[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem, jeżeli informacja przekształci się w dłuższy spektakl na żywo, po jego kolejne bloki zaczną się zgłaszać operatorzy sieci regionalnych i tematycznych, wykorzystujący rozmaite sektory Skorupy - wszechobecnej gęstwy infostrad cyfrowego uniwersum, przenikającego się w niezliczonych punktach z rzeczywistością i stanowiącego jej ukryty wy.miar.Trzeba było czym prędzej wydzierżawiać nowe do­meny i gejty, a zarazem jak najszybciej pobudzić do aktywności całą uśpioną moc mainframów centrum.Buyoma od razu ocenił, że wszystko, czym dysponuje, i tak nie wystarczy.W chwili, gdy NewsNet i jego muta­cje puszczą przez centra sieci światowej trajlery bieżącej transmisji, liczba zgłaszających się po jej odbiór zacznie rosnąć w postępie geometrycznym, a każdy nowo włącza­jący się w program będzie chciał obok bieżącej transmisji ściągnąć zapis archiwalny.Toteż rozpocząwszy rutynową procedurę i pozostawiwszy jej kontynuowanie komputero­wi, Buyoma przeskoczył do drugiego terminalu i zajął się wyszukiwaniem oraz bukowaniem na przewidywane po­trzeby transmisji każdego wolnego obszaru publicznej in-fostrady i sieci komercyjnych, jaki udało mu się znaleźć.W ciągu dwóch minut podbił w ten sposób cenę gigabajta na najbliższych węzłach o pięćdziesiąt procent, ale szukał dalej, przekonany, zresztą słusznie, że wkrótce i tak oka­że się, iż wziął wszystko za bezcen.To była pierwsza sprawa - zapewnić oczekiwanym klientom dostęp do materiału, zanim zdoła to zrobić na swoje konto któraś z sieci podnajmujących ich sygnał.Drugą sprawą było jak najszybsze opracowanie tego ma­teriału.Podczas, gdy pierwszym zajmował się Buyoma, nad drugim pracowała już jedna z jego podwładnych.W jej przypadku najpilniejsze było wywołanie z pamięci centrum YiMakera, programu opracowującego obraz i ścież­kę dźwiękową, oraz poddanie jego wstępnej, szybkiej ob­róbce zapisu eksplodującej ciężarówki Piątka, tak aby sie­ci informacyjne mogły w swych zasobach umieścić obraz już należycie przetworzony, kasujący rozmachem i wido­wiskowością wszystko, co w tym samym czasie mogła za­oferować konkurencja.Potem oczywiście, gdy będzie na to czas, gdy już znajdą i w trybie pilnym posadzą do pracy ludzi, ten wstępny obraz zostanie opracowany jeszcze raz, już z maksymalną pieczołowitością.YiMaker od chwili uruchomienia działał na kilku poziomach - oprócz przy­gotowywania zapisu archiwalnego, przejął również bieżą­cą transmisję i automatycznie przekształcał ją zgodnie z posiadanymi instrukcjami.Od chwili, gdy Buyoma po­twierdził stosowną decyzję przyciśnięciem w swoim pane­lu migoczącej ikony, ta właśnie wersja stała się podstawo­wym sygnałem ładowanym do sieci.Ponieważ była ona nieznacznie opóźniła w stosunku do sygnału bazowego, zmiana ta natychmiast dała się zauważyć na monitorach centrum.Kilka z nich pokazywało dalej ten sam obraz, większość powtarzała go z krótką zwłoką.Trzeci z dyżurnych pracowników centrum miał jeszcze chwilę na przygotowanie się do prawdziwej pracy.W prze­ciwieństwie do pozostałych, nie należał on do obsługi pro­gramu, ale do liczącego niemal połowę pracowników DCI 6 accountingu zajmującego się marketingiem, reklamami i całą finansową stroną firmy.Jego zadaniem było nale­żyte wyzyskanie wzrostu oglądalności.Wyspecjalizowane ośrodki Skorupy bezustannie monitorowały ruch w sekto­rach interaktywnej telewizji, dostarczając danych do po­dejmowania decyzji agencjom reklamowym.Jeśli jakiś program szedł nagle na tej nieustającej giełdzie ostro w górę, jeśli liczba włączających się do niego widzów wzrastała gwałtownie, jak właśnie zaczynało się to dziać z DCI 6, a obliczane błyskawicznie statystyczne przekroje widowni zaczynały pasować do hołubionego przez reklamodawców portretu konsumenta - to było oczywiste, że za chwilę program ten zostanie zasypany ofertami, że agencje obsiada go jak stado sępów trupa, każda starając się wyszarpać swój deal pierwsza, zanim cena reklamo­wej sekundy wzrośnie jeszcze bardziej.Trzeci przesiady­wał w centrum właśnie po to, by w razie czego sobie z tym zalewem ofert poradzić i wyssać z niego maksi­mum zysku dla stacji.Kiedy Buyoma mógł wreszcie pozwolić sobie, aby po­święcić część uwagi obrazowi na monitorach, tknęła go potworna obawa, że teraz nie stanie się już nic więcej.Przez pole widzenia kamer przebiegali uzbrojeni ludzie, układający jakieś skrzynie i łączący je kablami, mikrofony głuchły od kanonady i nieartykułowanych okrzyków, ale wszystko to było tylko migotaniem przypadkowych scen, nie składało się w żadną całość, mogącą przykuć na dłużej uwagę widza.Kierownik zmiany emisyjnej poczuł zbliżającą się panikę.Jeśli mylnie ocenił sytuację, jeśli transmisja teraz nagle się urwie, zostaną na lodzie z astro­nomicznymi rachunkami za poblokowane niepotrzebnie porty Skorupy.Ale zanim Buyoma zdążył się tej panice poddać, na ekranie, w miejscu, gdzie wcześniej była Jacqueline, poja­wił się Claude.Był blady i zagryzał kąciki warg, ale wyraźnie zdążył się już jako tako pozbierać.Wszedł przed kamerę niepewnym krokiem, prowadzony pod lufą przez faceta o mordzie tak bandyckiej, że żaden hollywoodzki specjalista od castingu nie zdołałby znaleźć lepszego.- Proszę państwa.Kochani - zaczął drżącym z poru­szenia głosem Claude.- Nie wiem, czy mnie słyszycie.Mówi Claude Finois, kierownik transmisji.Nasz konwój został napadnięty przez terrorystów.Nie wiemy jeszcze, kim są ci ludzie.Nie wiemy, czego chcą.Nie znamy roz­miarów naszych strat.Ale wiem, że na pewno będziemy potrzebować pomocy.Proszę, nie opuszczajcie nas w ta­kiej chwili.Udało mi się wynegocjować tyle, że nie prze­rwiemy tej transmisji.Wierzę, że uda nam się z tego wyjść cało.Wierzę, że nas nie opuścicie.Mówił krótkimi, urywanymi zdaniami, pełnymi emocji, strachu, ale i nadziei, zarazem przejrzyście i zwięźle.Nie można było w tej sytuacji wypaść lepiej.- I jeszcze jedno - rzekł, pchnięty pod żebra wycho­dzącą spoza kadru lufą.— Człowiek, który nimi dowodzi, powiedział, że przedstawi swoje żądania za pięć minut.Buyoma, jak spięty ostrogą, rzucił się do terminalu, aby przez wewnętrzny program komunikacyjny firmy znaleźć szybko tłumaczy z rosyjskiego, ukraińskiego, arabskiego i polskiego; któryś z nich na pewno będzie za chwilę potrzebny.Tym razem Buyomie było już o tyle łatwiej, że z każdą chwilą zgłaszała się do pracy coraz więcej pracowników DCI 6.Sygnał awaryjny podrywał ich od stołów, wyciągał z basenów, przerywał flirty i interesy.W lokalnej sieci fir­my robiło się coraz ciaśniej od ich zgłoszeń - wirtualnych fantomów sygnalizujących wymaganą w kontraktach dys­pozycyjność i gotowość do pracy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl