Jamiesona wszystkie czyści układanki znalazły się aa swoich miejscach.Peter Clugy nie chciał podać mu teki pod pretekstem, że to on, Jamieson, może być rullem.I pierwsze wrażenie w chwili spotkania z Peterem Clugym: jego świeży wygląd i dobre samopoczucie w tym gorącym, wilgotnym klimacie.A ponieważ to Peter Clugy ustalił za pomocą uścisku ręki, że operator radia jest człowiekiem, operator w rzeczywistości musiał być.rullem.Jamieson uważnie przyjrzał się młodemu mężczyźnie.Nie znalazł żadnej widocznej oznaki pozwalającej się domyślać, że ma przed sobą imitację człowieka.Fałszerstwo było perfekcyjne.Żelazną zasadą raili było, by imitacja nigdy nie wracała do prawdziwego wyglądu w obecności łudzi.Jamieson mógł jedynie temu przyklasnąć, bo widok robakokształtoych ciał z wieloma wyrostkami zawsze przyprawiał go o mdłości.Ira Clugy otrząsnął się już z oszołomienia.Rzucił wściekłe spojrzenie na mila i runął na niego z zaciśniętymi pięściami.- Co zrobiliście mojemu bratankowi? - krzyknął.Jamieson powstrzymał go siłą.- Ostrożnie, przyjacielu.On nie potrzebuje nawet pistoletu, by zabijać.Może nas spopielić emisją energii, jaką potrafią generować komórki jego ciała.Rull nie odezwał się.Wyciągnął to, co wyglądało jak ludzka ręka, w kierunku tablicy kontrolnej i nacisnął jakiś klawisz.Samolot zaczął pikować w las.Jamieson spojrzał przez okno i zobaczył, że druga maszyna zbliża się do nich i także zniża lot.Chwilę później słyszeli już trzask krzaków pod podwoziem.Drugi samolot jednak nie wylądował; szybował jakieś dziesięć metrów dalej na bardzo niewielkiej wysokości.Najwidoczniej silniki zostały wyregulowane na ciąg równoważący tylko jego ciężar.Czy chodziło o to, by nie zostawiał śladu swojej obecności? Z drugiego samolotu wysiadły dwie istoty o ludzkim wyglądzie.Podchodziły do maszyny Jamiesona, nie zwracając najmniejszej uwagi na ziemię pod nogami.Jamieson patrzył na to ze zdumieniem.Przecież znajdowali się w Zielonej Puszczy, w której aż roiło się od młodych zwierząt limfatycznych.Może jednak rulle nie wiedzieli, jaki jest prawdziwy cel projektu realizowanego przez Irę Clugy'ego i po prostu prowadzili banalną operację wywiadowczą tylko po to, by utrudnić ludziom życie? W swojej ignorancji mogli nie rozróżniać dorosłych zwierząt limfatycznych od ich potomstwa i nie wiedzieć, że dorosłe są nieszkodliwe, podczas gdy młode atakują wszystko, co się rusza.Jeżeli cel nieruchomiał, zanim go dopadły, natychmiast traciły zainteresowanie.A rzucały się na wszystko bez wyboru: liście czy gałązki drzew poruszane wiatrem, nawet na płynącą wodę.Miliony maleńkich wężowatych stworzonek umierały w tych bezsensownych atakach na nieruchome przedmioty, które przypadkowo się ruszyły, ale wielu udawało się przetrwać dwa pierwsze miesiące życia i przybrać dorosłą postać.Przy tworzeniu zwierząt limfatycznych przyroda zdobyła się na jedno z tych nadzwyczajnych osiągnięć, które umożliwiają zachowanie gatunku mimo niesprzyjających warunków.Dorosła postać zwierzęcia limfatycznego była czymś w rodzaju twardej jak żelazo muszli w kształcie ula, niezdolnej do ruchu.W Zielonej Puszczy niemal na każdym kroku napotykało się takie struktury.Były wszędzie: na ziemi i na drzewach, na zboczach wzgórz i w dolinach, wszędzie tam, gdzie młode zastała godzina metamorfozy.Końcowy etap był krótki, lecz płodny.„Ul" żywił się wyłącznie tym, co zmagazynował w stadium robakopodobnej larwy.Był dwupłciowy i spędzał swój niedługi okres życia W stanie nieustannej prokreacji.Młode nie były wypędzane z ula, lecz rozwijały się w nim i szybko zabierały do pożerania rodziców.To zatrzymywało proces prokreacji, ale wtedy potomstwo było już liczne.Zjadały się również nawzajem.Jednak w miarę jak muszla stawała się coraz bardziej miękka i rozpadała się pod wpływem wydzielin młodych, pewna ich część wydostawała się do względnie bezpiecznego lasu.Fałszywy Peter Clugy przerwał tok myśli Jamiesona, kiedy otworzył drzwi samolotu i wskazał je pistoletem.- Wy dwaj! Wysiadać!Niepewnie podążyli za nim.Na dworze czekali obaj rulle z drogiego samolotu.Panował straszliwy upał.Na Ziemi w podobnym klimacie, gorącym i suchym, rośliny dawno by zrudzia-ły i uschły, ale tutaj lśniąca zieleń trawy na polanie i liści na drzewach wyglądała prawie jak sztuczna.Trzej rulle utracili częściowo swój ludzki wygląd.- Rozmawiają- szeptem wyjaśnił Jamieson Clugy'emu.-Wydaje się, że gdy porozumiewają się za pomocą fal świetlnych, trudno im jest zachować idealną ludzką postać.Fałszywy Peter Clugy odwrócił się gwałtownie do Iry.- Możesz iść - powiedział, wskazując ręką samolot.- Pozwalasz mi odejść? - zdumiał się Ira Clugy.- Tak.Wsiadaj do swojej maszyny i leć do obozu albo gdzie chcesz.Ale nie wracaj tu dzisiaj.Jamiesona ten rozkaz zaskoczył, tak samo jak Clugy'ego, który jednak zaraz się otrząsnął.- Nic z tego - powiedział twardo.- Jeżeli pan Jamieson ma tu zostać, ja też zostanę.Fałszywy Peter Clugy zawahał się.- Ale dlaczego? - spytał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]