[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był instytut! Oczywiście później doktor Brooks przeniósł się do Berkeley, a pani, jak pamiętam, ruszyła za nim, żeby kończyć doktorat.Pewnie się dobrze pani pod nim pisało.A co się teraz dzieje w Bennington?- Po staremu, cicho i przyjemnie.- Bo ja nigdy nie jeżdżę na zloty absolwentów - dodała Cathy.- Mnie też nie było tam prawie od roku - brzmiała odpowiedź Liz.- No więc, co porabia doktor Brooks? - podjęła wątek Cathy.- Słyszałam, że uczy teraz w Vassar College.- Więc jednak coś pani słyszała? Pewnie dalej gania za spódniczka­mi, założę się.Radykalny typ.Często go pani teraz spotyka?- Nie widzieliśmy się kilka lat.- Nigdy nie mogłyśmy pojąć, co pani w nim widzi.- Bez cudów, Caroline, mało która z nas była jeszcze wtedy dziewicą.Cathy upiła łyk szampana.- Prawda, że czasy były inne i wszystkie robiłyśmy masę głupstw.Z tym, że ja miałam szczęście.Jack wyprowadził mnie na drogę cnoty.Bęc! - dodała w myśli Libby Holtzman.- Niektóre z nas nie miały czasu na głupstwa.- Może tak, ale nie zazdroszczę pani życia bez rodziny.Musi pani być strasznie samotna.- Przynajmniej nie muszę się martwić, że mąż mnie zdradza - zauwa­żyła lodowato Liz, sięgając po ostateczną broń.Nie wiedziała, że pocisk okaże się niewypałem.Cathy wielce ubawiła ta uwaga.- Rzeczywiście, są kobiety, które mają takie problemy.Na szczęście, nie należę do nich, dzięki Bogu.- Pewność siebie bywa dla kobiety zgubna.- Tylko idiotki nie są nigdy pewne.Jeżeli dobrze zna się własnego męża, wiadomo, na co go stać, a na co nie.- Naprawdę czuje się pani tak pewnie? - zapytała Liz.- Oczywiście.- Powiadają, że żona dowiaduje się na końcu.Cathy przechyliła głowę w bok, zauważając:- Czy to abstrakcyjna dyskusja, czy też próbuje mi pani powiedzieć coś w twarz, zamiast za plecami?Boże wielki! Holtzman poczuł się jak kibic na meczu bokserskim.- Czyżbym sprawiała takie wrażenie? Wybacz mi, Caroline.- Nie ma sprawy, Liz.- Przepraszam, ale wolałabym.- Na mnie też trzeba mówić “pani doktor”, przez tę profesurę na John Hopkins i tak dalej.- Myślałam, że jest pani adiunktem.- Owszem - zgodziła się doktor Ryan.- Proponowano mi pełną profe­surę na Uniwersytecie Virginia, ale musiałabym się wtedy wyprowadzić z domu, który uwielbiam, zmienić dzieciom szkołę, no i oczywiście skom­plikować Jackowi karierę.Dlatego odmówiłam.- Na pewno nie ma pani chwili dla siebie.- Mam trochę obowiązków, ale uwielbiam swoją klinikę.Robimy naprawdę pionierskie badania, więc dobrze jest być tam, gdzie napra­wdę coś się dzieje.Pani musiało być łatwiej z przeprowadzką do Wa­szyngtonu, nic pani przecież nie trzymało, a poza tym, w naukach polity­cznych nie dzieje się chyba nic nowego?- Nie uskarżam się na swoje życie, bynajmniej.- Wierzę, dlaczegóż by miała się pani uskarżać - drążyła wyłom Cathy.- Łatwo poznać, że ktoś znajduje zadowolenie w pracy.- A pani się nie uskarża?- Skądże, to najszczęśliwsze lata w moim życiu.W gruncie rzeczy jest między panią a mną tylko jedna różnica - dodała Caroline Ryan.- Mianowicie?-.Nie wiem, gdzie się podziała moja żona.O, twoja rozmawia z Liz Elliot i Holtzmanami.Ciekawe, o czym tak dyskutują? - zdziwił się Bunker.-.Różnica jest tylko taka, że śpię w nocy z mężczyzną - zaczęła Cathy czarującym głosem - co ma tę zaletę, że nigdy nie muszę zmieniać w nim baterii.Jack odwrócił się, by ujrzeć swoją żonę w towarzystwie Liz Elliot.Perły tej ostatniej wydawały się brązowe, tak bardzo pobladł jej kark.Cathy była niższa niż doradczyni do spraw bezpieczeństwa narodowego, a przy Libby Holtzman wyglądała jak skrzat, lecz cokolwiek się działo w ich gronie, dotrzymywała placu jak mama niedźwiedzica i choć musia­ła zadzierać głowę, nie zdejmowała wzroku z twarzy Liz Elliot.Jack podszedł bliżej, chcąc zorientować się w sytuacji.- Jestem, kochanie.- Witaj, Jack - przywitała go Cathy, wciąż wpatrując się w cel.- Znasz Boba i Libby?- Dobry wieczór - Jack uścisnął im dłonie, lecz za nic nie mógł się zorientować, co oznaczają ich dziwne miny.Pani Holtzman wyglądała, jakby za chwilę miała pęknąć, lecz wzięła głęboki oddech i opanowała się, po czym zapytała:- Czy to pan jest szczęśliwym małżonkiem naszej Caroline? Słysząc ten komplement, Liz Elliot zdecydowała się wycofać ze starcia.- Chyba naprawdę jestem szczęściarzem, skoro mnie sobie wynalazła - potwierdził Jack, wciąż nie rozumiejąc sytuacji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl