[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czuł, jak pod palcami kruszy się grobowa ziemia, czuł ciężar ciemnej, wilgotnej ziemi w ustach i na oczach.Teraz nie było już słów, nie słyszał spokojnego głosu, jedynie doświadczył uczucia jakby ciągnięcia - coś pozbawione dotyku ciągnęło go powoli do przodu.Lodowy robak wgryzł się w jego serce; to była czekająca śmierć.jego śmierć.Gdyby uczynił najmniejszy hałas, zadrżał albo wziął głębszy oddech, to nigdy już nie zobaczyłby słońca.Zacisnął oczy tak mocno, że bolały go skronie.Zwarł usta, by nie poddać się wzrastającej potrzebie oddechu.Cisza tętniła i syczała.Uczucie ciągnięcia stawało się coraz silniejsze.Miał wrażenie, że powoli osuwa się w miażdżące go morskie głębiny.Nagle coś zawyło, a potem usłyszał przekleństwo zaskoczonego Pryratesa.Zaciskająca się pętla zniknęła.Simon otworzył oczy i zdążył jeszcze zobaczyć, jak przemyka obok niego coś gładkiego i szarego, a potem pędzi obok butów Pryratesa w stronę otworu i znika w ciemności.Ochrypły śmiech zdziwionego Pryratesa odbił się głuchym echem po zagraconym magazynie.Kot.?Jeszcze tylko kilka uderzeń serca i czarne buty odwróciły się i odeszły w stronę luku.Po chwili Simon usłyszał skrzypienie szczebli drabiny.Simon wciąż siedział spięty i czujny, ledwo oddychając.Zimny pot spływał mu na oczy, lecz nie podniósł ręki, żeby go zetrzeć - jeszcze nie.WRESZCIE po wielu minutach, kiedy ucichły wszelkie odgłosy, Simon wynurzył się zza worków i stanął na trzęsących się nogach.Chwała Usiresowi i temu małemu kociakowi! Co teraz robić? Wprawdzie słyszał zamykanie górnego luku i kroki nad głową, lecz to nie musiało oznaczać, że Pryrates odszedł bardzo daleko.Ryzykowne byłoby podnieść zamknięcie otworu i rozejrzeć się; jeśli duchowny był jeszcze w magazynie, to z łatwością mógł go usłyszeć.Jak miał się wydostać?Wiedział, że powinien pozostać i czekać w ciemności.Nawet jeżeli alchemik jest na górze, to przecież kiedyś będzie musiał sobie pójść.Na razie to rozwiązanie wydawało się Simonowi najbezpieczniejsze, chociaż inna część Simona buntowała się przeciw niemu.Strach to jedna sprawa - a Pryrates przestraszył go na śmierć - lecz co innego było spędzić całe popołudnie w ciemnej dziurze i cierpieć związane z tym katusze, gdy Pryrates prawie na pewno szedł już do swej siedziby w Wieży Hjeldin.„A poza tym nie sądzę, żeby był w stanie zmusić mnie do wyjścia.a może? Byłem tylko śmiertelnie przestraszony."Przypomniał sobie szczeniaka z przetrąconym grzbietem.Przełknął ślinę i przez jakiś czas oddychał głęboko.Ten kot uratował go przed złapaniem - zlapaniem: zawsze będzie pamiętał czarne oczy Pryratesa.Było czego się bać.Gdzie się podział ten kot? Jeśli skoczył w dół, to niewątpliwie wpadł w pułapkę i nie wyjdzie bez pomocy Simona.To był dług honorowy.Kiedy posuwał się cicho do przodu, dostrzegł przez drzwi w podłodze słabe światło.Czyżby ktoś zostawił tam zapaloną pochodnię? A może było tam jakieś inne wyjście, drzwi, które prowadziły do jednego z niższych murów?Simon przycupnął najpierw przy otwartych drzwiach, nadsłuchując, czy nikt go tym razem nie zaskoczy, i dopiero później zaczął schodzić po drabinie.Powiew zimnego powietrza spowodował gęsią skórkę na ramionach i poruszył tuniką.Przygryzł wargę i zawahał się, lecz zaraz ruszył dalej.Nie napotkał kolejnej podłogi, tak jak się spodziewał, i zmuszony był schodzić dalej.Początkowo jedyne światło dochodziło tylko z dołu, jakby zsuwał się szyjką butelki, lecz później stało się bardziej rozproszone i wkrótce zejście się skończyło.Palcami nóg dotknął drewna po jednej stronie drabiny; to była podłoga.Stwierdził, że nie dałoby się już zejść niżej; ostatni szczebel znajdował się tuż nad podłogą.Najwyższy luk był teraz zamknięty, tak że jedynym źródłem światła był dziwnie lśniący prostokąt na odległej ścianie.Wyglądał jak niewyraźne drzwi obrysowane nierównym żółtawym światłem.Simon przesądnie uczynił znak Drzewa i rozejrzał się.W pokoju był tylko potłuczony słup do ćwiczeń kopią i parę innych zniszczonych rekwizytów używanych w czasie pojedynków.Wprawdzie wydłużone cienie kryły wiele zakamarków, lecz mimo to Simon nie znalazł niczego, co mogłoby zainteresować kogoś takiego jak Pryrates.Poszedł w kierunku świecącego prostokąta; jego wyciągnięte dłonie rzucały pięciopalczaste cienie w bursztynowym świetle, Żarzący się prostokąt zamigotał nagle, po czym zgasł i pokój pogrążył się w zupełnej ciemności.Simon czuł, że jest sam.Nie słyszał żadnego dźwięku z wyjątkiem pulsowania własnej krwi, które w jego uszach brzmiało jak szum odległego oceanu.Zrobił ostrożnie krok do przodu.Na moment pustkę wypełnił odgłos szurnięcia jego buta.Zrobił następny krok i następny.Palce wyciągniętej dłoni dotknęły zimnego kamienia.i czegoś jeszcze - był to dziwny, delikatny kontur ciepła.Przyklęknął pod ścianą.„Teraz już wiem, co to znaczy być na dnie studni.Mam nadzieję, że nikt nie zacznie do niej wrzucać kamieni"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]