[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To dziwne.Zza pomnika wyszedł młodzieniec - miał jasne włosy, różowe policzki.Odziany był w pogniecioną, białą koszulę i zielone pończochy.U boku nosił krótki miecz, napięcie pończoch przykryte było bogato zdobionym kawałkiem materiału.Uśmiechał się wspierając jedną rękę na boku.- Dziwne? - odezwał się.- Tak.Ale jeszcze dziwniejszy widok ujrzysz niebawem, wędrowcze.Patrz!Zrobił zamaszysty gest, kiedy dzwon zabił znowu.Dilvish odwrócił głowę i wstrzymał oddech.Cicho, niczym koty, budynki zaczęły krążyć wokół rynku.Kręciły się to w przód, to w tył.Przestawiały się, zmieniając położenie, jak gdyby w jakimś absurdalnym, gigantycznym tańcu.Dilvish wodził za nimi wzrokiem, a dzwon bił bez przerwy.W końcu zapytał młodzieńca:- Co to za czary?- Po prostu czary - nadeszła odpowiedź.- Prawdziwa magia, która przekształci to miasto w labirynt wokół ciebie.Przy kolejnym uderzeniu dzwonu Dilvish potrząsnął głową.- Ten pokaz wywarł na mnie duże wrażenie - wydobył z siebie.- Ale jaki jest tego cel?- Możesz nazwać to grą - odrzekł młodzieniec.- Labirynt będzie gotów, jak tylko dzwon zakończy swój śpiew, jeszcze kilka uderzeń.Potem będziesz miał godzinę, dopóki nie zabrzmi ponownie.Jeśli nie uda ci się znaleźć w tym czasie wyjścia z miasta, poruszające się budynki zetrą cię w popiół.- Ale po co ta gra? - zapytał Dilvish, a po kolejnym uderzeniu usłyszał odpowiedź.- Tego się nigdy nie dowiesz, Elfie, bez względu na to, czy wygrasz, czy też przegrasz.Jesteś jedynie częścią gry.Jednak obowiązkiem moim jest ostrzec cię, iż niezależnie od wybranej drogi, możesz być zaatakowany.Przy dźwiękach dzwonu budynki kontynuowały swój taniec.- Nie obchodzi mnie ta gra - stwierdził Dilvish sięgając po ostrze.- Mam zamiar zabawić się w coś innego.Właśnie wybrałem cię na przewodnika, który mnie stąd wyprowadzi.Odmów tylko, a pożegnasz się z własną głową.Młodzieniec wyszczerzył zęby i podnosząc lewą dłoń chwycił w nią pukiel włosów.Prawą wyciągnął miecz.Błyszcząca jak pochodnia broń przeszła szybkim, silnym ruchem przez środek jego szyi.Uniósł w górę lewą rękę trzymając w niej odrąbaną głowę - wciąż z uśmiechem.Dzwon zaśpiewał znowu.Usta poruszyły się.- Czy myślałeś, że masz do czynienia ze śmiertelnikami, przybyszu?Dilvish przybrał srogą minę.- Rozumiem - rzekł.- Doskonale.Do dzieła, Black!- Z radością - odpowiedział Black, a w jego pysku zatańczyły ogniki, które wypełniły też jego oczy.Cofnął się wraz z kolejnym uderzeniem dzwonu.Twarz na odrąbanej głowie wyrażała teraz nagłe zdziwienie.Powietrze wypełniło się elektrycznością.Kopyta Blacka waliły na oślep, przecinając powietrze w niekońskim ruchu.Kiedy młodzieniec parł do przodu, Black nacierał na niego w takt silnego grzmotu, który zagłuszył kolejne uderzenie dzwonu.Leżąca istota wydała z siebie przeraźliwy wrzask, a potem rozpłynęła się w powodzi ognia.Dzwon uderzył jeszcze dwa razy, zanim Black odzyskał równowagę.Stali teraz obaj, patrząc na zwęglony bruk.Po chwili nastała cisza.Budynki stanęły w miejscu.- Świetnie - odezwał się w końcu Dilvish.- Ostrzegałeś mnie.Dobra robota.Black zrobił jeszcze jedno okrążenie.Przypatrywali się teraz nowemu ułożeniu ulic, które prowadziły od rynku.- Jakieś szczególne życzenia? - zapytał Black.- Spróbujmy tędy - odpowiedział Dilvish, wskazując na uliczkę po lewej stronie.- Zgoda - rzekł Black.- A skoro o tym mowa, tę sztuczkę widziałem już w lepszym wykonaniu.- Czyżby?- Opowiem ci kiedyś o tym.Podążyli wybrukowaną ulicą.Wokół panowała cisza.Uliczka była wąska i krótka.Po obu stronach otaczały ich budynki.Nagły skręt w prawo, potem znowu w lewo.- Psst! Tutaj! - odezwał się głos z lewej strony.- Pierwsza pułapka - zamruczał Dilvish, odwracając głowę i sięgając po miecz.Z otwartych drzwi obserwował ich niski, ciemnooki człowieczek; jego włosy, długie i siwe, upięte były w wysoki kok.Ręce trzymał na wysokości ramion, dłonie na zewnątrz, jakby na dowód, że są puste.Ubrany był w szary, zniszczony strój.- Wszystko w porządku - szepnął piskliwie.- To nie sztuczka.Pragnę ci pomóc.Dilvish nie opuścił miecza.- Kim jesteś? - zapytał.- Drugą stroną - zabrzmiała odpowiedź.- Co to znaczy?- To gra, bez względu na to, czy się podoba czy nie - odrzekł człowieczek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]