[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I trochę kawy?- Proszę - rzekł Rourke podając jej na wpół opróżnioną paczkę papierosów.- Myślę, że te są twoje.Znalazłem je w jeepie.Wyciągnęła po nie lewą rękę i nagle zamarła.- Byłaś postrzelona w przedramię - skomentował John i powrócił spojrzeniem do swojej kawy, popijając ją.- Czy ktoś ma ogień?Rourke sięgnął do dżinsów i wydobył z nich swoją zippo, wyciągnął w jej kierunku i pstryknął.Błękitno - żółty płomień skakał i drżał na wietrze.Dziewczyna spojrzała na niego, ich oczy spotkały się, potem opuściła głowę odgarniając włosy.Koniuszek papierosa rozjarzył się przez chwilę, a potem chmura szarego dymu wydostała się z jej ust i nosa, gdy zadarła głowę do góry, patrząc w niebo.- Wszystko pasuje.zauważyłem też, że jesteś piękna - oświadczył John ostrożnieOdwróciła się i śmiejąc się popatrzyła na niego.Powiedziała:- Myślę, że skądś cię znam.To znaczy, mam takie wrażenie.Ten opatrunek jest bardzo fachowy.Odezwał się Paul:- John jest lekarzem.Między innymi.Rourke bez słowa spojrzał na Rubensteina, potem powrócił wzrokiem do dziewczyny.- Miałem to samo uczucie, gdy zobaczyłem cię po raz pierwszy przy drodze.Że już skądś cię znam.- Co się stało?- Miałem nadzieję, że ty mi to powiesz.Paul i ja zobaczyliśmy po prostu twoje ciało przy drodze, zorientowaliśmy się, że jesteś ranna i próbowaliśmy ci pomóc.- Mówiłam coś? To znaczy, skąd wiedziałeś, gdzie znaleźć jeepa?- Nie mówiłaś wiele - rzekł Rourke i dodał: - Nie martw się.Mamrotałaś coś o jeepie i coś o Samie Chambersie.Jeśli dobrze pamiętam, był w Teksasie przed wojną.Właśnie mianowano go ministrem komunikacji przy prezydencie.- Wojna? - powiedziała Natalia.- Nie wiesz nic o wojnie? - zdziwił się John, pochylając się w jej kierunku.- Jaka wojna? - dopytywała się Natalia.- Powiedz jej o wojnie - zwrócił się do Paula, zapalając jedno ze swych ostatnich cygar.- Wygląda na to, że będzie dziś padać.ROZDZIAŁ XXIII- Boże, tutaj jest tak zielono - powiedział Samuel Chambers siadając na małej kamiennej ławeczce i przyglądając się bujnie rosnącej kamelii.- We wschodnim Teksasie, przy granicy z Luizjaną, jest zielono przez większą część roku.Ale wydaje mi się, że już czas rozpocząć spotkanie, panie prezydencie.Chambers spojrzał na mężczyznę mówiąc szybko:- Nie tytułuj mnie jeszcze w taki sposób, George.Jestem ministrem komunikacji i poprzestańmy na tym.- Ale jest pan jedynym ocalałym w linii następców, sir.Jest pan prezydentem.- Byłem w Tyler, w listopadzie zeszłego roku, na Festiwalu Róż.Możliwe że jest to najpiękniejsza część stanu Teksas, tutaj, na północ stąd i na południe, aż do zatoki.- Sir!- Idę, George.Zatrzymam się i powącham kwiaty, dobrze? Chambers wstał i sięgnął do kieszeni koszuli, wyciągnął Pall Malla.Patrzył przez chwilę na papierosa, a potem rzekł do swojego asystenta: - Jestem ciekaw, gdzie je będę zdobywał.podczas tej wojny?- Jestem pewien, że znajdziemy wystarczającą ilość, by zaspokoić pańskie potrzeby, sir - rzekł uspakajająco młody mężczyzna, którego Chambers nazywał George'em.Idąc za prezydentem i stając z boku, przepuścił go do środka, zupełnie jakby się obawiał, że mężczyzna jeszcze raz zawróci do ogrodu.Chambers odwrócił się, gdy dotarł do podwójnych francuskich drzwi, prowadzących z ogrodzonego murem ogrodu do biblioteki wewnątrz i niemal wiekowej bryły domu.Popatrzył na ogród, mówiąc do George'a:- Jestem bliski tworzenia historii, George.Gdy wejdę do pokoju, to odrzucę nominację na prezydenta lub ją przyjmę.A jeżeli ją przyjmę, czego prezydentem zostanę? Tej pustyni na zewnątrz za ogrodem.Większość to pustynia, mam rację?- Tak, sir.- Piękny kawałek Zachodniego Wybrzeża zniknął, Nowy Jork został zmieciony z mapy.Co mogę zaoferować moją prezydenturą? Rany, o których wiem, że są nie do uleczenia?ROZDZIAŁ XXIV- Kim oni są, John? - Rourke usłyszał pytanie Rubensteina.Nic nie odpowiedział patrząc na drogę, na zbolałe twarze zbliżających się powoli mężczyzn, kobiet i dzieci.Gdy twarze stały się dla nich obu oraz dziewczyny rozpoznawalne, John zauważył, że kobiety mocno przyciskają do siebie dzieci, zaś niektórzy mężczyźni wznoszą pałki i siekiery.- Kim oni są? - ponownie zapytał Paul.Rourke odwrócił się chcąc odpowiedzieć, ale dobiegł go z tyłu długiego siedzenia harleya zdławiony kobiecy alt- To uciekinierzy z jednego z miast przed nami.Mają to wypisane na twarzach, Paul.- Wiem, że skądś cię znam - powiedział do niej Rourke.- Ja ciebie też znam.Jestem ciekawa, co się stanie, gdy oboje sobie przypomnimy, skąd się znamy, John?- Nie wiem - powiedział wolno i powrócił spojrzeniem do ludzi na drodze.Zerknął na stojącego obok Rubensteina i powiedział:- Zsiądź i zostaw karabin na motorze albo daj Natalii.Powiedz, że nie chcemy zrobić im nic złego.- Skąd jednak będę wiedział, że oni nic mi nie zrobią ? -spytał młody człowiek schodząc z motocykla.- Będę cię osłaniał.Paul wręczył Natali SMG.John obejrzał się za siebie i rzekł:- Tylko nie mów, że nie masz pojęcia, jak się z tym obchodzić.Pamiętaj, że widziałem twoją robotę tam przy jeepie.- Nie będzie takiej potrzeby - odpowiedziała Natalia śmiejąc się.- Zobaczymy, proszę pani - chrząknął Rourke i obserwował Rubensteina, jak zbliża się do uchodźców z szeroko otwartymi ramionami, zupełnie jakby obłaskawiał obcego psa.Słyszał jak Paul zaczyna mówić:- Hej, słuchajcie.My jesteśmy dobrzy.Nie mamy złych zamiarów, moglibyśmy wam pomóc.Jakiś mężczyzna z kosą wyrwał w jego kierunku i John krzyknął:- Uważaj! - sięgnął po pythona, zaledwie wyciągając zza paska, gdy za plecami Paula rozległ się huk, a podmuch gorąca przeniknął mu po karku.Stylisko kosy zostało przecięte na pół, a Rubenstein obrócił się na pięcie z browningiem w prawej ręce, lewą poprawiając okulary na nosie.Rourke zerknął na Natalię mówiąc:- A nie mówiłem, proszę pani.- Niech cię diabli - odpowiedziała ześlizgując się z harleya i oddając ciągle odbezpieczonego “schmeissera” mężczyźnie.Przeszła kilka kroków i zatrzymała się, wycierając dłonie o dżinsowe spodnie.Rzuciła mu spojrzenie przez ramię i wolno ruszyła w stronę uchodźców oddalonych od Paula Rubensteina mniej niż dwanaście stóp.Jej głos brzmiał miękko, głęboko - tak, jak chciałbyś, by brzmiał głos twojej kochanki, pomyślał John.- Wysłuchajcie mnie, proszę - mówiła.- Nikogo z was nie chcemy skrzywdzić.Strzeliłam tylko w obronie mojego przyjaciela.Chcemy wam pomóc.Nie skrzywdzimy was.Przeszła przed czoło gromadki i prawą ręką, powoli, pogłaskała piaskowe włosy mniej więcej dziesięcioletniego chłopca, przytulającego się do kobiety będącej, jak sądził Rourke, jego matką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]