[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok stała Elpis, mógł jej dotknąć, jeśli tylko by tegozapragnął, patrzyła z powagą i jakąś dziwną determinacją na twarzy.Kapłan zauważył zezdziwieniem, że kurczowo ściska w dłoni błękitno-szary opal, zawieszony na srebrnymłańcuszku na jego szyi, choć nie pamiętał, by po niego sięgnął.Zwiat, który przed chwiląrozsypywał się na jego oczach, powoli przybierał dawny kształt, odłamki nieba wracały niczymdziecięca układanka na swoje miejsca, coraz szybciej i szybciej.Ziemia uwalniała drzewa, któredopiero co pogrzebała w swoim wnętrzu.Zielone oczy dziewczyny kryły w sobie obietnicę,której on pragnął zawierzyć. Moim obowiązkiem jako nauczyciela jest chronić swoich uczniów powiedziałagłośno. Sama przyjęłam na siebie to zobowiązanie i dotrzymam go.To się nie stanie, rozumieszmnie, Pistisie? Nie dopuszczę do tego.Pomogę ci, ocalę nas wszystkich.Będę twoją klatką,potrafię utrzymać magię w ryzach, nie pozwolę jej tobą zawładnąć, nauczę cię, jak jąkontrolować.To się więcej nie powtórzy, nie pozwolę ci nikogo skrzywdzić. Jednak na końcu drogi na nas wszystkich czeka śmierć z ulgą zauważył, że znówpotrafi wydobyć z gardła głos. Przepowiednia. Nie dbam o przepowiednię! przerwała mu To się nie stanie, rozumiesz?Na dnie jej spojrzenia nie było fałszu.Mówiła szczerze i z głębi serca.Była inna niżwtedy, gdy opuszczali wspólnie wnętrze Warowni, teraz zależało jej na czymś, chciała o cośwalczyć.Jej aura też się zmieniała, była inna z godziny na godzinę, coś dziwnego działo sięz nimi wszystkimi.Coś, czego nie przewidziało żadne z nich, coś, co być może przeoczył Kain,co pozwalało mieć nadzieję.Czuł, jak w nim samym nieśmiało kiełkuje właśnie to uczucie, naktóre jeszcze do niedawna sobie nie pozwalał.Nadzieja. Przyrzekasz? amulet we wnętrzu jego dłoni pulsował ciepłem, dając niemąodpowiedz.Dziewczyna zamknęła dłoń Elfa wraz z opalem w swoich własnych, uśmiechnęła sięłagodnie i skinęła głową. Przyrzekam.Poddał się i pozwolił się jej prowadzić poprzez świat, który wracał do swojej normalnejformy, aż i oni wrócili i znalezli się na powrót na polanie, na której rozpoczęli rozmowęo amuletach i o ich mocy.Człowiek i Wampir stali na swoich dawnych miejscach, jakby od ichzniknięcia nie minęło nawet kilka sekund, choć jemu wydawało się, że to była wieczność.Dziewczyna puściła jego rękę, nie przestając patrzeć prosto w jego oczy.Milcz o tym, co się stało nakazywało mu to spojrzenie.Jeszcze nie teraz, oni nic niezauważyli, więc milcz.Usłuchał bez podejmowania jakiejkolwiek dyskusji.Ufał jej, w końcu ufał tak naprawdę,jak powinien na samym początku drogi.Uśmiechnęła się do niego, po czym odwróciła sięi odeszła kilka kroków, a kapłan z zaskoczeniem zauważył, że brakuje mu ciepła jej drobnychdłoni. Zaczniemy zaraz po śniadaniu usłyszał jej głos, zwracający się do Człowiekai Wampira. Zjedzcie coś, proszę.Wyrwałam was ze snu w środku nocy, a wkrótce nadejdziepołudnie.Ja muszę na chwilę się oddalić, ale wrócę wkrótce.Pistis ponownie poczuł na sobiespojrzenie zielonych oczu zechcesz mi towarzyszyć?Doskonale zdawał sobie sprawę, że teraz będzie musiał powiedzieć jej wszystko o tym, cosię stało wiele lat temu, zanim zamknął się w zimnych, bezpiecznych murach klasztoru, któreopuścił po tym, jak nadeszło wezwanie, wysłane przez starego czarnoksiężnika, jednak teraz byłjuż gotów by wyznać prawdę.Skinął głową i udając, że nie zauważa czujnych spojrzeń Sylwanai Farysa ruszył za czarodziejką. Rozdział 5Wspomnienia i wizja rajuObcasy czarnych kozaków dziewczyny pozostawiały ślady na bieli śniegu, najpierwwyrazne, z czasem coraz bardziej przypominające niewielkie zasypane jamki.W miarę jakoddalali się od polany, krajobraz zmieniał się, przechodząc z niemalże jesiennego na prawdziwiezimowy.Z nieba prószyły maleńkie, mokre płatki, wciąż dokładając do płaszcza otulającegoziemię pod ich stopami i konary drzew nad nimi nowe, czyste warstwy, jakby daleki Bóg chciałzakryć przed ich oczami całą ciemność i grozę, czającą się w lesie, jakby usiłował wynagrodzićwszystkim zamieszkującym Ziemię rasom niemal nie ustępujące teraz ciemności i podkreślićdelikatny blask promieni słońca, które właśnie przebijało się nieśmiało zza chmur.Wschodziło,choć powinno być już wysoko na niebie, by dać światu choć namiastkę ciepła, mimo wszystko.Efekt tych starań był jednakże przygnębiający, żadne ze zwierząt, które powinny teraz rodzići wychowywać dzieci, nie dało się oszukać i jeśli nie musiało, nie opuszczało względnie ciepłejnory czy jaskini.Las zdawał się wymarły i opuszczony, jedynie nieliczne nietoperzeprzelatywały tu i ówdzie bez celu, zwielokrotniając jeszcze poczucie zagubienia i dezorientując,ich przede wszystkim nie powinno tu być, były zbyt wrażliwe i nie miały prawa przeżyćpanujących na zewnątrz temperatur.Dwójka Elfów szła przez las w milczeniu, dziewczyna pierwsza, nie zatrzymując się i nieodwracając, kapłan kilka kroków za nią, wpatrując się w jej sylwetkę i oczekując na pytania,które nie zostały jeszcze postawione, ale musiały paść.Im dłużej szli, tym bardziej czuł sięzagubiony i tym mniej gotowy na rozmowę, której nie należało już odwlekać.Krok czarodziejki był pewny, jakby doskonale zdawała sobie sprawę, dokąd zmierza.Jejkozaki, długie do kolan, w połowie tonęły w śniegu, ramiona i plecy okryła płaszczem w kolorzeciemnego fioletu, na którym rozsypały się czarne włosy.Pistis obserwował taniec słonecznychrefleksów odbijających się w licznych maleńkich płateczkach, które na tych włosach osiadły,starając się o niczym nie myśleć, nie chciał, by odczytała teraz z jego głowy cokolwiek.Z chęciąwyciągnąłby rękę i przesunął palcami po lśniących czarnych puklach, ale nie śmiał dotknąć jejbez pozwolenia ani o pozwolenie prosić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]