[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samochód wystartował, szarpiąc straszliwie i podskakując gwałtownie na kocich łbach.- Do Babilonu? - zawołała Victoria.- To brzmi cudownie.Naprawdę do Babilonu?Samochód skręcił w lewo, jechali teraz dobrze wybrukowaną szosą imponującej szerokości.- Tak, ale możesz się rozczarować.Babilon nie jest zupełnie tym, czym kiedyś.Victoria zanuciła:Ile mil do Babilonu?Siedemdziesiąt w jedną stronę.A czy zajdę tam przy świecy?Tam i nazad, wielkie rzeczy,Mój mości panie.- Często to śpiewałam, kiedy byłam mała.Zawsze fascynowały mnie te słowa.A teraz naprawdę jedziemy doBabilonu!- I wrócimy przy świecy.W każdym razie tak sądzę.W tym kraju nigdy nic nie wiadomo.- Ten samochód ma ochotę lada moment się rozlecieć.- I pewno się rozleci.Wszystko jest w nim na słowo honoru.Ci Irakijczycy doskonale potrafią go powiązaćsznurkami, mówią inszallah, i już jedzie.- Zawsze to inszallah.- Najłatwiej zrzucić odpowiedzialność na Wszechmogącego.- Chyba nie najlepsza ta droga? - wykrztusiła Victoria na kolejnym wyboju.Dobra, szeroka nawierzchnia okazała siętylko złudną obietnicą.Szosa była co prawda wciąż szeroka, ale pełna nierówności i kolein.- Będzie coraz gorzej - krzyknął Edward.Pełni szczęścia podskakiwali na wybojach.Tumany kurzu unosiły się wokół nich.Wielkie ciężarówki załadowaneArabami pędziły środkiem jezdni, głuche na sygnał klaksonu.Przejeżdżali obok murowanych ogrodzeń, mijali grupy kobiet, dzieci i osłów, dla Victorii wszystko było nowe istanowiło część czarodziejskiej przejażdżki do Babilonu u boku Edwarda.Poobijani i wytrzęsieni za wszystkie czasy, po paru godzinach jazdy dotarli do Babilonu.Zikkurat, rumowisko bezżadnego wyrazu, rozczarowało w pierwszej chwili Victorię, która spodziewała się kolumn i łuków, jak na pocz-tówkach z Grecji.Kiedy jednak gramolili się za przewodnikiem przez kurhany z adobe, rozczarowanie stopniowo zanikało.Victoriajednym uchem słuchała długich wyjaśnień, a idąc Drogą Procesyjną od bramy Isztar, wśród płaskorzezbprzedstawiających wyobrażenia zwierząt, przejęła się nagle całą chwałą przeszłości i zapragnęła dowiedzieć sięczegoś o tym wielkim, dumnym mieście, które teraz leżało u jej stóp martwe i opuszczone.Spełniwszy obowiązkiwobec starożytności, usiedli obok Lwicy Babilońskiej, by zjeść lunch, który zabrał ze sobą Edward.Przewodnikuśmiechnął się wyrozumiale, powiedział, że koniecznie muszą zwiedzić muzeum, po czym zostawił ich samych.- Naprawdę musimy iść do muzeum? - spytała Victoria w rozmarzeniu.- Rzeczy skatalogowane, poszufladkowaneprzestają być prawdziwe.Raz byłam w British Museum.-To było okropne, strasznie rozbolały mnie nogi.- Przeszłość jest zawsze nudna - powiedział Edward.-O wiele ważniejsza jest przyszłość.- To nie jest nudne - powiedziała Victoria, wymachując kanapką w stronę zikkuratu.- Daje poczucie, bo ja wiem,wielkości.Pamiętasz ten wiersz: Kiedy byłeś królem Babilonu, a ja chrześcijańską niewolnicą"? Może to my, ty ija.- Nie było żadnych królów w Babilonie w czasach, kiedy żyli chrześcijanie - rzekł Edward.- O ile pamiętam,Babilon przestał istnieć jakieś pięćset-sześćset lat przed narodzeniem Chrystusa.Archeologowie mają u nas na tentemat regularne odczyty, ale ja nigdy nie mogę zapamiętać dat starszych od greckich i rzymskich.- Chciałbyś być królem Babilonu, Edwardzie? Edward głęboko wciągnął powietrze.- Tak.Chciałbym.- Więc powiedzmy, że byłeś.A teraz masz nowe wcielenie.- Wtedy wiedziano, jak być królem! - powiedział Edward.- Dlatego potrafiono rządzić światem, kształtować go.- Myślę, że nie za bardzo chciałabym być niewolnicą -zastanawiała się Victoria.- Ani chrześcijańską, ani żadną inną.- Miał rację Milton - powiedział Edward i zacytował: - bowiem lepiej być władcą w piekle niż sługą w niebiosach".Zawsze podziwiałem Szatana u Miltona.- Nigdy dobrze nie rozumiałam Miltona - przyznała pokornie Victoria.- Ale poszłam zobaczyć jego Comus wSander's Wells, było cudownie, a Margot Fonteyn tańczyła jak anioł.- Gdybyś była niewolnicą, Victorio - powiedział Edward- wyzwoliłbym cię i zabrał do mojego haremu, tam - wskazał ręką na szczątki miasta.Victorii błysnęło oko.- Skoro mowa o haremie.- zaczęła.- Jak ci się układa z Catherine? - spytał szybko Edward.- Skąd wiesz, że pomyślałam o Catherine?- Pomyślałaś, nie zaprzeczysz? Posłuchaj, Viccy, naprawdę zależy mi na tym, żebyś się zaprzyjazniła z Catherine.- Nie mów do mnie Viccy.- Dobrze, Victorio z Charing Cross.Chcę, żebyś się zaprzyjazniła z Catherine.- Mężczyzni to głupcy.Zawsze chcą, żeby ich dziewczyny się polubiły.Edward, który do tej pory leżał z rękoma pod głową, wstał gwałtownie.- Wszystko ci się pokręciło, Victorio z Charing Cross.A twoje aluzje do haremu są po prostu głupie.- Wcale nie.Jak te wszystkie dziewczyny się na ciebie gapią, jak do ciebie wzdychają! Do szału mnie todoprowadza!- To cudownie - powiedział Edward.- Uwielbiam, jakjesteś wściekła.Ale wracając do Catherine.Chcę, żebyś się do niej zbliżyła z prostego powodu: jestem pewien, że jejosoba najpewniej zaprowadzi nas na trop.Ona coś wie.- Naprawdę tak myślisz?- Pamiętasz chyba, co słyszałem od niej o Annie Scheele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]