[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Trochę to się nie zgadza z wersją podaną przez podnieconych szaleńców i wariatów, nieprawdaż? — odpowiedział M’shall.— Zaiste, nie zgadza się.— W uśmiechu Azury’ego nie było śladu wesołości.— Ciekawe, że strażnicy wyszli z tej opresji bez jednej blizny, a tłum podnieconych szaleńców odniósł przeróżne rany i kontuzje.Widać, że prawdę nagina się tu na wszelkie możliwe sposoby.Mimo to jasno ją widać, jeśli ktoś ma oczy do patrzenia i uszy do słuchania.— Dobrze powiedziane — przytaknął Bridgely.— To jedźmy zobaczyć się z Richudem.Lorda Warowni Ista było trochę trudniej znaleźć, bo wziął wolne popołudnie i wybrał się na ryby, co było jego ulubionym zajęciem.Kapitan portu nie potrafił nawet powiedzieć, w jakim kierunku popłynął.— Jest razem z delfinami… niech smok zacznie zataczać koła, to może go wypatrzycie.Mały jacht z czerwonym żaglem, otoczony wielkim stadem delfinów.Richud twierdzi, że one go rozumieją.Może i ma rację — stary człowiek podrapał się w głowę i uśmiechnął z rozbawieniem na samą myśl.— To prawda, tak mówią kroniki — odpowiedział Azury.— Moi rybacy zawsze się za nimi rozglądają, gdy wpływają w Prąd.— Ano, niech i tak będzie — zgodził się kapitan i wrócił do nudnego zajęcia: liczył saki na kryla, wyciągnięte na brzeg w ciągu poprzedniego tygodnia.Craigath krążył ze swymi pasażerami wysoko, zataczając spiralę, której ośrodkiem był Port Ista.To on dostrzegł łódkę i zanurkował ku niej’! w powietrzu, wykorzystując siłę potężnych skrzydeł.Pomimo szerokich pasów bezpieczeństwa, którymi był przypięty do smoczego grzbietu, Azury rozpaczliwie uchwycił się Bridgely’ego, a ten z kolei zaniepokoił się, że smoczy jeździec będzie miał siniaki, tak mocnogo złapał w pasie.M’shall tylko odwrócił głowę z uśmiechem i poruszał ustami, jakby coś mówił, ale pęd lotu porwał jego słowa.Bridgely patrzył na zbliżającą się z zawrotną szybkością powierzchnię morza i aż się przegiął do tyłu.Nie raz latał na smokach i nie przerażały go ich figle, ale nigdy nie opadał z taką szybkością i pod tak ostrym kątem.Złapał się mocniej pasów i tłumaczył sam sobie, że tchórzostwem byłoby zamknąć teraz oczy.W chwili, gdy wszystkim wydało się, że Craigath zaraz nadzieje się na maszt jachtu — który zdaniem Bridgely’ego wcale nie był taki mały — spiżowy smok wyrównał lot tak nisko, że przestraszył dwóch marynarzy, którzy obserwowali, jak Richud walczy z wędką, niemal zgiętą na pół od ciężaru ryby, którą złapał, a teraz starał się wciągnąć na pokład.— Znajdź dla nas wolną chwilę, Lordzie Richudzie — zawołał M’shall, złożywszy dłonie przy ustach.Richud spojrzał przez ramię raz, potem drugi, i stracił kontrolę nad wędką i rybą.Kołowrotek zaczął szaleńczo wirować, gdyż puścił żyłkę.— Przestańcie się tak skradać! Patrzcie, co narobiliście! Do diaska.Czy ja nie mogę sobie od czasu do czasu zrobić wolnego? Chyba stało się coś bardzo złego, jeśli wybraliście się aż w trójkę tak daleko na południe.Podał wędkę marynarzowi i przeszedł na sterburtę.Od niespodziewanych gości dzieliła go wciąż spora odległość.— Zaprosiłbym was na pokład, ale smok by nas zatopił — powiedział.— Nie ma problemu — odpowiedział M’shall, a jego wzrok stracił ostrość, gdy rozmawiał ze swym smokiem.— Mógłbyś nas podwieźć trochę bliżej, Craigath?Oczy smoka polśniewały błękitem i wirowały szybko, gdy wylądował na wodzie, złożywszy gładko skrzydła wzdłuż kręgosłupa.Lewą łapą chwycił reling i przyciągnął się, razem z pasażerami, do samego kadłuba.Pod jego ciężarem jacht zaczął przechylać się na burtę.Żagle straciły wiatr i bom przelatywał z jednej strony na drugą, lecz już po chwili, równie niespodziewanie jak przedtem, płótno znów się wydęło i jacht ruszył przed siebie z poprzednią szybkością.M’shall zaśmiał się i poklepał Craigatha po szyi, zachwycony całym manewrem.— Co to jest? Jak on to robi? Co się dzieje, u licha? — zdumiony Richud patrzył to na smoka, to na jacht, a w końcu na M’shalla.Wiosłuje łapami, żeby utrzymać nas na kursie — odpowiedział Przywódca Weyru.Świetna zabawa.To lubię, Craigath poinformował swego jeźdźca.— Mówi, że mu się to podoba — dodał M’shall.— Nie złamie relingu, prawda? — Richud z pewnym niepokojem spoglądał na potężną łapę zaciśniętą na metalowym słupku.Smok pokręcił głową.Jest łamliwy, więc będę trzymał go lekko.— Bardzo dobrze.Mówi, że zdaje sobie sprawę z jego łamliwości — przekazał M’shall po chwili.— Niemożliwe — Richud potrząsnął głową.— Chyba użył słowa „łamliwy”?— Użył.Craigath ma bogate słownictwo.Wiesz, jak wyraża się Irena… No cóż, mój przyjaciel musi dorównywać Maruth, prawda?Smok kiwnął głową.— Mniejsza o to.Nigdy nie widziałem, żeby Ronelth albo Jemath tak pływali — mruknął Richud.— A więc, jakiej to pilnej sprawie zawdzięczamy waszą wizytę?— Chalkinowi natychmiast trzeba odebrać władzę.Warownia jest autonomiczna, póki jej Lord nie przekroczy swych praw — zaczął Bridgely, a potem opowiedział Istańczykowi w szczegółach o okrucieństwach Chaltona.— Nie miałem pojęcia, że wygnał ludzi.Przecież tam jest zima i grozi im zamarznięcie na śmierć.— Nie tyle grozi, ile już zagroziło — wyjaśnił M’shall.— Byli w strasznym stanie, Richudzie — dodał Azury.— Poleciałem tam i widziałem wszystko na własne oczy.A strażnicy… — tylko machnął ręką.— Sam wiesz, jakich ludzi zatrudnia Chalkin.— Wiem.Brutali, leni, łajdaków i podleców, takich jak ci artyści, co ich posyła na Zgromadzenia — odpowiedział Richud i zamyślił się.— Czy ktoś kiedyś skorzystał z punktu mówiącego o odebraniu Warowni?— Nie, to miało być jedynie zabezpieczenie.A w Bitrze prawie wszyscy potrzebują zabezpieczenia… szczególnie teraz, gdy nadchodzą Nici.Craigath puścił reling i nieco się oddalił od jachtu.Nagle zadrżał od ogona do głowy.To miłe.Zrób tak jeszcze.Z kim rozmawiasz, Craigath?— spytał M’shall surowo, zły, że musiał złapać smoka za grzebień na szyi i podnieść wysoko nogi, by nie zalała ich nagła fala.Pasażerowie reagowali równie szybko, by uniknąć zmoczenia.Delfiny mnie łaskoczą.Chcą się bawić, co? Niestety, przyjacielu, innym razem.Mamy jeszcze dużo roboty.Przepraszam was za to.Delfiny łaskotały Craigatha.— To smoki miewają łaskotki? — spytał zdumiony Bridgely.— Pewnie, że tak.Na brzuchu.Delfiny wypłynęły spod smoczego brzucha i wyskakiwały wysoko w powietrze, a potem nurkowały do wody i śpieszyły w ślad za jachtem.— I co teraz? Znów bierzemy się za Jamsona? — spytał M’shall, gładząc serdecznie spiżowego smoka po szyi.Z rozbawieniem zauważył, że Richud z powrotem wziął wędkę i właśnie zakładał na nowo przynętę.— Trzeba będzie go zmusić, żeby poleciał z nami do Bendenu i zobaczył wszystko na własne oczy, tak jak ty, Azury.— Bridgely zadygotał na samą myśl, że trzeba będzie wracać do lodowatych Dalekich Rubieży.Zabierzcie z sobą rysunki, zaproponował Craigath ku zdumieniu swego jeźdźca.Smoki rzadko udzielały rad nie proszone, ale Craigath, zdaniem M’shalla był niezwykle inteligentny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]